Ojciec pana Huanga siedział przy stole wraz z synem. Zauważył, że odwrócił specjalnie głowę, aby ten nie mógł spostrzec jego płaczu. Wstał z miejsca i podszedł do niego, chcąc chwycić jego głowę i utulić do brzucha.
Pan Huang odruchowo się odsunął, spoglądając potem na mężczyznę. Usta zaczęły mu drżeć, jakby zaraz miał się rozpłakać na dobre, a oczy były już przepełnione łzami, dlatego jedna spłynęła mu po twarzy.
Ojciec przytwierdził głowę syna do brzucha, gładząc go po niej namolnie, aby ten się uspokoił.
Pan Huang zanosił się od płaczu, przypominając sobie wszystkie przykre sytuacje z dzieciństwa, związane z jego tatą.
Malwina stała w progu drzwi, mając uchylone drzwi i obserwowała ich obu. Na widok ojca tulącego jej męża aż wytarła łzę w policzka, głęboko wzdychając.
Pan Huang niespodziewanie wstał z krzesła i wtulił się w tatę, chowając twarz w jego ramię, nie przerywając płaczu.
Starszy mężczyzna gładził syna po plecach jedną ręką, gdy drugą w tym samym czasie miał ułożoną na jego głowie.
— Wiem, jaki byłem względem ciebie okrutny za dawnych lat... — zaczął z żalem w głosie. — Ale wiedz, że robiłem to dla twojego dobra... Chciałem dla ciebie jak najlepiej. Chciałem, żeby twoje życie się ułożyło, ale z tego wszystkiego zapomniałem, że ty też możesz mieć swoje marzenia, które zapewne chciałbyś zrealizować. Decydowałem za ciebie, bo znam życie lepiej od ciebie i wiedziałem, że mój wybór będzie słuszny. Jak np. studiowanie medycyny... Wiem, że to jest bardzo ważny kierunek, po którym można osiągnąć dosłownie wszystko. Zostałbyś lekarzem i nie tylko wiódłbyś godne życie pod względem materialnym, ale i też leczyłbyś ludzi, ratował ich... Po części... a raczej w zupełności to ja poniosłem tu winę, bo przeze mnie nie mogłeś robić tego, co kochasz, podciąłem ci skrzydła wolności... Zdaję sobie sprawę, że zwykłe „przepraszam” tutaj nie wystarcza, ale nie wiem, jak inaczej mógłbym ci okazać moją skruchę... Ostatnimi czasy zacząłem robić sobie rachunek sumienia i doszedłem do wniosku, że przeze mnie straciłem syna, być może i na zawsze... — ostatnie słowa wypowiedział bardzo cicho.
Pan Huang był wpatrzony w ścianę, słuchając jednocześnie uważnie taty. Nie odstępował od niego na krok. Dopiero po chwili odsunął się o parę kroków, wycierając łzy z twarzy. Wodził wzrokiem po pokoju, a usta wciąż mu drżały.
— J-ja... — zacinał się, nie będąc w stanie nic powiedzieć. — J-ja... — przerwał, poddając się.
— Rozumiem twój żal i to, że mnie nienawidzisz... Masz do tego pełne prawo.
Syn wpatrywał się w ojca, przełykając ślinę przez bolące gardło z nerwów. Pokręcił głową na boki, jakby się nie zgadzał z tym stwierdzeniem, ale nie mógł nic wypowiedzieć przez ciągłe zapowietrzanie się i szlochanie.
W końcu się uspokoił po długim czasie i spróbował coś powiedzieć:
— J-ja... — wziął głęboki wdech. — Ja cię nie nienawidzę...
Ojciec przyjrzał się uważniej synowi.
Pan Huang odwrócił głowę, znowu mając łzy w oczach. Westchnął drżącym głosem.
— Pomimo tego wszystkiego... ja nadal cię... — nie mógł dokończyć zdania.
Malwina obserwowała męża.
— Powiedz... — odparła do siebie, ale jakby zwracała się do niego.
Pan Huang powtórnie westchnął.
— Ja nadal cię kocham... — szybko dokończył, zaciskając pięści.
Ojciec wytarł pojedynczą łzę ze swojego policzka. Przytulił syna ponownie, po chwili łapiąc go delikatnie za twarz i wpatrywał się w jego oczy.
Pan Huang zamknął oczy na moment i znowu spojrzał na ojca.
Starszy mężczyzna westchnął.
— Byłem też... bardzo przygnębiony śmiercią twojej matki... dlatego nie miałem już na nikim wyładować złe emocje... Tylko na tobie i twoim rodzeństwie...
— Mao nie żyje.
— Jak to? — przeraził się.
Zapanowała cisza.
Obaj wkrótce spojrzeli na Malwinę, która uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, zamykając potem drzwi, zostawiając ich samych.
Ojciec puścił twarz syna i patrzył na niego.
— Jak to nie żyje?
Pan Huang milczał.●●●
Pewien chłopiec spał smacznie w swoim łóżku. Miał 10 lat.
To pan Huang.
Nagle usłyszał dziwny hałas, który obudził tylko jego. Uniósł głowę, rozglądając się po ciemnym pokoju, dostrzegając swojego brata, jak ukradkiem kierował się do okna. Otworzył je i wyszedł przez nie z małym trudem, będąc już na zewnątrz. Miał na sobie ciepłe ubranie, bo była akurat zima, oprócz tego miał założony i cały wypchany jakimiś, niezbędnymi, zapewne, przedmiotami plecak. Poprawił czapkę i założył rękawiczki.
— Mao?
Chłopiec podniósł głowę, spostrzegając brata w oknie.
— Zitao, znikaj! — odparł szeptem.
— Dokąd idziesz? Jest zimno...
Mao posmutniał na twarzy.
— Ja nie chcę tu mieszkać...
— Ale dlaczego?
— Odkąd zmarła mama... tata nie jest dla mnie zbyt dobry...
— Nie tylko dla ciebie, głupku — odparł złośliwie Zitao.
— Nie mów na mnie „głupek”!
— A kto normalny bierze leki, bo jest chory psychicznie? Psychol!
Mao wyciągnął brata z okna na dwór, denerwując się.
Zitao trząsł się najęcie, kiedy stał w dodatku bosymi stopami w śniegu.
Mao się zaśmiał.
— Masz za swoje! — spojrzał się w dół, po czym przyjrzał się bratu — Odchodzę. Cześć — i ruszył przed siebie.
— Cz-czekaj! — odparł Zitao przez zgrzytające zęby. — D-d-dokąd idziesz? A c-co z tatą? Ze mną i z-z-z Mei?
Mao odwrócił głowę do brata.
— Nie obchodzicie mnie już — odparł, gdyby nigdy nic. — Idę poszukać nowej i lepszej rodziny. Nara. A ty marznij, idioto. To za.„psychola”! — zawsze, gdy Mao coś mówił, poruszał dziwnie jedną ręką i niekiedy nawet głową. Może rzeczywiście miał jakieś problemy na podłożu psychicznym...
Zitao płakał.
— M-mao! — szlochał i trząsł się z zimna równocześnie. Będzie bardzo tęsknić za bratem.
Chłopiec spojrzał ku górze na okno, próbując dostać się na górę, aż cudem mu się udało. Okrył się natychmiast grubą kołdrą i wychylił się przez otwarte okno. Obserwował, jak Mao się oddalał od ich domu, dźwigając przy tym ciężki plecak. Widział go po raz ostatni na własne oczy, gdy Mao przemierzał wieś samotnie w tę gwieździstą noc...
Usłyszawszy kroki ojca, który się zbudził, momentalnie zamknął okno i zasłonił roletę. Położył się na łóżku, szczelnie przykrywając się kołdrą. Spał.
Ojciec wszedł do pokoju Zitao, mierząc go wzrokiem, aż wreszcie zamknął drzwi z powrotem, odchodząc.Mao nie miał już sił. Plecak był zbyt ciężki, ale musiał dotrzeć do swojej wymarzonej rodziny. Ostatecznie rzucił go obok sklepu i usiadł na schodach, wyjmując kanapkę z bocznej kieszeni kurtki. Był bardzo głodny.
Odkąd Mao zniknął z domu bez śladu ojciec nie dał żyć panu Huangowi i jego siostrze. Nie mógł pozwolić, żeby i któreś z nich odeszło w siną dal. Młody pan Huang musiał się uczyć, uczyć i uczyć, gdy zaś Mei przebywała całymi dniami na dworze, unikając ojca.
Także w większości to jednak pan Huang wiecznie musiał wysłuchiwać krzyków taty i jego rozkazów. Nie sprzeciwiał się ojcu dla świętego spokoju... Do czasu, aż ukończył studia i wyniósł się ze wsi do miasta, tam rozpoczynając swoją karierę jako nauczyciel. Nie mógł się sprzeciwiać swojemu tacie, ani, broń Boże, podnieść na niego głos, gdy był o coś zły lub coś mu nie pasowało w pewnej kwestii, dlatego, pracując jako nauczyciel, miał okazję, aby wyładować swoje emocje. Stąd się wzięło to, dlaczego bywał taki okrutny, a niekiedy nawet chamski wobec swoich uczniów i innych nauczycieli w szkole. Nie tylko wyładowywał zbędną energię w ten sposób, ale również wyniósł to z domu.
Teraz to wszystko jest takie oczywiste, nieprawdaż?KONIEC LIX ROZDZIAŁU
CZYTASZ
|| THE TEACHER ||
FanfictionW jednej z polskich szkół pracuje nauczyciel biologii - pan Huang. Jest bardzo wymagający i bywa surowy wobec swoich uczniów. Poznaje pewną Malwinę, która miewa problemy w nauce z matematyki. Mężczyzna postanawia dyskretnie pomóc dziewczynie. Nastol...