XXXVII

468 20 1
                                    

Po południu pan Huang wracał akurat ze swoją córką na rękach do domu.
   Kasia nuciła coś pod nosem po swojemu, patrząc się na swoje rączki, a czasem na ojca.
   Mężczyzna uważnie słuchał dziewczynki, niekiedy uśmiechając się. Wykorzystywał każdą chwilę, którą spędzał z córeczką. Dzisiaj, oprócz tej sytuacji z Malwiną i byłym przyjacielem, z samego rana przyszła do progu jego mieszkania urzędniczka z MOPS'u, by zobaczyć w jakich warunkach córka żyła. Niestety ostateczną decyzją kobiety okazało się zabranie dziewczynki i przekazanie jej do domu dziecka. Ostatnimi czasy pan Huang nie bardzo był w stanie opiekować się córką; zaniedbał ją poprzez rzadkie karmienie, zapominając nawet o tym, ponieważ ciągle rozmyślał nad swoimi problemami. Zawsze, gdy słyszał płacz dziecka, bo było głodne, szybko ją karmił, ale to i tak było mało. Kasia trochę też spadła z wagi; rączki i nóżki miała chudziutkie, mimo że miała dopiero roczek. W żłobku nie miała ostatnio apetytu. Oprócz tego, urzędniczka wytykała błędy w wystroju mieszkania (sama pustka, niezgodne warunki do wychowywania dziecka). Ona sama była świadoma tego, że komornik wszystko zabrał panu Huangowi, dlatego to tylko dawało jeszcze większy powód, dla którego pan Huang miałby oddać córkę w obce ręce.
   Późnym wieczorem pan Huang siedział na łóżku a obok niego spała córeczka. Myślał nad tym, jak jego życie powoli się rujnowało; najpierw popadł w dług, potem zdradziła go żona, jeszcze potem stracił najlepszego przyjaciela, następnie stracił miłość swego życia, a teraz straci swoją ukochaną córeczkę. Co będzie dalej? Od dłuższego czasu zastanawiał się nad popełnieniem samobójstwa, aby zakończyć ten cały koszmar, bo tego nie można nawet nazwać życiem. Nigdy nie miał szczęścia.
   Pan Huang zerknął na córkę, kiedy przykładał już komórkę do ucha, a w jego oczach widniały łzy. W pewnym momencie skupił wzrok na śpiącą Kasię i tak się na nią ciągle patrzył.
   — Halo?... Dobry wieczór. Zitao Huang z tej strony... Ja dzwonię w sprawie mojej córki, Kasi Huang... Już mówię, otóż... zdecydowałem ją do was oddać... — pociągnął cicho nosem. — Tak... Tak... 15 grudnia, 2017 rok... Niecały roczek, tak... Jutro mam przyjść z córką, tak? Dobrze... Będę... Dobranoc.
   Kasia mruknęła coś przez sen, ruszając przy tym rączką.
   Pan Huang pociągał bez przerwy nosem, ukrywając jednak twarz w dłoniach i będąc skierowanym do córki tyłem, gdy siedział obok, aby w razie czego nie widziała, jak tata płacze. 

●●●

Pan Huang siedział na tylnym siedzeniu w taksówce wraz z Kasią na kolanach, która trzymała swojego pluszowego pieska w rączkach i zerkała czasem na tatę. Obok pana Huanga leżała mała walizka, w której schowane były rzeczy Kasi.
   Spojrzał na dziewczynkę ze łzami w oczach, jednocześnie sztucznie się uśmiechając i pocałował ją w czółko.
   Niebawem kierowca się zatrzymał tuż pod jakimś dużym budynkiem - to był dom dziecka. Odwrócił się do pana Huanga, który zaczął powoli wysiadać z auta.
   Stanął przy samochodzie z otwartymi drzwiami i skierował głowę w stronę taksówkarza.
   — Niech pan nie odjeżdża, to nie zajmie długo — poinformował go i odszedł z walizką w ręku, trzymając w drugiej ręce mocno Kasię.
   Pan Huang stał przed wysokimi drzwiami od budynku i nie wiedział, co zrobić. Wzrok miał wlepiony w te drzwi i się nie ruszał, jakby zamarł.
   Dopiero po chwili usłyszał słodki głosik swojej córki, która powiedziała:
   — Tata...
   Oprzytomniał i spojrzał na dziewczynkę szklanymi oczami od łez.
   Ona nie zdawała sobie sprawy z tego, co się działo, dlatego uśmiechała się do ojca, pokazując mu maskotkę, jakby chciała, żeby się z nią pobawił.
   Pan Huang powstrzymał się od płaczu, z czasem się uspokoił i uśmiechnął się do córki.
   — Chcesz się pobawić?
   Kasia uśmiechnęła się, podając tacie do ręki pieska.
   Mężczyzna puścił rączkę od walizki i wziął od niej pieseczka, następnie rozglądając się dookoła, spostrzegając niedaleko przy budynku plac zabaw dla dzieci. Poszedł z dziewczynką na rękach w stronę huśtawki, na której ją posadził i zaczął powoli bujać na niej Kasię.
   Taksówkarz aż przyjrzał się uważnie mężczyźnie oraz jego córce, nie mogąc oderwać od nich wzroku.
   Kasia śmiała się, kiedy tata trzymał mocno huśtawkę, na której siedziała, i popychał córkę do przodu. Za każdym razem chwytał siedzenie huśtawki i nie puszczał jej przez jakiś czas, słysząc, jak się śmiała, zwłaszcza, gdy pan Huang się wygłupiał.
   — Nie ma huśtania! — udawał zdenerwowanego, a później usłyszał w odpowiedzi śmiech, potem puścił huśtawkę i złapał ponownie, mówiąc mniej więcej podobne zdanie: — Koniec! Niegrzeczne dziewczynki nie mogą się huśtać!
   Kasia zanosiła się ze śmiechu, przez co pan Huang również się zaśmiał, spuszczając wzrok. Wziął córkę na ręce i podszedł z nią do zjeżdżalni. Trzymał ją mocno i usadowił na samej górze, by zaraz potem zjechała.
   Przez przypadek przewróciła się przodem na ziemię, brudząc rączki.
   Mężczyzna schylił się, by zabrać córkę na ręce i wytrzeć delikatnie jej brudne rączki, widząc po chwili, jaka była smutna, jakby ją to zabolało.
   — Bolało, kochanie? — spytał z troską w głosie, potem biorąc jedną jej rączkę i przyłożył ją do ust, całując ją całą. — Za chwilę przestanie boleć.
   Kasia przyglądała się temu, co robił jej tata, po chwili się uśmiechając.
   Pan Huang uśmiechnął się do niej i zaczął całować później drugą rączkę.
   — A czółko cię nie boli? — zaśmiała się cichutko, po czym złożył jej krótkiego całusa na czole. — A policzek? — pocałował Kasię w policzek, a dziewczynka śmiała się coraz bardziej. — A uszko? — pocałował ją w uszko, nie pytając się już córki, gdzie ją bolało, zaczął obcałowywać jej całą twarzyczkę, słysząc dziewczynkę, jak się śmiała.
   Resztę czasu spędzili jeszcze na placu zabaw, wygłupiając się przy tym, jak nigdy dotąd.
   Kiedy czas na zabawę już minął, pan Huang stanął w jednym miejscu, mając Kasię na rękach, i przypatrywał się jej z uśmiechem. Niebawem ten uśmiech zniknął mu z twarzy, a ukazał się smutek i wciąż patrzył się na córkę.
   Nie miał pojęcia, że przy budynku stała kobieta i od początku do końca obserwowała, jak ojciec wykorzystywał każdą chwilę z tą dziewczynką, zanim ją odda. Z tego wszystkiego aż jedna łza spłynęła jej po policzku.
   Pan Huang również miał łzy w oczach, przypominając sobie, co będzie musiał uczynić. Westchnął ciężko i udał się w stronę wejścia głównego, spostrzegając tę samą kobietę, która ich widziała. Przełknął nerwowo ślinę.
   — Dzień dobry... — odparł cicho, zerkając na córkę.
   — Dzień dobry, to pan do nas dzwonił wczoraj wieczorem?
   — Tak, to ja.
   — Proszę wejść — wskazała ręką na otwarte drzwi i weszła razem z panem Huangiem do budynku.

●●●

Pan Huang wyjął wszystkie dokumenty i pokazał kobiecie to, o co prosiła.
   Pani Kowalska (bo tak miała ona na nazwisko) przeglądała wszystkie papiery, zerkając czasem na smutnego mężczyznę i jego córkę, która ruszała z zadowoleniem nóżkami, kiedy wciąż była na rękach u ojca.
   Westchnęła, odkładając kartkę.
    — Proszę mi ją przybliżyć — wyjęła ręce w stronę dziecka.
   Pan Huang posadził Kasię na blacie obok dokumentów, która rozglądała się dookoła.
   Pani Kowalska oglądała uważnie twarzyczkę dziewczynki i rączki, nóżki, ogólnie sprawdzała czy dziecko było dobrze rozwinięte i nie miało żadnych wad wrodzonych na swoim ciele.
   Kasia była zdrowa. Jedynie była chudziutka.
   Później nadszedł wreszcie ten czas, by pożegnać się ze swoją córeczką.
   Pan Huang stał na wprost młodej kobiety, którą sprowadziła pani Kowalska, aby wzięła już Kasię na ręce i ją zabrała do pokoju, gdzie spały dzieci. Mężczyzna przypatrywał się córce, mając łzy w oczach. Westchnął, wycierając łzy i uśmiechnął się znów sztucznie do Kasi, aby widziała, że nic się złego nie dzieje i że tatuś był szczęśliwy.
   Chwycił jej rączki i nie odrywał oczu od Kasi.
   — Słońce moje... — zaczął mówić prawie łamliwym głosem. — Bądź grzeczna i słuchaj tego, co będą mówić ci panie, dobrze? Zresztą ty zawsze byłaś grzeczną dziewczynką, czasem psotną, ale to jak się bawiliśmy. Przez jakiś czas... mnie nie będzie przy tobie. Wiedz, że bardzo mocno cię kocham i nic tego nie zmieni, nawet, gdy... — przerwał i przełknął ślinę z trudem przez bolące go gardło. — Mam nadzieję, że poznasz nowego tatę, który pokocha cię tak mocno, jak ja... — powiedział to szybko, czując, że zaraz nie wytrzyma i się popłacze, a tego by nie chciał. — I mamę... Kiedy będziesz starsza, masz prawo być na mnie zła, a nawet mnie nienawidzić za to, co ci zrobiłem... — westchnął drżącym głosem, całując córkę w czółko przez dłuższy czas. Był to ostatni pocałunek... — Życzę ci szczęścia, kochanie... i kochających rodziców... Niestety nie mogę zapewnić ci bezpieczeństwa i godnych warunków do dalszego rozwoju... — zerknął przelotnie na dwie kobiety, które były w szoku, gdy słyszały jego monolog. — Żegnaj, kochanie...
   Kasia patrzyła się na oddalającego się ojca, który powoli kierował się w stronę wyjścia, a łzy spływały mu strumieniami po twarzy, szybko je wycierając. Pociągał nosem, niebawem stając przed drzwiami wyjściowymi, otworzył je i wyszedł, po cichutku zamykając je za sobą, a raczej tylko je przymykając.
   Pan Huang stanął przodem w stronę taksówki, nadal jednak będąc przy samych drzwiach. Przyjrzał się taksówkarzowi, który nagle przybrał smutny wyraz twarzy i zwiesił głowę, jakby odczuwał ten sam ból, co nauczyciel.
   W międzyczasie Kasia nagle zaczęła się rozglądać dookoła, kiedy drzwi już były przymknięte. Spojrzała na panią Kowalską, a potem na młodszą kobietę, zaczynając się wiercić.
   Próbowały ją uspokoić, ale to tylko pogorszyło sytuację.
   Dziewczynka zaczęła płakać, wołając przy tym:
   — Tata!... Tata!... — i tak bez przerwy.
   Znienacka do środka wparował zrozpaczony pan Huang, który pognał do córki, a przynajmniej miał taki zamiar, gdyby nie taksówkarz, który wyleciał za nim z samochodu, gdy ten chciał zabrać córkę z powrotem.
   — Kasia! — krzyczał przez płacz, kiedy mężczyzna trzymał go mocno i nie pozwalał mu podejść bliżej do swojej córki.
   — Tata!
   — Przepraszam! — płakał coraz bardziej, nie potrafił się opanować. Złapał się za lewą pierś i zsunął się z uścisku taksówkarza, siedząc na podłodze.
   Mężczyzna pomógł mu wstać i obaj wyszli z budynku, udając się do pojazdu, gdzie pan Huang natychmiast zażył leki. Potem odjechali z tego miejsca.
   Pan Huang przez całą drogę rozpaczał za swoją córką, wiedząc, że popełnił wielki błąd, ale chciał uchronić Kasię... właściwie to przed samym sobą. Gdyby tylko mógł cofnąć czas...; znalazłby lepszą pracę, gdyby się ożenił, musiałby mieć na oku swoją żonę, aby nie brała żadnych kredytów na kilkanaście lat i... No tak... Ale z drugiej strony, gdyby nie to wszystko, nie poznałby Malwiny i nie posiadałby córki... Zawsze są jednak jakieś plusy w tym, co los ci zdziałał. Aczkolwiek pan Huang w tej chwili przestawał już tętnić życiem.

KONIEC XXXVII ROZDZIAŁU







|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz