LI

333 10 0
                                    

Pewien młody chłopak stał przy zlewie w kuchni i dokładnie szorował gary. Z talerzy musiał zmyć zbędny brud, zdając sobie sprawę, że jego ojciec miał go na oku przez ten cały czas. Kim jednak był ten młodzieniec? Z wyglądu miał on może jakieś 16 lat... Wodził niekiedy wzrokiem po blacie, jakby się czegoś obawiał, a dreszcze przeszywały jego ciało ze strachu. Serce mocno mu waliło, czując wzrok własnego ojca na plecach.
   Tym chłopakiem był pan Huang.
   Za młodu bardzo się bał ojca i jego rygorystycznego wychowywania. Nie zawsze, aczkolwiek, mężczyzna okazywał mu swą złość i władzę, a czasem i nawet podłość względem syna. Trafiały się takie okazje, w których ojciec pana Huanga, co prawda udawał, ale okazywał zadowolenie, gdy, np. syn przyniósł mu w prezencie chociażby rysunek (gdy był jeszcze młodszy), albo, kiedy już podrósł, dezodorant i perfum. Niestety mężczyzna był bardzo zakłamanym człowiekiem. Gdy pan Huang był małym dzieckiem i dawał ojcowi swoje rysunki, ten od razu wychodził z pokoju, bądź kuchni (w zależności, w jakich okolicznościach malec dawał ojcu takie prezenty) i wyrzucał je po kryjomu, by syn nie mógł nic zauważyć. Niestety któregoś dnia dziecko odkryło, że tata nigdy nie był zadowolony z jego rysunków, które mu dawał, dlatego je wyrzucał do kosza. Mały pan Huang siedział tego dnia w swoim pokoiku i rozpaczał z tego powodu, jednak nie chciał wypomnieć tego ojcu, bo wiedział, że go zbije lub okrzyczy, albo jedno i drugie.
   Młodzieniec zerknął kątem oka na ojca, który przystanął obok syna, aby dokładniej przyjrzeć się temu, co robił.
   — A to dlaczego jeszcze nie umyte? — wskazał mężczyzna palcem na brudny talerz.
   Chłopak przełknął ślinę przez zaciśnięte gardło.
   — Bo jeszcze nie zacząłem...
   — To zacznij! — krzyknął, okazując w ten sposób nerwy, po czym odszedł. Przystanął jednak na moment i spojrzał się na syna. — Za pięć minut te gary i naczynia mają lśnić. Jeśli nie, to zapomnij o kolacji! Chyba że sam ją sobie przyrządzisz... — i odszedł.
   Pan Huang zmarszczył brwi i wbił wzrok w zlew, pełen naczyń, i uderzył ręką w blat, również się denerwując. W jego oczach zawitały łzy, gdzie jedna po chwili spłynęła mu po policzku. W tym momencie zaczął myć bez przerwy, aby mieć już to za sobą...
   Po upływie długiego czasu ojciec pana Huanga obserwował, jak mył już ostatni talerz.
   Syn odstawił umyty talerz na miejsce i spojrzał na ojca spode łba.
   Ten zaś westchnął, kręcąc przy tym nosem.
   — Ja bym jednak lepiej to wszystko umył...
   Chłopak zacisnął pięści, łapiąc pierwszy lepszy talerz, który stał na blacie, i rzucił nim na podłogę. Wszędzie leżały kawałki z potłuczonego naczynia. Tymczasem pan Huang wpatrywał się w ojca zawzięcie i z wielką nienawiścią w oczach, jakby chciał go za chwilę zabić.
   Mężczyzna zachował się jednak jeszcze gorzej od własnego syna. Wyjął rękę w stronę przedpokoju, patrząc się przy tym na chłopaka z wielkimi nerwami na twarzy i w głosie.
   — Won mi z domu, gówniarzu! — wrzasnął, na co pan Huang nagle oprzytomniał i zrobił smutną minę, gdy patrzył się na ojca. — I nie myśl, że wpuszczę cię dzisiaj do domu! Nie obchodzi mnie, gdzie będziesz nocował! Wynocha z mojego domu!
   — Już nigdy tu nie wrócę! Nienawidzę cię, łajdaku! — wrzasnął również rozżalony syn i odszedł do swojego pokoju, zabierając plecak, do którego pakował najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrał się ciepło, bo panował mróz na dworze (była zima) i prędko wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
   Ojciec ominął kawałki potłuczonego naczynia na podłodze w kuchni i usiadł na krześle, waląc z nerwów pięścią o stół.

●●●

Młody pan Huang usiadł na ławce, czując zmęczenie. W brzuchu bardzo mu burczało. Czuł się bezsilny, zapomniał nawet zabrać z domu coś do jedzenia, nie miał nawet przy sobie pieniędzy. Z tego wszystkiego zapomniał zabrać portfel, aby jakoś przetrwać.
   Młodzieniec szlochał pod nosem, zakładając kaptur od kurtki na głowę i oparł się plecami o ławkę, chcąc się jakoś ogrzać. Ocierał się dłońmi po kurtce, aby dostarczyć trochę sobie ciepła, ale niewiele to dawało. Nadal było mu zimno.
   Niedaleko niego stała 9-cioletnia dziewczynka o blond włosach i przyglądała się mu. Widziała, że chłopak był smutny, dlatego podeszła do niego nieco bliżej, ale zachowała pewien dystans między nimi. Chciała mu się tylko przyjrzeć z bliska.
   Młody pan Huang uniósł głowę, zauważając czyjąś posturę. Spostrzegł tę dziewczynkę, ale nie zareagował, ani nie okazał żadnej reakcji na twarzy. Po prostu przypatrywał się jej przez cały ten czas.
   W pewnym momencie dziewczynka się odezwała:
   — Dlaczego jesteś smutny?
   Młodzieniec jedynie westchnął i spojrzał się w dół na swoje kolana. Podniósł jednak głowę, by popatrzeć na dziewczynkę i odpowiedział:
   — Bo tata mnie nie kocha.
   Ona po chwili również posmutniała.
   — Mój tata mnie kocha, ale nie okazuje mi zbytnio tej miłości i pije.
   Chłopak pokiwał tylko zrozumiale głową, mając łzy w oczach, po czym spojrzał w dół.
   Dziewczynka poprawiła trochę swoje włosy, zgarniając je z oka.
   — A jak masz na imię?
   — Zitao — podniósł głowę.
   — A ja Malwina — uśmiechnęła się.

●●●

Pan Huang obudził się nagle, wydając z siebie przerażony głos, jakby się czegoś wystraszył. Siedział na łóżku i wpatrywał się w jeden i randomowy punkt, a obok niego siedziała żona, która nie rozumiała jego zachowania.
   Malwina uspokajała męża, gładząc go po policzkach dłońmi.
   — Zitao, co się stało? — nie ukrywała zaniepokojenia. — Coś ci się złego musiało przyśnić... Ale powiedz lepiej, kto dzwonił do ciebie?
   Mąż był w wielkim szoku.
   Malwina czule głaskała pana Huanga po twarzy, czasem nawet po głowie, aby już się uspokoił.
   — Zitao? Słyszysz, co mówię?
   Nagle mężczyzna skierował wzrok na żonę i nie odrywał od niej oczu.
   — Malwina?...
   — Tak?
   — Pamiętasz tę scenę, gdzie spotkałaś smutnego chłopaka, siedzącego na ławce?
   Kobieta zmarszczyła brwi, gdy przyglądała się mężowi.
   — A co to ma wspólnego do zaistniałej sytuacji?
   — Pamiętasz czy nie?
   — Nie... -— zastanowiła się jeszcze przez chwilę. -— Nie, nie pamiętam...
   — Ten chłopak, to ja. Spotkałaś mnie wtedy na ławce. To był ten dzień, w którym wyszedłem z domu, bo pokłóciłem się z ojcem.
   — Zitao? Ty się dobrze czujesz? Czy przy tym upadku z krzesła nie uderzyłeś się o coś głową?
   — Nie rób ze mnie wariata! — podniósł głos.
   — Nie robię, ale to dziwne, co mówisz...
   — Miałem sen!
   — I w tym śnie spotkałeś mnie, tak?
   — Tak, jak byłaś jeszcze dziewczynką! Miałaś może z jakieś... 10 lat..., a ja 16!
   — A może powiesz mi wreszcie, kto do ciebie dzwonił? — zmieniła temat.
   Pan Huang chciał już coś powiedzieć, ale się pohamował. Spojrzał się w dół, a potem na żonę.
   — Mój tata.
   Malwina przysunęła się do męża, aby go przytulić na pocieszenie.
   — Czego chciał?
   — Nie wiem, skąd ma mój numer... ale powiedział mi tylko, że chce mnie któregoś dnia odwiedzić i zobaczyć, jak ułożyło mi się życie.
   — To chyba nic w tym złego, że w końcu się tobą zainteresował, prawda?
  Pan Huang przyglądał się żonie z wielką uwagą.
   — Mój ojciec, kiedy jest czegoś ciekaw, zwykle nie robi tego bezinteresownie... Powinniśmy się przygotować na jego wizytę.
   — Czy ty się go nadal boisz?
   Panowała przez moment cisza, aż w końcu pan Huang się odezwał:
   — Owszem, ale wiem, że pewnego dnia coś we mnie pęknie i wygarnę mu wszystko, co leży na moim sercu od tylu lat...
   Malwina jedynie przytakiwała, uważnie słuchając męża.

KONIEC ROZDZIAŁU LI

|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz