Hawaje Cz. 2

63 3 30
                                    

Niedziela, 16 sierpnia 2016
Godzina 10:02

POV Mii:
"Podniosłam się z łóżka leniwie, patrząc przez okno - pogoda dopisywała na romantyczny... Ugh, po prostu spacer. Zerknęłam na ekran mojego Sony - żadnych powiadomień. To już mój codzienny rytuał, który polega na tym, że pierwsze co robię gdy wstaję, patrzę, czy ktoś wysłał mi jakąś wiadomość. Pierwszy raz od dłuższego czasu tak nie było, lecz wtedy nie przykładałam na to większej uwagi - po prostu się z tym pogodziłam. Włożyłam stopy do moich wełnianych kapci w kształcie kotków i zeszłam na dół, gdzie nie zastałam nikogo. To akurat mnie zaskoczyło, gdyż zawsze mój tata przyciągał mnie do kuchni zapachami przyrządzanych przez niego potraw. Jedna jednak rzecz przyciągnęła moją szczególną uwagę: była to kartka leżąca na stole w jadalni, na której było napisane:

Musiałem dziś wcześniej wyjechać, gdyż mam sporo interesów na głowie. Zostawiłem Ci pod kartką pieniądze na jakieś jedzenie. Kocham i bardzo przepraszam.

Tata

No cóż, musiałam sobie dziś poradzić sama. Kompletnie sama. Ciekawe, co teraz robi Michael? Domyślam się, że próbuje o mnie zapomnieć na jakiś czas i relaksuje się wśród palm..."

Godzina 9:20 czasu hawajskiego

POV Michaela:
"Obudziło mnie czyjeś uderzanie z otwartej ręki o moją twarz. Ujrzałem postać oprawcy dopiero, gdy ostrość mi się ustabilizowała - był to Finn, bynajmniej nie uradowany tym, że mnie widzi.

- Coś Ty na Boga ze sobą zrobił? - pytał mnie zmartwiony. Po tych słowach dotarło do mnie, jak spędziłem tą noc: zapijałem smutki przy barku. Patrzyłem na wszystko ze zdumieniem, jakim cudem byłem zdolny do takich rzeczy - wypiłem znaczną część zawartości schowka, rozciąłem sobie głowę prawdopodobnie od upadku na kafelki, no i reszty nie mówię, by nie wywołać u was obrzydzenia, pewnie ktoś, kto to teraz czyta zapewne spożywa posiłek (smacznego!).

- Co ja zrobiłem... - cicho wybełkotałem chwytając się za głowę. Pulsowała tak, jakby miała zaraz eksplodować.

- Teraz to nieważne. O to się nie martw. Załatwię kogoś, by to posprzątał. Teraz jedziemy do szpitala, żeby nie wdała Ci się jakaś infekcja...

- Nie krzycz tak, proszę Cię - ledwo mówiłem powstrzymując się od wycia z bólu, który był nie do opisania.

Pół godziny później czekaliśmy już na oddziale. Byłem niesamowicie przygaszony, nigdy więcej alkoholu. To już była gruba przesada.

- Pan Kasmirski, zapraszam.

Wyszedłem dosyć szybko. Nałożono mi trzy szwy, na szczęście nie szpeciło za bardzo mojej twarzy. To nie jest typ blizny, którą będę chciał pamiętać, to NA PEWNO NIE jest "rana wojenna", o której mógłbym opowiadać swoim dzieciom, czy wnukom. Po wszystkim poprosiłem Finna, by zabrał mnie do siebie i dał mi coś przeciwbólowego. Na jego propozycję o użyczenie mi łóżka bez większych zawahań przystałem, bowiem ten ból już mną kierował. Nigdy nie wypiłem w życiu takiej ilości trunku wysokowoltażowego. I raczej to się nie powtórzy.

Dochodziłem do siebie cały dzień. Carmen dodatkowo zrobiła mi zimny okład, co było rzeczą zbawienną. Gdy już ulżyło mi na tyle, bym mógł otworzyć oczy, do moich uszu wdarły się głosy zza ściany, a więc Finna i Carmen.

- Sam byłem w szoku, gdy go tam zobaczyłem. Nie spodziewałem się po nim, że potrafi doprowadzić się do takiego stanu - zaczął mój przyjaciel

Dominacja nade WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz