2: Rozdział 4.

620 49 4
                                    

Justin.

Gdy wstałem rano zapomniałem na chwilę o tym, że jestem sobą, bo gdy spojrzałem w lustro wyglądałem jak inny człowiek. Byłem przyzwyczajony, że miałem dłuższe włosy, a teraz mam bardzo krótkie. Mają zaledwie nie cały centymetr.

Wczoraj miałem rozmawiać z dyrektorem FBI o moim wykładzie w sprawie. Nawet nie wiem czego dokładnie będzie dotyczyło moje zadanie. Mężczyzna się nie zjawił, więc Roger wysłał mnie z jakąś dwójką mężczyzn do domu na jednej z ulic oddalonych od centrum LA.

Dostałem wiadomość, że od teraz to będzie miejsce mojego zamieszkania. Chociaż będę miał różne wygody, ale i tak wiem, że każdy mój ruch tutaj będzie obserwowany. Nawet nie wiem czy w łazience nie ma jakiś czujników. Pewnie są, ale kamery nie ma, bo należy mi się trochę prywatności. Przecież nie każdy musi widzieć mojego penisa.

Wstałem rano i ubrałem w ciuchy, które totalnie odbiegały od mojego luźnego stylu. Zawsze ubierałam jeansy i jakiś zwykły t-shirt, a teraz byłem trochę przesłodzony, ale pewnie po kilku dniach będę się już dobrze czuł.

Po ogarnięciu się zszedłem na dół w celu poparzenia czy w ogóle w kuchni jest coś do jedzenia. Niestety nic nie było, a byłem cholernie głodny. W tym czasie usłyszałem dzwonek do drzwi, więc poszedłem je otworzyć. Zobaczyłem rozpromienionego Rogera. Z jego twarzy chyba nigdy nie schodzi ten uśmiech. To totalny wariat z dystansem do siebie.

- Przypomniałem sobie, że masz pustą lodówkę, więc kupiłem coś po drodze gotowego. - powiedział wchodząc do domu. - Mamy 30 minut na śniadanie i jedziemy do agencji. - dodał. - Masz tu jakieś naczynia i sztućce? - zapytał idąc do kuchni i szukając po szafkach potrzebnych rzeczy.

Po kilku minutach siedzieliśmy już przy stole w jadalni i jedliśmy śniadanie, które jak dla mnie było najsmaczniejsze od jakiś dwóch lat. Postanowiłem, że ten czas mogę wykorzystać na to żeby podpytać go chociaż o trochę spraw. W końcu wydaje się człowiekiem z ust, którego szybko wylatują szybko słowa.

- Od dawna pracujesz dla FBI? - zapytałem.

- Nie, od kilku tygodni. To pierwsza tak poważna sprawa, w której biorę udział. To ekscytujące. - odpowiedział.

- Na pewno. Zapowiada się długa sprawa.

- Wszystko Ci wytłumaczy na dzisiejszym spotkaniu dyrektor FBI.

- A ty już coś o tym wiesz? - zapytałem.

- Nie mogę nic na razie powiedzieć.

- Oj weź Roger, nie musisz mi mówić wszystkiego. Tylko trochę. Obiecuję, że nikomu nie zdradzę nic.

- Obiecujesz? Mogę przez to stracić pracę.

- Obiecuję, zostawię wszystko co mi powiesz dla siebie.

- Okej, przybliż się trochę. - odparł. - Główne służby wiedzą, że byłeś kimś znaczącym w podziemiu handlowania bronią i narkotykami. Liczą na twoją pomoc. Szukają jednej grupy z Meksyku. Ludzie umierają przez to co sprzedają, ale tu nie chodzi tylko o używki. Gra toczy się o wyższą stawkę. Wiem tylko tyle.

- Możesz liczyć na moją dyskrecję. - powiedziałem szczerze. Uważałem, że jest z niego dobry mężczyzna, więc nie miałem ochoty skazywać go na dyscyplinarne wywalenie z pracy.

Skończyliśmy śniadanie i musieliśmy jechać już do agencji. Nie do głównego biura, bo w głównej siedzibie jest wiele osób, które nie wiedzą o pewnych sprawach, więc lepiej być ostrożnym, przynajmniej ja to tak rozumiem.

Wraz z Roger'em wysiedliśmy przy jednym z budynków, a kierowca pojechał gdzieś dalej. Na chwilę się zagapiłem.

- Justin idziesz? - zapytał.

You are only mine || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz