2: Rozdział 6.

592 50 10
                                    

Justin.

W Hiszpanii spędziłem tylko kilka dni, bo po dwóch dniach dowiedzieliśmy się, że całe towarzystwo, które było w Sevilli nagle zniknęło, więc nie można było się nawet wbić na ich imprezę. Szczerze to tylko dowiedzieliśmy się kilku szczegółów od jakiś osób. Nie znaliśmy nawet nazwisk ani imion. Wszystko było do bani. Zero jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Do tego ten Joe. Gdziekolwiek nie byłem ludzie patrzyli się na niego jakoś dziwnie. Nie chcieli nic mówić, bo był podejrzany. Też bym przy takim człowieku nic nie mówił, bo wygląda na zwykłego kabla. Skąd mm wiedzieć, że później nie daje komuś relacji z każdego mojego kroku? Nie ufam mu jak na razie.

Wróciliśmy od razu do Los Angeles, a ja zostałem od razu wezwany do dyrektora, więc od razu musiałem tam przyjechać. Z mężczyzną udałem się do jego tajemniczego pomieszczenia tak jak ostatnim razem. usiedliśmy przy stole. Nie odzywałem się, bo czekałem na jakieś pytania z jego strony. W końcu nie było co za wiele opowiadać. Cała grupa zmyła się z Sevilli. Jestem pewny, że ktoś ich poinformował o tym, że ich szukają.

- Masz jakieś informacje? - zapytał wreszcie.

- Zmyli się. Jestem pewny, że wśród nas jest ktoś kto z nimi działa, więc radziłbym panu żeby w tą sprawę było zaangażowane jak najmniej ludzi, a tylko nieliczni znali szczegóły.

- Masz na myśli, że mamy tutaj szpiega? 

- Nie wiem czy to szpieg. Mogą równie dobrze zastraszać kogoś. Wie pan jak to jest w dzisiejszych czasach. Informacje albo twoja rodzina znika z tego świata. 

- Będę miał na uwadze twoje słowa. - odparł. - Na razie nie mam dla ciebie żadnych zadań, ale uważaj n siebie i bądź na miejscu, bo w każdej chwili Joe może poinformować cię o jakiejś akcji.

- Nie wiem czy robię źle jeśli powiem, że mu nie ufam. Wydaje się dziwny, jest cichy, a jednak obserwuje wszystko z dokładnością.

- Nie masz o co się martwić Justin. To syn mojej siostry. Dobry z niego chłopak, zna się na wszystkich urządzeniach elektronicznych jak mało kto w tym kraju tylko wydaje się trochę taki cichy. - powiedział.

- W takim razie okej, będę już szedł.

- Bądź ciągle pod telefonem.

Wyszliśmy z tajemniczego pokoju. Pożegnaliśmy się symbolicznym uściskiem dłoni. Rzuciłem krótkie "pa" w stronę jego sekretarki i wyszedłem z budynku. Założyłem na swoje oczy okulary przeciwsłoneczne i wsiadłem do swojego samochodu.

Kiedy wróciłem z Hiszpanii do domu, w którym aktualnie mieszkam w garażu znalazłem czarne Audi. Szczerze to nie było ono najlepsze, bo w swojej własnej kolekcji miałem sto razy lepsze i szybsze samochody, ale aktualnie wystarczy mi właśnie takie.

Musiałem jechać do mojego cichego współpracownika po adres do Ariany. Chciałem ją odwiedzić. Musiałem w końcu ją zobaczyć. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę, a od losu trafiła mi się największa szansa w życiu. W końcu będę mógł ją przytulić i całą wycałować. Czekałem na to w chuj za długo.

Wsiadłem do samochodu i pojechałem do naszego głównego biura, gdzie najprawdopodobniej powinien być jeszcze Joe. Jeśli nie dostanę tego adresu dzisiaj to wkurwię się i sam ją znajdę. Gdy wszedłem do środka zauważyłem Sofię jak rozmawia z jakimś mężczyzną. Gdy tylko mnie zauważyła nagle ten czlwoiek odszedł od niej.

- Justin, miło cię widzieć. Jak tam w Sevilli? - zapytała.

- Nie najlepiej. - odpowiedziałem niechętnie.

- Początki są zawsze trudne, ale na pewno w końcu ich znajdziecie. - uśmiechnęła się. - A i jeszcze jedno, Joe kazał ci to przekazać. - wyciągnęła że swojej teczki kopertę. - Będę wracać juz do pracy, do zobaczenia Justin.

You are only mine || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz