Rozdział 37

520 29 2
                                    

Jestem w jakiejś budce telefonicznej. W sumie, nie mam bladego pojęcia, jak się tu znalazłam. Jestem tu z Hermioną, Ginny, Luną, Harrym, Nevillem i Ronem.

- Hej dziwne pytanie, ale... co my tu robimy robimy? - zapytałam ale moje pytanie zostało to bez odpowiedzi. Jak to możliwe że tu jesteśmy przecież byłam na lekcji wróżbiarstwa. Zaniepokojona czekałam na odpowiedź. Niestety. Żadnej reakcji. Nikt nawet nie raczył na mnie spojrzeć.

- Halo? - zapytałam głośno. Żadnej reakcji.

- Kto jest najbliżej aparatu, niech wykręci 62442 - usłyszałam głos Harrego. Ron od razu to zrobił dziwnie wyginający rękę by dosięgnąć tarczy. Kiedy wykręcił ostatni numer, a ja dalej czułam się zagubiona, rozległ się chłodny kobiecy głos:

- Witamy w Ministerstwie Magii. Proszę podać imię, nazwisko i sprawę.

-Harry Potter, Ron Weasley, Hermiona Granger - powiedział szybko Harry - Ginny Weasley, Neville Longbottom, Luna Lovegood... Przychodzimy, żeby kogoś uratować, chyba że Ministerstwo zrobi to szybciej.

Zaskoczona mimowolnie dodałam:

- Jeszcze ja, Elizabeth Snape - mój głos został jakby przez nikogo niezauważony, nawet przez kobietę która kontynuowała:

- Dziękuję. Proszę wziąć plakietki i przypiąć sobie na piersiach.

Pół tuzina plakietek Wysunął się przez szparę służący zwykle do zwrotu monet, a ja się zastanawiałam.

Jestem niesłyszalna i niewidzialna czy jak?!

Hermiona zabrała plakietki i podała je Harry'emu nad głową Ginny.

- Szanowni interesanci, przypominamy o konieczności poddania się kontroli osobistej i okazania różdżek do rejestracji przy stanowisku ochrony, które mieści się na końcu atrium.

- Świetnie - powiedział głośno Harry, najwyraźniej zniecierpliwiony - Możemy jechać?

Drzwi budki zadrżały, a za szklanymi ścianami chodnik nagle pojechał w górę. Ogarnęła nas ciemność i z głuchym zgrzytem zaczęliśmy się zapadać w głębiny Ministerstwa Magii.

Zjechaliśmy na dół i po słowach: "Ministerstwo Magii życzy państwu miłego wieczoru" drzwi budki telefonicznej otworzył się gwałtownie. Harry wygramolił się na zewnątrz, a zanim wyszli Neville i Luna. W atrium słychać było tylko jednostajny plusk złotej fontanny.

- Naprzód - szepnął Harry i cała szóstka pobiegła za nim przez salę w stronę biurka za którym uprzednio siedział ochroniarz sprawdzając różdżki, ale teraz nie było nikogo. Zdezorientowana szybko podążałam za nimi. Moi przyjaciele weszli do windy, a ja z ledwością zdążyłam biec, zanim drzwi się zatrzasnęły. Westchnęłam z ulgą, lecz nie na długo, gdy nagle usłyszałam drzwi usłyszałam głos oznajmujący:

- Departament tajemnic.

Byłam kompletnie zdumiona. Gdzie to w ogóle jest ?!

Kraty ponownie się rozwinęły i wyszliśmy na mroczny korytarz. Nic tutaj się nie poruszało, oprócz płomieni najbliższej pochodni falujących pod wpływem powietrza z windy.

Naprzeciwko mnie zauważyłam na końcu korytarza czarne, duże drzwi...



-Eliza! Wszystko w porządku?

Powoli zaczęłam uchylać powieki. Doszedł do mnie silny różany zapach, który sprawił że zakręciło mi się w głowie.

Otworzyłam oczy, a przede mną zobaczyłam twarz zmartwionego pochylającego się nade mną Nevilla oraz nie mniej zmartwionej profesor Trelawney.

- Eliza! Wszystko w porządku? - Zapytał z troską w głosie Neville. Kątem oka zauważyłam, że reszta klasy jest bardziej zainteresowana mną niż lekcją.

- T-tak... - wyszeptałam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale zabrakło mi na to sił.

Chwilę potem pani profesor kazała Neville'owi, pomimo moich nieprzytomnych protestów, że dobrze się czuje, zaprowadzić mnie do pani Pomfrey. W gruncie rzeczy prawie całą drogę nie kontaktowałam, z powodu wyczerpania i okrutnie słabego samopoczucia.

Kiedy doszliśmy, ledwo do mnie dotarło że mam zostać w skrzydle szpitalnym, i posłusznie położyłam się do łóżka. W końcu pielęgniarka dała mi coś do wypicia i zasnęłam błogi, spokojnym snem.

Córka SeverusaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz