#59
Wielkanoc za rogiem, niemal tydzień i będą kolejne święta. W tym czasie niewiele się zmieniło. Każdy żył swoim życiem, nie mieliśmy na szczęście żadnych przygód. Ja z Willem odbyliśmy małe kłótnie, ale pod koniec dnia już o nich nie pamiętaliśmy. Zdaliśmy oboje wszystkie egzaminy, Maya pogodziła się z faktem, że już nie mamy tak dużo czasu dla siebie jak dawniej. Ja chciałam znaleźć pracę, ale Will mi ewidentnie zabronił. Oczywiście go nie posłuchałam i szukałam na własną rękę, ale nie znalazłam niestety nic. Philip żyje swoim życiem jak do tej pory nie zważając na nic. Jedyna zmiana jaka zaszła na przełomie tych miesięcy to, że zaczęłam się bawić z najbliższymi. Parę razy zbierałam Philipa z narzeczonym z podłogi. Jak widać mam mocniejszą głowę niż ktokolwiek by się spodziewał. Ian z Maya również są szczęśliwi. Powoli żyją jak małe małżeństwo. Teraz byle przeżyć dwa dni i wyjazd do domku rodzinnego. Will chce jechać ze mną i nie mam zamiaru mu zabraniać, ale myślę, że powinien spróbować porozmawiać z matką i ojcem. Harry również ma przyjechać, więc to byłby idealny czas na poważną rozmowę. Ten upiera się, że nie chce ich widzieć, dlatego nic na siłę. Co nie zmienia faktu, że dalej go będę w jakiś sposób nakłaniać.
W tym momencie wstaję z łóżka z bólem i idę z zamkniętymi oczami prosto do łazienki. Jak ja zazdroszczę Willowi, że nie musi wstać i malować się. To znaczy, ja też nie muszę, ale rutyna weszła w życie i jakoś czuję się lepiej nawet z samym tuszem. Załatwiam swoje potrzeby w łazience i kieruję się do garderoby. Skoro jest czwartek to decyduję się na niebieski sweterek z dekoltem w serek i czarne, opinające spodnie z dziurami na kolanach. Tak gotowa siadam przy toaletce i rozczesuję włosy. Wyciągam potrzebne kosmetyki na blat i zaczynam się malować. Baza, podkład, korektor, cienie, tusz, puder, rozświetlacz.
- Cześć kotek. - w drzwiach stoi Will. Ma jeszcze zaspaną twarz – Robię śniadanko, co chcesz? - pyta.
- Kochanie.. zastanówmy się, nic. - odpowiadam, uśmiechając się lekko.
- Oj nie, nie. Masz wizytę w sobotę i wyniki mają wyjść najlepsze na świecie.
- A wiesz, że na wizytę chodzi się bez śniadania? - stanął za mną i pogładził moje włosy.
- To może inne śniadanie? - położył głowę na moim ramieniu. Zaczyna całować moją szyję. Nagle zaczyna dzwonić telefon, zrywam się, pozostawiając Willa ze skwaszoną miną.
- Cześć mamka! - odzywam się pierwsza. Teraz codziennie do siebie dzwonimy, moja siostrzyczka wyjdzie na świat za niecałe dwa miesiące, już nie mogę się doczekać. Kupiłam tyle ubranek, zabawek. Czuję się jakbym to ja co najmniej była w ciąży, ale na szczęście nie jestem i nie zamierzam być w najbliższym czasie.
- Skarbie, kupiłam już składniki na ciasta i to przyjęcie. Ty zrobisz tego placka z czekoladą? Bo mi się do lodówki nie zmieści, a przyjedziesz pierwsza. Myślę, że z Willem dacie radę. - rzekła. Najwyżej spalę mieszkanie, ale mamie nie odmówię.
- Pewnie! Postaram się go nie spalić! - śmieję się.
- Ty to kuchni nie spal. - ona również się roześmiała. Powiedziała, że się śpieszy, wyśle mi przepis wiadomością i rozłączyła się. Ja także śpieszę się na wykład.
Kiedy skończyłam rozmowę, Will był już gotowy. Ubrany w czarne spodnie i granatową koszulę w spód wygląda jak młody bóg. W dodatku postawił sobie delikatnie włosy, a jego trzydniowy zarost wygląda doskonale i kusząco. Zgarnął plecak z ziemi i ubrał nowe buty. Ja zamiast zacząć ubierać swoje buty gapiłam się w niego do tego stopnia, że zaczął mi pozować. Wyciągnęłam więc aparat i zrobiłam mu serię zdjęć i ustawiłam sobie nową tapetę. Potem pojechaliśmy na uczelnię. Ja udałam się pod swoją salę wykładową, a Will pod swoją.
CZYTASZ
Two faces - Zakończone
Teen FictionMiłość nas połączyła. Uczucie, które nie ma definicji, uczucie, które jest najlepszym uczuciem pod słońcem. Powoduje uśmiech na twarzy człowieka. Bo w miłości nie liczy się wygląd. W miłości nie liczy się wiek, czy kolor skóry. Liczą się tylko i wył...