Rozdział - 62

1.6K 85 8
                                    

#62

- Wie pan jak mnie pan przestraszył!? Tak się nie robi. - Adam odetchnął z ulgą.

Skoczyłam na Philipa, śmiejąc się jak dziecko. Mam brata! Lekarz się pomylił i to jest ta komplikacja. Boże... To wcześniak, bardzo malutki dzieciaczek, mój braciszek. Musi zostać w szpitalu na dość długo z mamą, ponieważ to cud, że urodził się bez żadnych niechcianych komplikacji. Jest zdrowy i to najważniejsze. Adam już poleciał zobaczyć swojego syna. Co jak co, ale Philip to nie wiem czy nie cieszy się bardziej ode mnie.

- Mamy brata! - krzyknęłam. Nawet pielęgniarka z drugiego końca korytarza odwróciła się i zaśmiała.

- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. - usłyszałam głos Harrego – To mogę już iść. - powiedział i ubrał na siebie marynarkę.

- Dziękuję, że zostałeś. Pa. - odpowiedziałam mu, Will spoważniał, ale złapałam jego dłoń i uśmiechnęłam się do chłopaków.

Po paru minutach, albo nieee. Po wielu minutach Adam wyszedł z sali. Wcale mu się nie dziwię, że tak długo tam był. Sama pobiegłam jak opętana, gdy dostałam zgodę. Weszłam cicho do małego pomieszczenia. Na dużym łóżku leży mama, jest bardzo zmęczona. Obok jej łóżka stoi bardzo malutkie łóżeczko na kółkach. Wzruszona zaglądam do środka. Mały, drobniutki, niewinny chłopczyk w pieluszce. Jeszcze nikogo nie przypomina. Będzie podobny do mamy czy Adama? Może do mnie? Philipa? Byle by nie odziedziczył charakterku po braciszku. Chociaż nie było by to w sumie takie złe. Tacy popularni w szkole mają dobrą przyszłość jeśli znają granice i wiedzą jak się zachowywać. Boże, jaki on jest piękny. Ma zamknięte oczka i rusza nóżkami. Nie mogę się na niego napatrzeć.

- Miałeś być siostrą wiesz? - zaśmiałam się – Wiesz jakiego nam strachu narobiłeś? Będę ci to wypominać do końca życia. - złapałam go za rączkę kciukiem. Jego dłoń jest wielkości mojego palca. To taka mała istotka, a tak wiele znaczy i ma takie duże znaczenie.

- Alan, tak go nazwiemy. - popatrzyłam się na mamę i rozszerzyłam szeroko swój uśmiech.

- Cześć Alan. Jestem Julia, twoja starsza siostra. - powiedziałam szeptem – Jak się czujesz mamo? Nawet nie wyobrażasz sobie jak się bałam. - mówię do niej, ciągle przyglądając się małemu.

- Bywało lepiej. - zaśmiała się – Ale bardzo się cieszę, że tak wszystko przebiegło. Jedyne zaskoczenie to on, a nie ona. - teraz obie zaczęłyśmy się śmiać – Co my zrobimy z tymi wszystkimi rzeczami dla dziewczynki, dobrze, że pokój jest biało – żółty, przynajmniej z nim nie będzie kłopotu. Naprawdę myślałam, że będzie dziewczynka.

- Philip się ucieszył jak nigdy. - zaczęłam.

- Co ja mówię, tobie zostawię te sukieneczki. Pewnie za niedługo zostanę młodą babcią, co? - chciałabym...

- Nie wiem mamo. Nikomu nie mówiłam, nie chcę nic wspominać dopóki doktor się nie upewni... - tym razem na twarzach nie mamy wypisanego uśmiechu.

- O czym ty mówisz kochanie? - zapytała.

- Przez chorobę moje hormony mogły ulec czemuś tam, tłumaczył mi lekarz, ale nic z tego nie rozumiem. Po prostu zagraża to tym, że nie będę mogła mieć dzieci. Nie jest to potwierdzone, muszą dokładnie mnie zbadać i wykonać jakieś zabiegi. Dlatego przyjadę tu w najbliższym czasie. Nie mów Willowi. Jeszcze nie.

- Córeczko, wszystko będzie dobrze. Chodź tu do mamci. - wyciągnęła rękę. Przybliżyłam się do jej łóżka i przytuliłam ją. Potrzebowałam powiedzenia o tym komuś.

Pożegnałam się z nimi i wyszłam. Mały musi mieć zrobione badania, a mama powinna odpocząć. Wyszliśmy wszyscy ze szpitala. Przysłałam zdjęcia małego braciszkowi, bo oczywiście był taki zniecierpliwiony. Nie obstawiałabym, że tak będzie to wszystko przechodził. Do domu pojechałam z Willem.

Two faces   - Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz