Rozdział 33

2.9K 183 59
                                    

 Wszystkie metody dozwolone.

Pomimo tego, że jego ukochany wyraźnie chciał zostać u niego, albo zabrać ze sobą, Harry zdecydowanie się z nim pożegnał i odprowadził do drzwi, a kiedy już z ostatnim zawiedzionym spojrzeniem rzucił glamour, przekroczył próg i się aportował, chłopak z westchnieniem zamknął za nim drzwi, opierając czoło o deski.

Wolałby zostać z nim dłużej, ale czas wrócić do szkoły i dowiedzieć się więcej o dzisiejszym, a raczej wczorajszym - nocnym wydarzeniu. Z samym Voldemortem nie chciał o tym rozmawiać, ale musiał wiedzieć…

Odwrócił się i zobaczył swojego skrzata, któremu wyraźnie ulżyło, że mroczny czarodziej sobie poszedł chociaż i tak nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z życia. Westchnął, ale i tak był zadowolony, bo jednak Zgrzytek jak na razie radził sobie z tym całkiem nieźle i chyba zaufał, że jego pan wie, co robi.
- Podaj mi kawę Zgrzytku. – Polecił i poszedł do salonu.

Na stole zauważył dzisiejszego „Proroka" – czyli skrzat już wszystko wiedział, stąd jego niewesoły nastrój. Chłopak nie zamawiał gazety, ale widocznie albo jakiś jego przodek wykupił wieczystą prenumeratę, albo skrzat sam go zorganizował wychodząc na zakupy.

Zgrzytek podał mu z ukłonem kawę i zniknął. Harry otworzył stanowczym ruchem gazetę - i tak chciał ją przeczytać a w końcu nawet lepiej, że zrobi to w spokoju, u siebie a nie na oczach wszystkich uczniów w Hogwarcie.

Odpuścił sobie zdjęcia, koncentrując się na tekście. Już przy pierwszym akapicie odetchnął głęboko: „Żadnych ofiar śmiertelnych". Miał taką nadzieję, ale z Czarnym Panem nigdy nic nie wiadomo, nie cenił za bardzo życia żadnego z wrogów, ani przypadkowych osób. Także swoje sługi traktował przedmiotowo, zależało mu jedynie na sobie... i na Harrym.

Wściekł się na niego i chciał się wyżyć ale przecież wiedział, że chłopak potraktuje tę akcję osobiście, dlatego powstrzymał siebie i swoich ludzi…

Według gazety atak nie miał żadnego celu, poza narobieniem szkód, Śmierciożercy nie zniszczyli żadnego strategicznego budynku, ani nie zabrali żadnych rzeczy, czy ludzi.

Za to zniszczenia w mieście były ogromne a wiele osób wyładowało w Świętym Mungu. Pomimo, że obrażenia nie były groźne, ze względu na ilość ofiar wszyscy uzdrowiciele i warzyciele byli proszenie o udanie się tam i pomoc w ich leczeniu.

Harry z westchnieniem odłożył „Proroka", opierając głowę, na złożonych na stole dłoniach. Zachowanie Voldemorta potwierdzało to, co widział w jaskini – było w nim jakieś światełko i to dzięki niemu, nawet kiedy był zły na niego potrafił się powstrzymać.

Voldemort nie był do końca mroczny, ale też wbrew temu co stwierdził Snape on sam wcale nie był do końca jasny. Jak mógł być jasny, skoro zgadzał się na to, co robił jego mroczny narzeczony? Gdyby tak było, to nie potrafiłby się pogodzić, nawet z tym, co zrobił teraz.

Tylko w jaki niby sposób miałby to zmienić?

Voldemort był Czarnym Panem i nie mógłby być nikim innym. Nawet gdyby chciał z tego zrezygnować, o co Harry nigdy by go nie prosił, to nie mógł tego zrobić. Nikt nie przyjąłby takiej deklaracji.

Jasna strona nadal żądałaby jego śmierci a w najlepszym wypadku dożywocia w Azkabanie.

Ale dobrze: przypuśćmy, że pozwoliliby mu żyć wolno - tylko jako kto? Jego magia była zakazana, co najwyżej mógłby zamiatać ulice, choć i do tego raczej szuka się mogących czarować.

Hogwart Nocą || HP✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz