Rozdział 44

2.7K 152 13
                                    

Nic się nie stało.

Naciągnąwszy kaptur głęboko i kryjąc twarz w jego cieniu Harry rozejrzał się na obie strony Nokturnu i szybkim krokiem ruszył w kierunku Pokątnej. Akurat w tej okolicy wielu przechodniów kryło swoją tożsamość, więc jego zachowanie nie zwracało niczyjej uwagi.

Gdy wreszcie dotarł na miejsce zobaczył prawiedokładnie taki obrazek, jakiego oczekiwał: na środku ulicy stała grupa Aurorów. Prawie, ponieważ nie spodziewał się, że będą w towarzystwie Snape'a.

Prześlizgnął się wymijając mniejsze czy większe grupki czarodziejów cicho szepczących między sobą. Co bardziej ciekawscy i odważniejsi zbliżali się, nadstawiając ucha, by wychwycić coś z rozmów prowadzonych przez Aurorówi. Zaginięcie Złotego Chłopca niewątpliwie było atrakcją dnia.

Niestety będzie musiał ich rozczarować. Podszedł równie nonszalancko jak inni gapie i kiedy Kingsley odwrócił się, by go odgonić zdjął kaptur uśmiechając się niewinnie.

Wszyscy wytrzeszczyli oczy i ulicą Pokątną przeszła fala westchnień i okrzyków. Automatycznie wszystkie grupki jeszcze bardziej się ścisnęły i przysunęły, by być jak najbliżej centrum wydarzeń. Zapadła wyczekująca cisza.

Chłopak czekał na deszcz pytań Aurorów, ale to Mistrz Eliksirów zareagował pierwszy, wrzeszcząc na niego:
- Co ty sobie wyobrażasz, Potter, żeby tak mi uciekać?! Myślisz, że to zabawa? - Mężczyzna złapał go za ramiona i potrząsał, jednocześnie dokładnie lustrując, czy na pewno nic mu się nie stało. - Co to miało być?

Czyli udał się na Pokątną w towarzystwie profesora. Całkiem słusznie, przecież powinien teraz być w szkolnym internacie. Jak inaczej mógłby się tam dostać?

Harry uniósł ręce, wyrywając się spod jego dotyku i cofnąwszy się o krok z zawziętą miną natychmiast, jak przystało na bezczelnego gryfona, odparł mu tak samo głośnym, obrażonym i obraźliwym tonem.

- Nigdzie nie uciekłem, zagapiłem się w witrynę. To pan poleciał do przodu i nie zauważył, że mnie z nim nie ma… Profesorze. – Ostatnie dodał po stosownej przerwie, żeby nie wyjść na nazbyt grzecznego, kończąc z urażonym. - Nie moja wina, że ktoś mnie napadł.

Bardzo dobry początek, całkiem ładnie im to szło. Jakby ćwiczyli od lat... No bo rzeczywiście mieli w tym wieloletnią praktykę.

Snape wziął głęboki wdech z oburzoną miną, szykując się do efektownej tyrady.
- Oooo! Jasne, Potter. Ty zawsze...

Jednak chłopak nie dowiedział się, co on zawsze, bo zanim profesor zdążyli się na dobre rozkręcić, wtrącił się Kingsley, stając między nimi i spytał, uważnie mu się przyglądając:
- Harry, powinieneś być bardziej ostrożny. Nawet nie wiesz, jak bardzo wszyscy się o ciebie niepokoiliśmy, gdy dostaliśmy raport, że zostałeś porwany z Pokątnej. Powiesz nam, co się stało?

Teraz chłopak zrobił prawie skruszoną minę.
- Przepraszam. Nie chciałem... – Westchnął i wiedząc, że przeprosiny nie zastąpią wyjaśnień spokojnie i rzeczowo kontynuował. – To nie było nic poważnego. Ten czarodziej wcale nie wyglądał na Śmierciożercę, był raczej... - Chwila przerwy, jakby szukał odpowiedniego słowa.

- Ofermą...? – Skrzywił się i machnął ręką, bagatelizując sprawę. – Nawet się nie dowiedziałem, czego ode mnie chciał, bo jak nas aportował do jakiegoś pokoju, to się potknął, upadł i walnął głową w podłogę, tracąc przytomność.

Hogwart Nocą || HP✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz