Rozdział 3

10.5K 501 1.1K
                                    

Porwanie

Czarny Pan nie tyle wstał w sobotę wcześnie rano, co raczej przestał próbować zasnąć i zamiast tego zaczął ćwiczyć skrzaty domowe. Wszystko musiało być tego dnia perfekcyjne. Skrzaty sprzątały, gotowały. A Lord co chwila zmieniał zdanie, co do wystroju pokojów i co do menu. Zanim nastał świt większość skrzatów zajmowała się już tłuczeniem głową w ściany z frustracją, z niemożności spełnienia rozkazów właściciela a Voldemort wciąż nie był zadowolony.

Co chwila rzucał Tempus i stwierdziwszy, że ma jeszcze czas wpadał na kolejny pomysł, który biedne stworzenia musiały realizować. Wreszcie uznał, że czas wziąć się za siebie. Wziął prysznic, założył wybrane wcześniej szaty, potem je zdjął, zmierzył kolejne dziesięć kompletów. Potem znowu wziął prysznic, włożył pierwsze przymierzone szaty i znowu ruszył na kontrolę zamku, czy czegoś by jednak nie należało jeszcze poprawić.

Ale skrzaty nie były takie głupie. Rozdłubały zabezpieczenia osłon w bibliotece i zgłosiły swojemu Panu, że coś jest nie tak z magią w tamtym rejonie. Kiedy Czarny Pan zajął się osłonami, one spokojnie zrobiły porządek w zamku.

Gdy minęła dziewiąta, Lord dał im wszystkim wolne i usiadł z herbatą na fotelu w salonie, czekając na znak z sali audiencyjnej, że przybywa Harry.

Przecież nie będzie siedział na tronie, jakby się nie mógł doczekać? Był twardy.

Był coraz twardszy. Rzucił kolejny Tempus – dziesiąta. Wstał i obszedł stolik.

W sumie to lepiej będzie wyglądać, jak sobie spokojnie wejdzie przez drzwi, zamiast się aportować. Szybkim krokiem przemierzył zamek i zaczął krążyć pod wejściem.

Wreszcie, szum osłon, ale nie było trzasku aportacji. Wszedł do sali, na posadzce leżała Bellatrix. Podszedł szybko i zauważył, że ocieka wodą i błotem. Rzucił zaklęcie suszące, żeby mu nie nabrudziła, a potem diagnostyczne. Tylko omdlenie i guz na głowie. Nic jej nie będzie.

Zobaczył na niej leżący świstoklik, od razu rozpoznając magię Lucjusza Malfoya. Ten to ma świstokliki do każdego miejsca.

Chociaż, powinien chyba zapytać, zanim sporządzi taki do jego zamku... Porozmawia sobie z nim na ten temat, w wolnej chwili.

Na razie: kolejny Tempus, piętnaście po dziesiątej.

Postanowił, że Lestrange na razie nie będzie ruszać. Da Malfoyowi jeszcze pięć minut. Wyszedł z sali i znowu zacząć chodzić po korytarzu.

Wreszcie! Jest. Trzask aportacji i gorączkowe szepty i szelesty. Wyrzucił swoją magię kontrolując sytuację. Jest też HarryUff.

Wziął głęboki oddech i stanowczym krokiem wszedł do środka, gdzie zobaczył Malfoya klęczącego obok Harry'ego z rękami pod jego szatą. Ale zanim zdążył się wkurzyć, usłyszał szmer zaklęcia leczącego i zobaczył nad ramieniem Lucjusza spojrzenie Harry'ego: kpiące... i uspokajające.

Zdecydował zatem poczekać, aż skończą.

Potem przeklnie Malfoya: za to, że Harry był ranny i za to, że go dotykał.

Sobotni poranek w Wieży Gryffindoru zaczął się jak zawsze: koledzy próbowali obudzić Harry'ego i Rona.

O ile na Privet Drive chłopak budził się na pierwszy dzwonek budzika lub zawołanie ciotki, czy wuja, to tutaj było zupełnie inaczej.

Ale tym razem się udało. Kluczem do sukcesu w przypadku Harry'ego było słowo "Hogsmeade". Zerwał się i pobiegł do pustej już łazienki, po drodze waląc Rona poduszką.
- Rusz się Ron. Po śniadaniu idziemy do Miodowego Królestwa.

Hogwart Nocą || HP✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz