Moja stara przeczytała gdzieś na jakiś forach dla zjebanych spierdolin, że dziecko robione przez tak zwane "CC" nie mogą mieć urodzin tylko jakieś wydobyciny czy wypluciny i teraz stara mi ględzi, że za tydzień moja kolejna rocznica mojego wykopania z pizdy. Swoją drogą stara też miała do mnie na ten temat wąty, bo z początku myślałem, że skrót "CC" nie oznaczał Cesarskie Cięcie tylko Cipa, Cyce. Niestety brakowało mi Wadowic bo by się wtedy fajnie rymowało. Po dokładnych wyjaśnieniach matka spierdoliła gdzieś w pizdu. Wkurwiło mnie to, że tak mnie wkurwiła i poszedłem nad jeziorko po starego i powiedziałem, że matka mu całą wódkę wylała do zlewu i jeszcze mu po żonie pocisnęła. Po tych słowach tak jebany biegł po nią, że rowerem miałem problemy go dogonić. Po kwadransie jestem w domu, nie chcę nawet wiedzieć jak szybko jechałem. Ojciec oczywiście odpoczywa napierdolony jak sam skurwysyn, ale gdzie jest stara? Piwnica? Nie. Kuchnia? Nie. Łazienka? Też nie. Dobra jebać ją w dupę idę grać. Po godzinie chciało mi się jeść. Wtedy też na lodówce znalazłem karteczkę:
-Marek
Wzięłam wszystkie piwa (oprócz tego spod twojego biurka) i wypierdalam na Bahamy do sanatorium w Radomiu. Tylko się nie przekręć z głodu bo mi 500+ miłe.
Matka
Z głodu nie zdechnę. Taką pizdą nie jestem by nie móc sobie jakiegoś pizdo-kleszcza skroić by hajs na kebaba zdobyć. Przynajmniej po dłuższej negocjacji stara postanowiła bulić za rachunki. Swoją drogą mamy nowego psa Maksia. Tylko jest jeszcze jeden problem. Ojciec. Ten typ bez piwa mnie zajebie. Dobra, nad starym będę się później zastanawiać, teraz go wpierdolę do piwnicy i się wymyśli coś. Typ se postanowił pędzić tam bimber więc wilk syty i owca cała. Po chwili postanawiam sobie ponapierdalać Yorki. Kuźwa, jak ja tych psów nienawidzę. Nawet nie psów tylko szczurów, pokopałem se je chwile i potem mi się znudziło, więc dla beki zrobiłem jakiemuś randomowemu buldogowi zbroję, z drewna ze styropianu i +10 do defa było. Nazwałem go Babmo i tak mnie to rozbawiło, że go kopnąłem i wleciał pod pociąg. To się pośmiałem z Babma. No cóż, po chwili wróciłem na chatę i postanowiłem sobie zrobić kuźwa remont. Bo czemu by nie. Pojechałem se do IKEI i za nudle Bamba udało mi się kupić krzyż i czarne łózko. Co prawda bałem się, że łóżko okradnie mnie z paczuszek chusteczek, które zazwyczaj tam właśnie chowam, ale na szczęście nie było aż tak czarne. Straciłem tylko portfel. związałem krzyż lampkami choinkowymi i podłączyłem go by zobaczyć wszystko. Zapomniałem, że IKEA to taki rodzaj sklepu, gdzie z doniczek możesz składać sobie samolociki i się krzyż spalił. Potem za zajebany hajs kupiłem sobie kilka pierdół, a dokładnie-> półeczkę, biurko, szafę i podpieprzyłem 100 ołówków. Na nich zarobiłem nawet kolejne kilka stów. Po prostu zdrapałem logo IKEI i sprzedawałem gówniakow stojąc przy podstawówce. Bo u nich w sklepiku to były po 3 PLN'y a ja po 2,50 a po za tym no nikt nie miał ołówka to jakoś się zarabiało. A jak już przy temacie sklepików szkolnych. W gimbazie ja, Seba, Jasior i Karzecki (tacy spoko ludzie) zrobiliśmy imbe taką, że popamiętają nas do końca życie xD. Ale zaczynając. Poza naszą czwórką to patusów w naszej klasie nie było, więc pani postanowiła przypisać nam działalność czterem uczniom z najwyższą ilością punktów na zakończenie semestru. Wtedy to był bodajże Rudy, Kacperek, Maciek i Paweł. Szybko ja i Jasior grzecznie siłą zmusiliśmy ich do oddania nam sklepiku. Lecz dopiero potem zauważyliśmy, że nauczyciele zrobili nas w chuja i my pomimo ciężkiej pracy i zwalniania się z religii i innych pierdółowatych lekcji poświęcaliśmy nasz czas za nic. Więc trzeba było to zmienić. Na początku nie mieliśmy zielonego pojęcia jak to zrobić. Wtedy podchodzi do nas Karzecki:
-E Chłopy, może zrobimy tak, że poprosimy tego Michała, by wnosił nam jakieś mniej legalne rzeczy w swoim etui na gitar, to potem to sprzedamy z zyskiem.
-Co ty kurwa, trawę w sklepiku szkolnym sprzedawać chcesz? Lepiej już jakieś monstery czy inne czipsy - stwierdzam.
-Dobra to lecę z nim pogadać - odpowiedział Karzecki.
Cała sprawa udała się pięknie, a że my nie braliśmy absolutnie żadnych książek do szkoły, to upychaliśmy jakieś lizaki i inne pierdoły do tornistrów i też je opylaliśmy. Zysk tego był ok 20% czyli z jednego dnia zarabialiśmy po 300zeta, Prawie każdy kupował tylko nasze towary więc na łebka przypadało około 60. DZIENNIE. Były to tak niebotyczne pieniądze, że zaczęliśmy poszerzać nasze produkty. Dragi też były. Lecz niestety. Po dłuższej sprawie cała sprawa poszła się jebać przez tą pieprzoną w dupę rudą małpę i dostaliśmy po naganie i w dodatku problemy. Ale to co zarobiliśmy to nasze.
CZYTASZ
Opowiadanko część 1
HumorOpowiadanko jest ot historia pewnego Marka, który boryka się z problemami typowego gimnazjalisty. Historia ta jest zbiorem różnych żartów, memów i prawdziwych historii, które są dla mnie inspiracją. Zalecam czytanie od 16 roku życia.