- Dobra, bez owijania w bawełnę. Nie ma żadnego leku a ten dureń nie jest naukowcem. - powiedział stanowczo Daryl i udał się w stronę bloku, w którym spaliśmy.
- J... jak to? - zapytał mój ojciec zdziwiony.
- No zwyczajnie. Wkręcił nam kit byle, żebyśmy go chronili i aby dostał się do Waszyngtonu.
Mój ojciec nie wiedział co powiedzieć, dlatego moja mama podeszła do niego i delikatnie przytuliła. Shane był wyraźnie zdenerwowany i podbiegł do ledwo przytomnego Eugene okładając go pięściami. Oho, ciekawe czy przeżyje. Nie myśląc zbyt długo olałem sytuacje, jak go zabiją to umrze i tyle w temacie.
Za mną wszedł też Ron gadając co takiego robił a za nim Jane, wyraźnie przygnębiona udała się do swojej celi gdzie czekała na nią Beth.
- Ale się porobiło... już myślałem, że jakoś się ułoży... - powiedział Ron.
- Trudno, musimy trwać w tym dalej. - opowiedziałem stanowczo.
- Ale za to powiem ci hit, H I T, HICHOR.
- Dobra dobra rozumiem. Co takiego się stało?
- Beth na mnie leci. - zrobił jakąś dziwną minę i położył się na swoim łóżku.
Jakoś wyrwało mnie to z rozmyśleń o tym całym gównie i zacząłem się śmiać.
- Ale wiesz, że to niemożliwe? - zapytałem dalej śmiejąc się.
- Gościu, to najprawdziwsza prawda, powiedziała mi to nawet.
- Okej okej, wierzę. - uśmiechnąłem się do niego, nie wierze haha.
Położyłem się na chwile i próbowałem się przespać, dużo się działo ostatnio. Po chwili odpłynąłem.
Ze snu wyrwało mnie szturchanie w ramię. Otworzyłem lekko oczy i zobaczyłem Jane, która siedziała przykuckiem i patrzyła na mnie.
- Stało się coś? - zapytałem.
- Nie... znaczy tak. Znaczy no nie, ale chciałam porozmawiać z kimś. - szepnęła.
Cicho wstałem, żeby nie budzić Rona i wyszedłem z dziewczyną. Udaliśmy się na „naszą" polane. Usiedliśmy pod tym samym pniem drzewa i patrzyliśmy przed siebie. Jane znowu zaczęła dotykać kwiatów. Ona naprawdę kocha kwiaty.
- A więc co cie gryzie? - zapytałem.
- Ech, martwi mnie to co się stało, mam na myśli ten lek. Miałam nadzieje, że wszystko się ułoży, że wrócimy do szkoły; normalnego życia; przyjaciół; rodziny czy zwyczajnie do domu, tęsknie za nim. Chciałabym znowu pograć sobie w jakieś gry. - uśmiechnęła się blado, ale było widać ból w jej oczach.
- Też tak myślałem... ale ej, żyjemy i idziemy do przodu. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na Jane. Objąłem ją lekko ramieniem.
- Możesz mi coś obiecać? - zapytała.
- Tak?
- Będziemy się chronić? Wiesz, nawzajem. Tak, żebym widziała, że mogę na tobie polegać w każdym momencie. Znaczy już w sumie to robie... ufam ci. Naprawdę... jesteś dla mnie bardzo ważny i nie jesteś mi obojętny.
CZYTASZ
My flower |Carl Grimes|
Teen Fiction- Na co się tak gapisz? - Na te kwiaty. - odpowiedziałem obojętnie. - Po co? Zwykłe chwasty. - rzucił do mnie i odszedł. - Bo przypominają mi o niej. - opowiedziałem sam do siebie.