|25|

586 30 0
                                    

Wszystko stało się zbyt szybko, kim tak właściwie był gubernator? Kim jest czarnoskóra kobieta? Z więzienia pewnie nic już nie zostało albo nie ma tam dostępu przez trupy. Co dzieje się z resztą grupy... mam nadzieje, że wszyscy przeżyli. Jane... błagam, żyj, obiecuje, że zrobie wszystko aby cie odnaleźć. Obiecałem Ci, że będę cie bronił a dałem ciała... przepraszam, tak bardzo cie przepraszam. Mamo, mam nadzieje, że pojechałaś z Shanem i żyjesz, już za tobą tęsknie, razem z tatą będziemy cie szukać. Ale jedno pytanie nie daje mi spokoju - kto pochowa Hershela? Na samą myśl o tym co się stało znowu zacząłem płakać jak dziecko.

- Będzie wszystko dobrze Carl... - zaczął mój ojciec, ale było widać, że sam powstrzymuje się od płaczu.

- Nic nie będzie już jak dawniej. - stwierdziłem oschle.

Ron i Jessie też płakali, ciemnoskóra tylko patrzyła przez okno i nic nie mówiła.

- Zaraz... gdzie jest Sam? - zapytałem cicho.

Zauważyłem dopiero przed chwilą, że brakuje młodego. Ale w odpowiedzi Jessie zaczęła płakać jeszcze bardziej i zacisnęła mocniej ręce na kierownicy. Ron spojrzał na mnie z przedniego siedzenia. Wtedy zrozumiałem, że nie żyje. Było mi go strasznie szkoda, ale jeszcze bardziej współczułem Ronowi i Jessie.

Po jakimś czasie dojechaliśmy do domów jednorodzinnych, wyglądało to jak małe miasteczko. Jessie zatrzymała samochód i wysiadła bez słowa, przedtem parkując pod jakimś domem.  Wszyscy weszliśmy do środka.

- Zostaniemy tutaj narazie, odpocznijcie a ja poszukam jakiegoś jedzenia. - stwierdził mój ojciec.

- Pójdę z tobą. - stwierdziła ciemnoskóra.

- A kim ty właściwie jesteś? - zapytał Ron, fakt nawet się nie przedstawiała.

- Michonne. - powiedziała i poszła z moim ojcem w kierunku kuchni.

Poszedłem na górę i sprawdziłem pokoje, czy nie ma żadnych sztywnych. Wszedłem do pokoju, okazało się, że najwidoczniej mieszkał tutaj jakiś nastolatek. Dużo książek, komiksów, gier, plakatów i wypasiony komputer. Zrobiło mi się znowu przykro kiedy sięgnąłem po jeden z komiksów. Przypomniała mi się Jane. Cholera! Przecież w więzieniu zostały wszystkie nasze rzeczy... moje... w tym komiks w którym trzymałem zdjęcie Jane jak śpi. Nie, nie wyrzuciłem go. Obecnie byłaby to moja jedyna pamiątka po niej oprócz wspomnień. Strasznie się z tym czuje. A co jeżeli jej już nie znajdę? Ani mamy? Ani reszty grupy? Nie, nie mogę tak nawet myśleć. Musze być silny.

Poszukałem jakiegoś plecaka i spakowałem tam pare ciuchów chłopaka, który tutaj mieszkał, były na mnie trochę za duże, ale lepsze to niż nic. Powiem później Ronowi, że możemy tutaj przyjść powybierać jakieś ubrania. Wpakowałem jeszcze dwa komiksy - jeden dla mnie a drugi dla Jane kiedy już ją znajdę. Lepiej spakować się na wszelki wypadek gdybyśmy mieli nagle wyruszyć dalej. Wtedy do pokoju wszedł Ron.

- Hej... - zaczął.

- Właśnie miałem po ciebie iść, są tutaj ciuchy, które mogą ci się przydać, ale będą lekko za duże. Współczuje z powodu Sama...

- Dzięki... mama strasznie to przeżywa, ja też, ale nie chce aż tak tego okazywać przy mamie...

- Rozumiem, jesteś silny. - stwierdziłem.

- Słuchaj, jeżeli chodzi o kłótnie...

- Zapomnijmy o tym Ron. Jest okej, musimy się teraz wspierać.

Chłopak tylko przytaknął i zaczął szukać ciuchów dla siebie a ja zacząłem przygotowywać dla nas miejsce do spania.

Hej hej! 500 słów mi pykło tutaj hahaha. Jutro pojawią się nowe rozdziały, mam nadzieje, że się podoba 💋 Zachęcam do zaobserwowania ❣️🤠

My flower |Carl Grimes|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz