|12|

681 27 7
                                    

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Nasza mała „osada" wygląda coraz lepiej. Mamy już rozwinięty ogródek z roślinami, konia i 3 świnie. Układa się idealnie. Grupa oczyściła też inne bloki, przez co ojciec zaczął przyjmować osoby z zewnątrz. A właśnie, tata został przywódcą grupy i teraz on tym wszystkim rządzi. Do naszej grupki, czyli mnie, Rona i Jane dołączyła bardziej Beth. Z Jane dogadujemy się jeszcze lepiej - No, ale nie żeby coś z tego było, nie myślcie sobie... chyba. Ron podbija trochę do Beth i myśli, że nikt tego nie widzi, co za gamoń - ale Beth nie jest zbytnio chyba nim zainteresowana. 3 dni temu dołączyła do nas grupka trzech osób - Rosita, Abraham i Eugene. Ten ostatni ma totalnie dziwną fryzurę, chociaż Abraham nie jest lepszy, nieważne. Przyjechali i twierdzą, że Eugene wie jak zrobić lek na przerwanie tego świństwa. Abrahamowi przez to bardzo się spieszy, aby dotrzeć do Waszyngtonu. Co więcej! Dołączyli do nas Tyreese, Sasha - są rodzeństwem oraz Bob, jest chłopakiem Sashy. Bardzo ich lubię a z Bobem często gramy w gry słowne.

Dzisiaj siedzieliśmy spokojnie, ale Abraham ma pieprz w dupie i znowu marudził, że trzeba ruszać.

- Rick, nie będziemy tracić więcej czasu, musimy jechać do Waszyngtonu. - zaczął Abraham.

- Rozumiem, czego potrzebujecie? - zapytał ojciec.

- Samochodu, trochę picia i jedzenia... a no i przydaliby się jeszcze jacyś ludzie.

- Ja z wami pojadę. - powiedział mój ojciec.

- Nie tato, ty jesteś potrzebny tutaj. - powiedziałem stanowczo.

- Carl... - nie dokończył bo mu przerwałem.

- Umiem zadbać o siebie, potrafię się obronić - nie tylko siebie, ale i grupę. Przydam im się bardziej.

- ... Niech będzie, ale uważaj na siebie, BARDZO UWAŻAJ. - podkreślił ostatnie słowa. - No i samego tam cie nie puszcze.

- Ja też jadę. - powiedział Ron przez co się uśmiechnąłem.

- Absolutnie nie, nie zgadzam się Ron. - powiedziała Jessie.

- Mamoooo, ja też umiem o siebie zadbać, no weź! - krzyknął niezadowolony.

- Nie ma mowy, NIE UMIESZ O SIEBIE ZADBAĆ, TO JA CI PIORĘ GACIE. - odpowiedziała jego matka już widocznie zdenerwowana.

- PRANIE GACI A ZABIJANIE SZTYWNYCH TO CO INNEGO. - odszedł w stronę budynku zły, a ja się tylko zaśmiałem.

- No to ja pójdę. - powiedziała Jane. - Mogę tato? - po czym zapytała ojca.

On tylko spojrzał na nią i przytaknął głową.

- Super, Daryl, Carol - możecie też jechać? Będę spokojniejszy. - zapytał mój ojciec.

- Nie ma problemu. - odpowiedział Daryl a Carol tylko przytaknęła głową.

Tata i Daryl bardzo się przyjaźnią od jakiegoś czasu. Wszyscy poszliśmy się spakować i kiedy przyszliśmy pod bramę samochód był gotowy, a właściwie bus. Pożegnałem się z rodzicami, mama pocałowała mnie w czoło a tata poprawił mój kapelusz i przytulił. Do Jane podszedł jej tata - przytulił, pocałował w polik i równocześnie powiedzieli do siebie „Kocham Cię" i zbili jakąś piąteczkę? Chyba to jakiejś ich pożegnanie, w sumie spoko. Jane rzuciła szybkie „do zobaczenia" i wsiedliśmy do samochodu. Spojrzałem przez okno i zauważyłem smutnego Rona, który siedział na paletach i przyglądał się jak odjeżdżamy. To będzie długa droga.

12 rozdział za mną! Lecimy, nie śpimy  🔥

My flower |Carl Grimes|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz