- Wiesz, że w tym momencie mało obchodzi mnie zdanie Rona, jak i reszty tego świata. - zacząłem a Jane spojrzała na mnie.
- Wiem...
- Dlatego nie mam zamiaru nikogo słuchać czy powstrzymywać się od czegoś, co chce zrobić. - zbliżyłem się do niej.
- Ale czy naprawdę tego chcesz? - zapytała patrząc mi w oczy.
- Niczego nigdy nie byłem tak pewny. - powiedziałem i pocałowałem ją.
Poczułem nagłe gorąco i serce zaczęło mi szybciej bić. Odsunąłem się minimalnie i spojrzałem na dziewczynę, nie patrzyła mi w oczy tylko na usta w które po chwili sama się wpiła. Chwyciłem delikatnie jej twarz kładąc kciuki na policzkach pogłębiając lekko pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się przez pocałunek, kiedy podgryzłem jej dolną wargę.
Odsunęliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy.
- Nareszcie. - powiedziała, przez co się zaśmiałem i wyprostowałem.
- A więc? - zapytałem a dziewczyna popatrzyła pytająco. - Mogę to uznać jako „tak" na pytanie o związek? Czy mam się oficjalnie wysilić?
- A co jeżeli ci powiem, że masz się wysilić? - zaśmiała się.
- To powiem, że kocham cię najbardziej na świecie i będę cie chronił nawet, jeżeli miałbym narazić własne życie. - uśmiechnąłem się.
- W takim razie uznaj to jako „tak". - odwzajemniła uśmiech i pocałowała mnie tym razem delikatnie w usta.
Wstaliśmy i zaczęliśmy się kierować w stronę biura. Zapytałem tam ojca o zadanie. Mimo, że nie musiałem nic robić to chciałem być fair w stosunku do reszty grupy i pomóc. Dostałem polecenie obejrzenia bramy i ogrodzenia czy nie ma tam jakiś dziur itp. A Jane miała pomóc w przygotowaniu obiadu. Odprowadziłem ją pod dom i pocałowałem w czoło.
Chodziłem może półgodziny doglądając ogrodzenia, kiedy przy jednej kolumnie zauważyłem jakiś kołek. Zdezorientowany podszedłem bliżej i chciałem wyjąć przedmiot, ale wyrwał mnie głos zza pleców.
- Zostaw to.
Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę. To ta sama, którą widziałem wczoraj. Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Bo to moje.
- I co w związku z tym? Po co ci to?
Nie odpowiadała więc podszedłem bliżej dotykając kołka.
- Ponieważ nie mam zamiaru tutaj siedzieć i cieszyć się sztucznym szczęśliwym życiem, kiedy tak naprawdę wszystko się wali. - powiedziała i wyminęła mnie wyciągając kołek.
Schowała go do torby i ruszyła przed siebie. Byłem zdezorientowany, ale miała racje. Ci ludzie żyją tutaj w bańce nie wiedząc co może ich czekać na zewnątrz. Westchnąłem zrezygnowany i ruszyłem dalej oglądając ogrodzenie.
CZYTASZ
My flower |Carl Grimes|
Teen Fiction- Na co się tak gapisz? - Na te kwiaty. - odpowiedziałem obojętnie. - Po co? Zwykłe chwasty. - rzucił do mnie i odszedł. - Bo przypominają mi o niej. - opowiedziałem sam do siebie.