|29|

529 30 2
                                    

Daryl otworzył ostrożnie drzwi i wyszedł jako pierwszy sprawdzając czy jest czysto. Machnął ręką i wyszliśmy za nim. Cholera stresuje się.

- Pójdę z Abrahamem po resztę grupy. - powiedział szeptem Glenn a Daryl przytaknął.

Szliśmy powoli w stronę ogrodzenia, nie mieliśmy żadnej broni, oprócz mojego scyzoryka i prowizorycznej broni. Zatrzymaliśmy się na chwile, ponieważ strażnik przechodził idealnie w miejscu, w którym chcieliśmy uciec.

Chwile to potrwało, ale udało nam się przejść pod siatką. Zaczęliśmy obserwować teren. Zacząłem się denerwować, ani nie widziałem taty, ani reszty grupy. Po chwili jednak rozległ się głośny huk. Piszczało mi w uszach a nad budynkiem unosił się dym. Dopiero po chwili zobaczyliśmy jak cała grupa wybiega z wielkiej siwej chmury. Na ich czele była Carol razem z moim ojcem - odetchnąłem z ulgą i próbowałem rozpoznać sylwetki reszty grupy. Było ciężko więc zaczęliśmy biec w stronę głównego wejścia, gdzie była cała rozwalona brama. Kiedy reszta grupy zaczęła wybiegać odrazu skierowaliśmy się w stronę lasu i biegliśmy ile sił w nogach. Dopiero po jakimś czasie znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, była to stodoła. Weszliśmy do niej i opadliśmy na podłogę ze zmęczenia. Nagle rozległ się płacz dziecka. Dopiero teraz na spokojnie mogłem przywitać się z mamą i grupą.

Podbiegłem do niej i wtuliłem tak mocno, jakbym już nigdy miał jej nie zobaczyć. Płakałem jak to małe dziecko, tak samo jak Rick i Lori. Byliśmy tak wtuleni jeszcze przez chwile, aż z uścisku wyrwało mnie ciche „Carl?". Spojrzałem w stronę głosu i zobaczyłem właśnie ją. Była wtulona w Rona, który stał tyłem i też płakał. Puściła go i rzuciła mi się na szyje.

I ja i Jane płakaliśmy tak głośno jakby to były jakieś zawody. Po chwili dziewczyna oderwała się ode mnie i chwyciła dłońmi twarz uważnie mi się przyglądając. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła gładzić twarz poprawiając mój kapelusz. Dalej była piękna, jedyne co się w niej zmieniło to to, że miała małą bliznę na policzku i zaczęła wiązać włosy w wysoki kucyk.

- Urosłeś Carl, twoje włosy też. - zaśmiała się.

- Tak bardzo tęskniłem, brakowało mi ciebie... - powiedziałem cicho chowając twarz w jej szyi znowu cicho płacząc.

Najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Chyba.

My flower |Carl Grimes|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz