8. Przeprowadzisz się do mnie?

4.2K 262 257
                                    

  
Chłopak podniósł mnie na rękach niczym pannę młodą, i ruszył w kierunku schodów.

- Łukasz postaw mnie na ziemi, proszę - poczułem jak oczy mi się zeszkliły.

- Moją bluza pewnie będzie za duża, no ale trudno. - chłopak zignorował moją prośbę.

- Łukasz proszę...

Weszliśmy do pokoju, i chłopak posadził mnie na łóżku, od razu delikatnie ściągając mi buty.

- Fila może być? - Łukasz wskazał na biało - czerwoną bluzę trzymaną w ręce.

Pokręciłem głową i wziąłem głęboki wdech:

- O co ci chodzi, Łukasz?

Brunet popatrzył na mnie pytają o, więc kontynuowałem:

- Może ty jesteś bogaty, i nie musisz się starać o dobrą pracę, ale ja tak.  Muszę się uczyć, żeby zdać. Nie wiedziałeś? Inaczej nie miałbym gdzie mieszkać. Na tym polega życie. Zostaw mnie w spokoju.

Chłopak nic nie powiedział. Położył obok mnie bluzę, i kucnął przede mną. Jego obie ręce spoczęły po obu stronach moich nóg.

- Zrobimy tak. Przeprowadzisz się do mnie, ale rzucisz studia. Nie stracisz ani grosza.

Zatkało mnie. Nie znamy się, ale zaproponował mi mieszkanie. Nie wiedziałem co powiedzieć.

- Nie. Nie znamy się. Nic o sobie nie wiemy. Przykro mi Łukasz.

Chciałem wstać, ale nie mogłem. Brunet blokował mnie rękoma.

- To może tylko na "okres próbny" ? - nie odpuszczał - co ci za różnica? W akademiku też mieszkamy razem. Tu jest po prostu więcej przestrzeni.

- Okej.

Tak. Zgodziłem się. Brakuje mi pieniędzy więc dużo by mi to pomogło. Ma rację. I tak bylibyśmy na siebie skazani w akademiku.

- Pojadę po twoje rzeczy. - puścił mi oczko i ruszył w stronę wyjścia.

- Pójdę z tobą. - poderwałem się.

- Boli cię głowa, musisz ograniczyć ruch i odpocząć. Pokażę ci twój pokój.

Zawahałem się, ale poszedłem za nim. Weszliśmy to dużego pomieszczenia, na skos od pokoju Łukasza. Rozjrzałem się dookoła. Cały wystrój był biały, z szarymi elementami.

- I co? Podoba się?

Kiwnąłem głową i podszedłem do wielkiego, dwuosobowego łóżka.

- Będę za około pół godziny. Masz telefon, jakby się coś działo: dzwoń.

* * *

  - Halo?

Siedziałem sam w wielkim, ładnym apartamencie. Łukasz wyjechał jakieś piętnaście - dwadzieścia minut temu. Próbowałem dodzwonić się do Oskara, ale nie odbierał telefonu. Wybrałem numer do Dubiela. Wczoraj wszyscy podaliśmy je sobie nawzajem.

- Halo? Marcin? To ja, Marek.

- Aaa, ty, dobra. Siema. Po co dzwonisz? Coś się stało?

- Oskar nie odbiera.

- Może ma kaca. Chociaż nie, to ja mam kaca. Jesteś w akademiku? Mogę wyznaczyć ci trasę do jego domu.

- Nie, nie jestem w akademiku. Jestem u Łukasza.

- Ale jak u Łukasza? Mieszkasz tam?

Nie miałem pojęcia co mam powiedzieć.

- Można powiedzieć że tak. - podrapałem się po karku.

W słuchawce zapadła cisza.

- Halo? Marcin, jesteś tam?

- O stary. Wpakowałeś się właśnie w niezłe gówno.

- O czym ty mówisz? - skrzywiłem się.

- Opowiedzieć ci kawał? Idzie baba do lekarza...

- Marcin! Ja na poważnie pytam.

Chłopak westchnął.

- Po prostu uciekaj z tamtąd.

- Co? Halo? Marcin?

Chłopak się rozłączył.

Usłyszałem przekręcanie klucza, a potem dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Spanikowałem, szukając wzrokiem innego wyjścia.

- Nie śpisz? Mówiłem Ci, żebyś się przespał. Dlaczego nie posłuchałeś?

Łukasz wszedł do kuchni, i postawił moją torbę, wraz z torbą z zakupami, na blacie kuchennym.

Siedziałem na wysokim krześle, i wpatrywałem się w niego lekko przerażony wzrokiem.

- Kupiłem ci żelki. Lubisz? - uśmiechnął się, wyjmując kolorową paczuszkę z torby.

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale rozległ się dzwonek do drzwi.

To jest chore | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz