52. Palenie jest nie zdrowe

2.6K 184 32
                                    

- Kto dzwonił?

Marek usiadł przy stoliku, wpatrując się we mnie.

- Nikt ważny kruszynko. - podałem blondynowi kartę dań, leżącą już na stoliku. - wybierz sobie coś. Na co tylko masz ochotę.

Chłopak wziął uradowany kartę, wczytując się w nią, i kompletnie zapominając o moim wcześniejszym telefonie.

- Chcę to. - wskazał na jeden z numerów, ukazujących jakieś naleśniki na słodko.

- Nie chcę, tylko proszę, kochanie, wiesz? - poglaskałem Marka po głowie, wołając kelnera.

Ten przyjął zamówienie i odszedł bez słowa, lustrując nas przed tym wzrokiem.

- Z kim rozmawiałeś? - chłopak popatrzył na mnie niepewnie, jakby wiedział, że nie powinien zadawać takich pytań.

- Marku. - złapałem dłonie chłopaka w swoje, ściskając je. - nie pytaj mnie o takie rzeczy, dobrze? Przecież wiesz, że i tak ci nie odpowiem.

Blondyn spojrzał w dół, wyraźnie zawiedziony.

- Przepraszam. - jego słowa były niemalże niesłyszalne.

Poglaskałem go po policzku i odchyliłem się do tyłu, wyjmując z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Przysunąłem do siebie popielniczkę, wkładając papierosa do ust.

- Palenie jest nie zdrowe. - młodszy wciąż wpatrywał się w stół, nerwowo bawiąc się rękawem do bluzy. Słowa wymawiał cicho, jakby się bał.

- Misiu. - uśmiechnąłem się, ponownie łapiąc wolną ręką za dłoń chłopaka. - jesteś kochany, że się o mnie martwisz.

Zobaczyłem, jak oczy Marka niepewnie na mnie zerkają.

- To prawda, to nie zdrowe. - zaciągnąłem się, od razu wydmuchując dym w górę. - ale jakoś trzeba umrzeć.

Chłopak spojrzał na mnie wystraszony, jakby bał się tego słowa.

- To głupie.

- Co takiego?

Kelner podszedł do nas, stawiając na stole jedzenie.

- To, co mówisz. Nie musisz tak umierać. Nie musisz...

- Marku, jedz.

Blondyn już się nie odezwał. Wziął widelec do ręki, i w ciszy zaczął jeść.

* * *

Spacerowaliśmy po mieście. Marek trzymał moją dłoń, ściskając ją przy każdym najmniejszym krzyku jakiejś osoby. Doszliśmy do jakiejś spokojnej, cichej uliczki, właściwie pozbawionej jakiejkolwiek żywej duszy oprócz nas.

Marek przysunął się w moją stronę, słysząc jakiś zgrzyt. Odwróciłem go tak, by stanął naprzeciwko mnie, i założyłem mu kaptur na głowę. Wcześniej nałożyłem na siebie swój, biały.

Przyciągnąłem chłopaka do siebie, patrząc w jego błękitne oczy. Był w nich lekki strach i ciekawość. Złapałem za krańce jego kaptura i przyciągnąłem głowę młodszego do siebie, wpijając się w jego usta. Chłopak położył swoje drobne dłonie na mojej klatce piersiowej i delikatnie oddał pocałunek. Przeniosłem dłonie na jego policzki, umieszczając dwa palce każdej ręki pomiędzy jego uszami.

Blondyn mruknął, mocniej zaciskając palce na materiale mojej bluzy. Uśmiechnąłem się, wkładając język do ust chłopaka, penetrując je od środka. Marek pociągnął noskiem, odrywając się ode mnie. W jego oczach błyszczały iskierki. Policzki były zarumienione a usta lekko sine.

Poglaskałem chłopaka kciukami po policzkach i ostatni raz złożyłem na jego ustach krótki pocałunek.

To jest chore | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz