11. Idziemy do domu

4K 255 107
                                    

Siedziałem na jednej z drewnianych ławek i wpatrywałem się w drzewa. Łukasz miał rację - było chłodno. Jesienny wiatr wiał mi w twarz, a ja miałem wrażenie, że już nie czuję nosa od zimna. Wydmuchałem parę z ust, i opatuliłem się rękoma.

Pomimo minusowej temperatury uwielbiałem siedzieć na dworze. Łatwej mi się wtedy myślało.

Poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon, a na wyświetlaczu ukazał mi się numer Łukasza, który podał mi wczoraj.

- Halo? - usta mi zadrżały, pewnie były całe sine.

- Marek, wracaj do domu, jest zimno. Przeziębisz się.

- Jeszcze chwila, nie jest aż tak zimno. - Skłamałem.

- Już. - miał stanowczy ton.

Zanim zdążyłem coś powiedzieć, rozłączył się.

Już miałem wstawać, gdy nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłem się spanikowany za siebie. Ujrzałem chudą brunetkę, wpatrującą się we mnie z uśmiechem.

- Znamy się?

- Nie, ale możemy się poznać. - wyciągnęła w moją stronę rękę- Karolina jestem. - uśmiechnęła się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.

- Masz ochotę wyskoczyć na kawę? - odrzuciła włosy do tyłu, ukazując szyję i dekolt.

- Nie mogę, przykro mi.

- Jak to nie możesz? - w jej głosie można było usłyszę rozczarowanie - tylko pół godzinki.

- Naprawdę muszę iść. - potarłem o siebie ręce, w celu rozgrzanie ich.

- Aj weź przestań, przecież nikt na ciebie...

- Ty! - usłyszałem znajomy głos. - odsuń się od niego zdziro i uciekaj do swoich nocnych klubów.

Łukasz odepchnął dziewczynę ode mnie.

- Kim ty jesteś pedele, żeby mnie tak wyzywać? - dziewczyna nie ruszała się z miejsca.

- Liczę do trzech. Raz... dwa...

Brunetka odwróciła się na pięcie, i pokazując Łukaszowi środkowy palec, odeszła w stronę głównej ulicy.

Staliśmy tak chwilę, patrząc jak znika z naszych oczu.

- Idziemy do domu. - głos Łukasza pozbawiony był jakichkolwiek emocji.

Złapał mnie mocno za nadgarstek i zaczął ciągnąc w stronę domu.

- Łukasz nie idź tak szybko, proszę. Zaraz się wywrócę.

Niezdolnie omijałem kamienie i kałuże leżące na drodze.

Chłopak szarpnął mną, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu. Zatrzasnął za nami drzwi i przekręcił zamek.

- Zdejmuj buty i kurtkę - syknął, sam zajmując swoje obuwie.

Zrobiłem to co kazał, poruszając zamarźniętymi palcami u dłoni.

Brunet złapał mnie za materiał bluzy znajdujący się na ramionach i agresywnie zaczął prowadzić w stronę kanapy w salonie. Rzucił mnie w jej stronę, a ja potykając się, upadłem na nią, szybko cofając się na jej drugi koniec.

Strach coraz bardziej otaczał moje ciało.

- Czy ty słyszałeś, co do ciebie powiedziałem przed wyjściem? - wstrząsnął.

Poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy.

- Powiedziałem, że nie masz rozmawiać z nieznajomymi. Czego nie zrozumiałeś? To takie trudne?!

Jego krzyk rozniósł się po pomieszczeniu, tworząc przerażające echo.

- Prze...przepraszam...

Nie wytrzymałem. Wybuchnąłem płaczem, nie potrafiąc nabrać pełnego oddechu. Zwyczajne zacząłem się dławić.

Nikt dawno tak na mnie nie nakrzyczał. Ostatni raz była to matka. To był jeden z najgorszych dni mojego życia.

Poczułem jak ktoś przyciąga mnie do siebie, i przytrzymuje w silnym uścisku. Zadrżałem.

Łukasz zaczął głaskać mnie po głowie, kołysając się na zmianę w przód i w tył.

- Chciałem żebyś zapamiętał. Przepraszam. To dla twojego dobra.

Drugą ręką zaczął głaskać mnie po plecach.

Nikt nie będzie miał do Ciebie szacunku.

- Jesteś cały zmarznięty.

Będą cię traktować jak szmatę do podłogi, dopóki cię nie zniszczą.

- Mówiłem ci, że jest za zimno. To był ostatni raz, kiedy cię tak puściłem, słyszysz?

Chłopak przejechał jedną dłonią po moim policzku, zcierając z niego łzy. Przeniósł ciepłą dłoń na moją lodowatą szyję, kręcąc kciukiem kółka na moim karku.

Skuliłem się, przyciskając spieczoną, czerwoną twarz do bluzy bruneta. Wyciągnąłem intensywny, przyjemny zapach męskich perfum i poczułem jak normuje mi się oddech.

To jest chore | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz