2. Nowa znajomość

5K 291 182
                                    

Obudził mnie irytujący dźwięk budzika. Westchnąłem i zsunąłem kołdrę na głowę. Pikanie nie ustawiało, coraz bardziej drażniąc moje uszy. Wysunąłem rękę spod okrycia, i wyciągnąłem ją w stronę małej, białej komody. Zamiast urządzenia w dłoni, poczułem mocny ból w nadgarstku.
Popatrzyłem w górę, natykając się na rozzłoszczoną twarz bruneta. Otworzyłem usta aby coś powiedzieć, ale chłopak był szybszy:

- Jeszcze raz usłyszę to gówno,a zapewniam cię, że wyląduje za oknem.

Nie odezwałem się. Szarpnąłem swoją dłonią, co niestety nic nie dało.

- Czemu milczysz? Boisz się? - zaśmiał się - masz, i zniknij mi z oczu.

Podał mi mój, trzymany w swojej lewej ręce telefon i wskazał na drzwi. Chwyciłem go, i z grymasem na twarzy podreptałem do łazienki, zabierając ze sobą pognieconą, białą koszulkę i czarne rurki.

Usłyszałem jak chłopak ponownie siada na łóżku, i prawdopodobnie bierze telefon do ręki. Nie jestem pewny co do Łukasza. Wydaje się być chamski i fałszywy. Mam bardzo małe zaufanie do ludzi, głównie dlatego, że na wielu się zawiodłem.

Wyszedłem z pomieszczenia już ubrany, i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Chwyciłem za kalmkę, i schyliłem się po trampka leżącego w rogi pokoju.

- Młody, chcesz zarobić?

Odwróciłem się w stronę bruneta. Leżał na łóżku, nie odrywając wzroku od telefonu.

- Co? - spytałem niepewnie, zaprzestając na chwilę wiązać buta.

- Pytałem czy chcesz zarobić. Mój znajomy przyniesie mi tu zaraz paczkę, wystarczy że zejdziesz na dół i wniesiesz mi ją na górę. Nie chce mi się schodzić.

Przyznam, że taka propozycja mnie skusiła. Mam naprawdę mało pieniędzy, bo jedyne co mi zostało do momentu skończenia roku to pieniądze zostawione mi w spadku przez rodziców, którzy zginęli kilka lat temu. Staram się oszczędzać przez cały rok szkolny, zostawiając oczywiście coś na kolejny rok, a pracować dorywczo w wakacje. Dodatkowy przypływ gotówki bardzo by mi pomógł, zwłaszcza, że moja nauka nie jest na poziomie stypendium.

- Mam szkołę... - podrapałem się po karku zerkając na chłopaka.

- Pięć dych wystarczy? - podniósł wzrok na mnie, sięgając po portfel.

Pięćdziesiąt złotych? Za przyniesienie jakiegoś kartonu? Jestem ciekawy skąd ten człowiek ma pieniądze. Nie chcę nikogo oceniać, ale osoby uczącej się świetnie także nie przypomina.

- Tak - otrząsnąłem się - może być - pokiwałem głową i lekko speszony zabrałem od chłopaka banknot.

- Złaź już i się pośpiesz. Szukaj blondyna z prostokątną paczką w ręku. Najprawdopodobniej będzie stał po lewej stronie przed wejściem.

Zacisnąłem banknot w prawej dłoni i wyszedłem milcząc. Szybko zbiegłem po schodach i wybiegłem na dwór przez duże, blaszane drzwi. Rozejrzałem się dookoła, lustrując wzrokiem przechodniów. Kobieta z psem, mężczyzna z kwiatami, młoda para, jakiś przygnębiony nastolatek i chłopak z kartonowym pudłem w ręce. Niepewnie do niego podszedłem.

- Ty jesteś Marek? - uśmiechnął się serdecznie, przekładając paczkę do jednej ręki, zaś drugą wyciągając w moją stronę.

Podałem mu swoją, jednocześnie kiwając głową.

- Oskar jestem. Łukasz coś mówił, że to ty zejdziesz po jego ciuchy. Wiem, że mieszkacie razem w pokoju. Żal mi cię, naprawdę. Mieliście już jakąś spinę?

Chłopak był rozgadany, nie powiem. Ale wyglądał na bardzo miłą, i przyjazną osobę.

- Można tak powiedzieć.

- Ha, ha, nic dziwnego, Łukasz nie umie się pohamować. Na twoim miejscu bym uważał i go nie denerwował.

Wpatrywałem się w chłopaka z lekkim uśmiechem. Nikomu w ostatnim czasie nie udało się mnie do tego doprowadzić. Zawsze chodziłem pogrążony w smutku i zamknięty w sobie. Nie miałem znajomych, a opinia ludzi dotycząca mnie była raczej negatywna. Nie otaczam się ludźmi tolerancyjnymi, a moja orientacja była zawsze wyśmiewana. Nawet matka nie chciała mieć geja w rodzinie. Przykre, choć na jej opinii nigdy mi specjalnie nie zależało.

- To ta paczka? Ubrania? - wskazałem głową na karton, a chłopak energicznie pokiwał głową.

- Tylko uważaj na to, bo oboje zginiemy - blondyn podał mi pakunek.

Staliśmy chwilę w milczeniu, i spoglądaliśmy sobie w oczy. Zauważyłem, że chłopak ma bardzo ładną, odrobinę dziecięcą twarz i śliczne, niebiesko - zielone oczy. Mam wrażenie że uśmiechem potrafiłby rozweselić każdego.

- To... ja już może pójdę - odwróciłem się w stronę budynku.

- Poczekaj! - usłyszałem za sobą głos - dasz mi swój numer?

Zawahałem się. Nie mam zaufania do ludzi, tym bardziej do tych nowo poznanych, ale w Oskarze było coś, co spowodowało że chętnie zobaczyłbym go jeszcze raz.

Kiwnąłem głową i podałem chłopakowi numer. Blondyn ostatni raz się uśmiechnął, i odszedł w kierunku rynku.

To jest chore | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz