Rozdział 3

3.8K 108 12
                                    

Emma

Wsiadam do auta, mając kocioł w głowie. Katy uderzyła jednego z chłopców. Nie. Mała nie mogłaby tego zrobić. Ale ten facet sam powiedział. Uderzyła własnego kolegę podczas przerwy. Zdenerwował ją? Obraził? A może powiedział coś złego? Odpalam samochód, a z każdym kolejnym przebytym kilometrem mam mieszane uczucia. To ja do tego doprowadziłam. Powinnam już dawno z nią porozmawiać. Ale jak skoro ona nie chce rozmawiać ze mną? To wszytko to błędne koło, które ciągle się powtarza. Nie mogę znieść myśli, że ten chłopiec może mieć złamany nos, a na dodatek jego rodzice mogą to wnieść do sądu. Wiele razy już takie sprawy miały miejsce, gdzie dwóch uczniów się pobiło i trafiło do sądu. Jeden wylądował w poprawczaku, a drugi na operacji. Kiedy podjeżdżam pod dom pani Patel zakładam sztuczny uśmiech. Nie mam innego wyboru. Jej również nie pocieszyłaby sytuacja z jej wnuczką, więc puki co zachowam tę sprawę dla siebie.
Dzwonię dzwonkiem do drzwi, a po chwili staje w nich mama Matta z moją córeczką na rękach.

— O widzisz słoneczko? Mamusia już jest. — Uśmiecha się, troskliwie głaszcząc rączkę malutkiej — właśnie. Co tak szybko? — Pyta, rozszerzając drzwi, abym weszła.

— Powiedzmy, że już wszystko załatwiłam. — Odbieram od niej Rose, nie powstrzymując uśmiechu.

— Wejdź. Zrobię herbaty — gestem ręki zaprasza do środka.

— Nie, nie. Ja już pojadę do domu — próbuję się jakoś wywinąć.

— Unikasz tego domu jak ognia — stwierdza — wejdź, chociaż na herbatę — prosi z lekkim uśmiechem.

— Och... No dobrze. — Odwzajemniam uśmiech i wchodzę do środka.

— A jak Katy? — Pyta, idąc do kuchni.

— Dobrze. Nie jest źle. — Wzdycham nieznacznie i siadam z małą przy stole.

Nie to, że nie lubię tego domu. Po prostu dosłownie wszystko przypomina mi tu Matta. Gdzie się nie obejrzę, jest go pełno. Zdjęcia na ścianach porozwieszane zza czasów młodości. Ręcznie robione prezenty, a nawet piosenki na kasetach w dużym szarym kartonie. Ten dom nie jest za stary. Wygląda, jakby powstał tu dosłownie kilka lat temu, ale prawda jest taka, że ten dom ma piętnaście lat. Matthew przeprowadził się tu z mamą sam, gdy był nastolatkiem. Kiedy trwały przygotowania do pogrzebu bywałam tu bardzo często. Można powiedzieć, że byłam tu codziennym gościem. Nienawidziłam tych kilku dni przed pogrzebem i kilka miesięcy po nim. Pamiętam, jak siedziałam tu dzień przed tym dniem i nic nie jadłam. Patrzyłam się uparcie w ten głupi stół i nie mogłam nic przełknąć. Mama i Pani Patel wręcz zmuszały mnie jak trzylatka do zjedzenia czegokolwiek. Moja rodzicielka martwiła się o mnie, a ja zaś miałam dosyć wszystkiego.

— Proszę. Twoja herbata. — Kobieta wyrywa mnie zza myśleń, gdy stawia dwie szklanki na stole.

— Dziękuję. — Odpieram i biorę mały łyk.

— A jak ty się czujesz? — Pyta z troską, uważnie mnie obserwując.

— Też całkiem nieźle. Było dużo gorzej — przyznaję, patrząc na swoje dłonie.

— Skarbie może powinnaś wreszcie iść dalej? Nie mówię o znalezieniu faceta, ale może od czasu do czasu spotkaj się z kimś. Pogadaj — kontynuuje.

— Problem w tym, że ja nie jestem gotowa — przyznaje, ciężko wzdychając.

— Skarbie nigdy nie będziesz gotowa, ale musisz chociaż spróbować. Nie możesz odcinać się od ludzi. A poza tym ten jeden raz mogę się zająć dziewczynkami — Ma racje. Nie mogę się odcinać, ale jednak to robię.

Pomóż mi wskrzesić moje serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz