Rozdział 1

7.7K 146 31
                                    

Emma

Kiedy dwa serca zostają rozdzielone, w duszy nastaje pustka. Bolesna i przytłaczająca. Zawsze marzyłam o karierze na scenie, a wszystko runęło w ułamku sekundy. Nuty niosły mnie po chmurach, tworząc niewidzialne mosty, które znikały z każdym kolejnym krokiem. Marzyłam o szczerej miłości, ale wszystko zniknęło. Zwaliło się jak głupi domek z kart, którego już nie idzie odbudować. Przygniata mnie cały cholerny ciężar tego przeklętego świata, ponieważ moje serce biło tylko dla niego. Patrzyłam, jak jego powieki powoli się zamykały, a ciało robiło się zimne jak lód. Jego klonowe tęczówki i płomień w nich rozżarzony na zawsze zgasł. Zgasł i już nigdy nie wznieci ognia w moim sercu. Wraz z zimnem tulącym jego ciało zawładnęło ono również nad moją duszą. Na zawsze zasnął, a mnie zabrał ze sobą. Część mnie, której nie da się odzyskać. Moją klatkę piersiową nadal przygniatają wspomnienia. Niektórzy mówią, że jeśli się kogoś straci, widzi się tylko te dobre chwile. Mnie one przygniatają. Zabijają od środka, nie pozwalając zamknąć, choć na chwilę. Dlaczego to tak bardzo boli? Pytałam w głębi duszy, gdy znów nie mogłam złapać oddechu. Nie mogę spojrzeć w lustro, bo gdy to robię, widzę jego obok mnie trzymającego za rękę. Za każdym razem, gdy wstaję, nie ma już wgniecenia na świeżej pościeli. Nie czuję już zapachu jego kojących perfum. Wszystko zdaje się głupim snem, z którego nie mogę się wybudzić. Kiedy jego dłoń przykrywała moją, czułam, jak moje serce odlatywało razem z nim. Teraz tego nie czuję. Mimo tego, że wszyscy bliscy byli blisko mnie i wspierali, ja czułam się samotna. Samotna i pozbawiona ochrony, którą mnie otaczał. Wszyscy ci, którzy mówią, że pora, abym szła dalej, mówię, że nie mam siły. Nie potrafię. A może dlatego, że nie chcę? Chcę dalej tkwić w tym czasie miłości do niego, bo tylko ona była czysta i prawdziwa. Nie była iluzją. Była szczera. To właśnie takiej miłości pragnęłam. Tylko jego kochałam. To do niego należało moje serce. To on mnie tulił do swojego torsu. To mnie całował i zabijał tęsknotę. Teraz jest szara pustka. Nie ma już Nic.

— Emily. Skarbie. Ja już będę uciekać — pani Patel zwraca się do mnie, a ja nie potrafię odwrócić wzroku od głupiego okna — Rose już śpi, a Katy jest zamknięta w swoim pokoju. Martwi mnie to dziecko. Strasznie zamknęła się po stracie — mówi spokojnie, obserwując mnie. Podziwiam ją, że tak łatwo się pozbierała, choć to tylko pozory.

Widzę, jak bardzo jest tym wszystkim zmęczona. Nie raz zostaje tu na noc, ponieważ ja sama nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Czasem już mam tak duże poczucie winy, że zaczynam zastanawiać się, dlaczego to wszystko mnie spotkało? Targa mną beznadzieja i tęsknota. Dwa różne uczucia, które towarzyszą mi niemal codziennie. Trzymając w ramionach małą Rose, czuję, że trzymam w ramionach mój największy skarb. Jednak kiedy patrzę w jej małe brązowe oczka, dostrzegam w nich jej tatusia. A gdy jej perlity śmiech roznosi się po domu z zadowolenia, tylko wtedy się uśmiecham.

— Wszystko okej? — Pyta mnie kobieta, stojąc tuż przede mną. Tak bardzo chciałabym, aby to wszystko było snem.

— Tak. Wszystko okej. — Wymuszam uśmiech i niepewnie kieruję na nią wzrok. Bez słowa prowadzę ją do drzwi.

— Kochanie, obie wiemy, że nie jest okej. Ale spróbuj się chociaż raz uśmiechnąć. — Patrzy na mnie z troską, ale ja tylko kiwam głową. Nie ciągnie tematu i wychodzi.

Znów cisza wypełnia całe mieszkanie. Wszystko to rzeczywistość, której wcale nie chce zaakceptować. Gdy wracam myślami do tamtej nocy, której po raz ostatni spojrzałam w jego tęczówki. Czuję się jak mała bezbronna dziewczynka, która została pozbawiona własnego azylu. Od tamtej nocy nie potrafiłam spojrzeć w dziecięce oczka Katy i powiedzieć, że jej tata odszedł i już nie wróci. Po prostu wyszłam z tego szpitala jak egoistka. Nie myślałam o niczym innym niż opuszczenie tego przeklętego miejsca. Powinnam myśleć o Katy. To ona przecież straciła tatę. Jedyne kilka zdań, jakie z nią zamieniłam to: "Co chcesz na śniadanie?" albo "Jak było w szkole?" I tyle. Nic więcej. To jest tak, jakby w jednej sekundzie stworzyła się między nami przepaść nie do przekroczenia. Jakieś pole siłowe oddalające nas od siebie. Kiedy urodziła się Rose, od tamtej pory nawet nie odezwała się ani słowem. Nie patrzyła na mnie. Nie spoglądała. Unikała jak ognia. Nagle po domu roznosi się donośny płacz dziecka. Wszystkie myśli w mojej głowie nagle wyparowują. Znikają i rozmazują się jak smugi kropel po deszczu. Cicho wzdycham i wchodzę do sypialni. Podchodzę do małego, białego łóżeczka i zabieram maleństwo na ręce. Tule do siebie, jednak nadal nie przestaje płakać. Jest głodna. Siadam z nią ostrożnie na skrawku łóżka i zaczynam karmić. Dziecko bez problemu przyczepia się do mojej piersi, a ja delikatnie dotykam jej pulchnych paluszków. Jest taka krucha. Kiedy jest już najedzona, kwili cicho w moich objęciach. W pewnym momencie orientuje się, że nie jestem tu sama.

Pomóż mi wskrzesić moje serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz