Emma
Przez sypialniane okno jasne promienie zmuszają mnie do otwarcia powiek. Podnoszę się na łokciach i dostrzegam puste miejsce obok mnie. Pamiętam, że poszłam wcześniej spać od Owena. Myślałam, że będzie spał w sypialni, jednak zdecydował się na kanapę w salonie, która nie jest zbyt wygodna. Jej twarde wypełnienie nadaje się jedynie do siedzenia, do leżenia już jednak nie. Nie wiem, co Matt miał na myśli, wybierając tę kanapę. Na pewno nie to, aby można by na niej wygodnie spać. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej pewna, że chce sprzedać to mieszkanie. Jeszcze nie rozmawiałam o tym z Katy. Coś tam napomknęłam pani Patel, czy mojej mamie. Poza nimi nikt nic nie wie. Nawet Owen. Właśnie, gdzie on jest? Zsuwam z siebie kołdrę w kolorowe wzorki i czuję, jak przechodzi mnie dreszcz. No tak. Pod kołderką najcieplej. Wzdycham cicho i zakładam szaro-niebieskie kapcie. Dreptam do wyjścia i otwieram drzwi. Owen stoi w kuchni, a zapach... No właśnie. Czy to naleśniki? Zaciągam się zapachem syropu klonowego i dżemu malinowego. Muszę wyglądać genialnie w koszuli nocnej i w rozwichrzonych na wszystkie strony włosach. Przydałoby się je jakoś doprowadzić do pierwotnego stanu, bo zapewne jakby ktoś zobaczył mnie tak na ulicy, zacząłby uciekać krzycząc: "Mamo, mamo wiedźma z Jasia i Małgosi opuściła piernikową chatę!" Mniej więcej tak by to wyglądało.
— O już wstałaś! — odzywa się Owen, wkładając zmysłowo kolejnego naleśnika na talerz.
— Hej — mówi Katy, unikając lekko mojego wzroku i smaruje ciasto dżemem.
— Która godzina? — ziewam cicho i sięgam po talerzyk w szafce nad zlewem.
— Zaraz będzie dziewiąta, a co? — odpowiada chłopak i siada przy stole. Polewa naleśnika dużą warstwą syropu klonowego.
— Nie, nic. Tak pytam. — Wzdycham nieznacznie i siadam do stołu.
Czuję dosłownie wzrok skierowany na mnie, ale jestem na tyle zmęczona, że staram się to ignorować. W nocy dokuczała mi rana jednak nikomu o tym wolę nie wspominać. Zaraz by się zaczęło, że muszę iść do lekarza. Badania. I tak dalej. Chciałabym teraz tego wszystkiego uniknąć za wszelką cenę. No przynajmniej nie wchodzić do tego więzienia wcześniej niż za dwa tygodnie. Za dwa tygodnie przypada mi kolejna wizyta i nie zamierzam szybciej widzieć mojego doktorka i jego cudownej lampki, która wypaliła mi prawie gałki oczne. Nakładam naleśnika na talerz i posypuję cukrem. Zwijam w rulon i próbuje. Jezu. Jaki puszysty. Boże, jak dawno nie miałam nic tak dobrego w ustach. Tak wiem, to zwykły naleśnik, ale naprawdę w tym szpitalu nie ma diamentów. Wzdryguje się lekko na myśl o jedzeniu w szpitalnej stołówce. Współczuję ludziom, którzy muszą tam być dłużej niż ja.
— Nie smakuje ci? — Owen patrzy na mnie, przestając jeść.
— Eee... Jest pyszne — zdezorientowana wracam do jedzenia.
— Odpłynęłaś trochę — kończy naleśnika i wstaje od stołu. Składa talerz swój i Katy, po czym wkłada wszystko do zmywarki.
— Mogę iść do swojego pokoju? — młoda kieruje się do wyjścia, chowając dłonie do kieszeni.
— Pewnie — rzuca Owen, wyprzedzając mnie.
— Było pyszne — odpowiadam, stając obok niego i również wkładam talerz na jego miejsce.
— Nie zjesz więcej? — zdezorientowany przygląda mi się.
— Nie. Dzięki. — Uśmiecham się lekko, opierając sie o blat.
— Spoko — odpowiada mi tym samym, choć sama nie wiem, czy ten uśmiech jest szczery, czy jednak się do tego zmusza.
Jego włosy są w nieładzie i błyszczą w świetle dnia przedzierającego się przez okno w kuchni. Tym razem to on odpływa, bo jego wzrok, mimo że jest zatopiony we mnie to i tak wiem, że jest gdzieś głęboko zatopiony myślami. Ciekawe, o czym teraz myśli. Nie rozmawiałam z nim o ostatnich wydarzeniach od wczorajszego wieczoru, gdy zawitał pod moje drzwi. Czułam się wtedy tak wolna, a jednocześnie zniewolona uczuciami. Niby gula w gardle nagle zniknęła, ale serce się zrewanżowało, bo wyczyniało różne fikołki i sztuczki. Kiedy jego usta musnęły moje, poczułam, że opuszcza mnie strach. Wszystko zniknęło, jakby rozpłynęło się wraz z dotknięciem naszych ciał. Jego dłoń dumnie spoczywała na moich plecach, a ja moje palce wsunęłam w jego zimne i brązowe włosy, które były ogrzewane pod wpływem mojego dotyku. W tamtym momencie poczułam, że wcale nie musimy ze sobą rozmawiać, aby powiedzieć co nam leży na sercu. Bliskość i rozmowa poprzez płynięcie ruchami po skórze sprawiały, że doskonale wiedziałam, co chciał mi powiedzieć. Nie potrzebowałam deklaracji, czy tłumaczenia. Upijałam się jego obecnością. Teraz kiedy stoję na przeciwko niego, nie wiem, co powiedzieć. Panuje między nami niezręczna cisza. Z jednej strony mam wrażenie, że coś się zmieniło, a z drugiej jakby wszystko stanęło w miejscu.
CZYTASZ
Pomóż mi wskrzesić moje serce
RomanceKiedy na zawsze odchodzi osoba, którą się kochało, widzi się tylko pustkę. Zatracamy się w niej, izolując od świata i rzeczywistości. Zapominamy, jak to jest czuć się kochanym i jak to jest darzyć kogoś silnym uczuciem. Każdy z nas marzy o prawdziwe...