Emma
Nie wiem, czemu i dlaczego. Uśmiecham się pod nosem, choć kartka nie jest zaadresowana do mnie. Pismo jest czytelne i staranne. Ciekawe do kogo to napisał. Nie potrafię oderwać wzroku od kartki, a z każdym kolejnym słowem mój uśmiech jest coraz bardziej niepewny. Szczerze się do wiersza, który doskonale rozumiem. On również kogoś stracił. Chowam wiersz do kieszeni, gdy tylko słyszę wołanie Katy. Wchodzę do salonu i siadam na kanapie, podając jej ciepłą herbatę z miodem.
— Czego się dzisiaj uczyłaś z panem Owenem? — Pytam ciepło, opierając sie o oparcie kanapy.
— Nuda. Matematyki — mówi niezbyt zadowolona — ale opowiadał mi historię o psie Daysy — chichocze.
— Daysy? — Szeroki uśmiech wkrada mi się na twarz — ten piesek?
— Wiesz, że zjadła mu buty? - opowiada, ledwo powstrzymując śmiech.
— Ah tak? Ciekawe co jeszcze zrobił ten niesforny psiak. — Delikatnie głaszcze jej rączkę, odwzajemniając uśmiech.
— A ty skąd wiesz o Daysy? — No tak. Ma mnie. Nie powiedziałam jej o spotkaniu.
— Ostatnio Daysy przeleciała przez nasz płot i okazało się, że to pupil siostrzenicy pana Owena. — Wzdycham cicho. Nagle dzwonek do drzwi roznosi się.
Wstaję, pomagając małej odłożyć gorącą szklankę i idę w kierunku drzwi. Otwieram i w drzwiach staje ten sam mężczyzna, którego widziałam na pogrzebie. Ostre rysy twarzy i ten sam kolor tęczówek. Czuję się, jakbym została ogłuszona. Patrzymy na siebie, jakby to było spotkanie z rzeczywistością. Nogi wbijają się w podłogę i zdaje się, że nigdzie się nie wybierają. Mężczyzna wygląda na zakłopotanego i zmieszanego.
— Dzień dobry. To ty jesteś Emily. — Patrzy na mnie. Mierzy mnie wzrokiem, ale nie jest on zimny, czy chłodny. Ten wzrok jest po prostu nie do odczytania.
— Tak — mówię cicho, nie wiedząc, czy powiedziałam to na głos, czy we własnej głowie — to pan. Pan był na pogrzebie — kwituje. Znam go. Znam go, ale nie tylko z widzenia. Znam go też z listu. Olivier.
— Moge wejść?
Otwieram szerzej drzwi, a gdy facet wchodzi do środka, czuję zimny powiew wiatru. Zamykam drzwi i nie wiem co powiedzieć. Pozwalam mu ściągnąć kurtkę i zapraszam do środka.
— Emily! Kto to? — woła mała z pokoju.
— Cześć Mała. — Staje w salonie, a ja ide tuż za nim. Chce protestować, ale tylko postanawiam odpuścić.
— Dzień dobry panu — odpiera cichutko, uważnie mu się przyglądając.
— Chciał pan porozmawiać — wtrącam się, chcąc wreszcie znać powód jego przyjścia.
Wchodzimy do kuchni i zasiadamy przy stole. Patrzy w stół, a ja rzucam wzrok na swoje dłonie. Nikt nie wie z nas jak zacząć rozmowę. No bo jak można zacząć rozmowę, nie wiedząc, od czego zacząć. Kiedy krzyżuje jego spojrzenie ze swoim, powoli zaczyna opowiadać, dlaczego tak naprawdę tu przyszedł. Słucham go w ciszy, całą rozmowę uciekając wzrokiem. Ból maluje się na jego twarzy, a ja po prostu siedzę. Nie dociera do mnie. To nie może być prawda.
— Mój ojciec żyje. Ojciec mój i Matthew — mówi cicho, a serce telepie mi w piersi. On nie żyje. On nie może żyć. Matt tak powiedział.
— On nie żyje. On nie może żyć — szepcze twardo, wstając z miejsca. Podchodzę do blatu i zaciskam na nim dłonie do takiego stopnia, że bieleją mi knykcie.
CZYTASZ
Pomóż mi wskrzesić moje serce
RomanceKiedy na zawsze odchodzi osoba, którą się kochało, widzi się tylko pustkę. Zatracamy się w niej, izolując od świata i rzeczywistości. Zapominamy, jak to jest czuć się kochanym i jak to jest darzyć kogoś silnym uczuciem. Każdy z nas marzy o prawdziwe...