Rozdział 34

1.8K 77 14
                                    

Emma

— Ała — krzywi się Blake, gdy przemywam mu nos od zaschniętej krwi.

— Owen. Chyba jest złamany — zwracam się do mężczyzny, który trzyma waciki.

— Pokaż to — przepuszczam go i widzę, jak przygląda się nosowi — nie, chyba nie — odpowiada po chwili namysłu.

Katy siedzi na skrawku kanapy i przygląda się naszej trójce oraz nasłuchuje rozmowę o nosie. Kiwa nogami w te i we w te, co jakiś czas bawiąc się palcami. Staram się pozbyć krwi z nosa, na tyle ile chłopak mi pozwala. Wygląda, jakby miał zemdleć na widok krwi. Jest cały blady na twarzy, a jego oko również nie wygląda najlepiej.

— Powinno być dobrze. Jeśli się nie polepszy, będziesz musiał jechać z kimś z rodziny do lekarza — mówię poważnie, upewniając się spojrzeniem, że mnie słucha.

— Ale już jest lepiej. Naprawdę nie trzeba — zaprzecza chłopak, od razu zrywając się z kuchennego stołka.

Wzdycham cicho i wyrzucam do kosza brudne waciki. Zerkam na Katy, która po chwili wchodzi do kuchni. Najpierw sprawia wrażenie zakłopotanej, a potem wygląda, jakby próbowała sklecić odpowiednie słowa.

— Blake. Powiedziałam im — mówi poważnie. Teraz nie dostrzegam w niej ani krzty dziewczynki, która uwielbia pobawić się na placu zabaw.

— Co?! Dlaczego? Katy... Przecież obiecałaś. — Przyjaciel patrzy na nią niedowierzającym wzrokiem — dzięki za taką przyjaźń — mruczy pod nosem i zmierza do drzwi widocznie wkurzony.

— Młody a ty gdzie? - pyta Owen, wychodząc z łazienki.

Blake nie odpowiada mu, tylko zakłada kurtkę i pospiesznie wychodzi, trzaskając drzwiami. W pewnym momencie mam wrażenie, że zaraz obudzi się Rose, jednak nic takiego się nie dzieje. Oddycham z ulgą. Wymijam dziewczynkę, która patrzy szklanymi oczkami w jeden punkt. Zakładam płaszczyk i wychodzę za chłopcem, mając nadzieję, że jeszcze uda mi się go dogonić.

 — Blake — wołam, przekraczając ogrodzenie domu.

— Czego pani ode mnie chce?! — odwraca się impulsywnie.

— Chcę porozmawiać — rzucam kojąco, patrząc na niego z troską. Jego włosy wirują w rytm wiatru.

— Przecież nie ma o czym! Katy już pani o wszystkim powiedziała! — krzyczy, po czym odwraca się i zbiera się do kolejnych kroków na przód, jednak chwytam go za ramię.

— Zrobiła to w dobrej wierze — próbuje go przekonać.

— Gdyby zrobiła to w dobrych intencjach, nic by nikomu nie powiedziała! Obiecała — odpiera pochmurnie, stając naprzeciwko mnie — nie chcę o tym rozmawiać i już — kopie jakiś niewidzialny kamień, unikając mojego wzroku.

— Znam, a właściwie znałam chłopaka, właściwie mężczyznę, który już się z tym spotkał...

— Nie chce słuchać o pani miłostkach — odburkuje.

— Był w twoim wieku, gdy jego tata się nad nim znęcał. Pamiętam, jak opowiadał mi jak pierwszy raz go uderzył — tłumacze ostrożnie.

— A co to ma z tym wspólnego? — lekko zdezorientowany podnosi speszony wzrok.

— Kochanie, jeśli dzieje ci się krzywda, tak jak mówiła Katy, nie można tego bagatelizować. Rozumiem, że się boisz, ale twój tata nic ci nie zrobi, gdy powiesz o tym odpowiednim osobom — kucam przy nim — wydaje mi się, że te twoje siniaki i uszkodzony nos nie wzięły się znikąd co?

Pomóż mi wskrzesić moje serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz