Rozdział 22

2K 87 22
                                    

Emma

— Emily! Blake już przyszedł, mogę otworzyć?! — woła Katy zrywając się z kanapy w salonie i biegnie do drzwi.

— Tak możesz otworzyć — daję pozwolenie i wykładam zapiekankę z piekarnika.

— Dzień dobry pani. — W wejściu do kuchni staje blondynek w kurtce.

— Dzień dobry, Blake. Ściągnij kurtkę. — Uśmiecham się szeroko w kierunku chłopca jednak gdy widzę pod jego okiem kolejne limo, natychmiast on schodzi. Odbieram od niego kurtkę i wieszam na jednym z wejściowych wieszaków.

— Emily, pójdziemy do mojego pokoju dobrze? — pyta dziewczynka, ciągnąc chłopca za rękę do pokoju.

— Dobrze. Jakbyście zgłodnieli to mówcie — odpieram lekko zamyślona.

Odprowadzam dzieciaki wzrokiem, ciężko wzdychając i wycieram kuchenny stół mokrą ścierką. Dzisiaj jest Sylwester, a z tym wiąże się Nowy Rok i nowy etap. Czy ten rok był udany? Nie wiem. Z jednej strony narodziny Rose, a z drugiej ciągły smutek. Potem pojawił się Owen, który do mojego życia wniósł więcej słońca, niż mogłoby się wydawać. Najśmieszniejsze jest to, że każdego dnia chce go poznawać coraz bardziej. Uwielbiam jego poczucie humoru, a jednocześnie delikatność i zrozumienie. Czuję się przy nim bezpiecznie. Dokładnie tak jakby część mojego ciężaru przechodziła na niego, odciążając mnie. Moje życie nie wygląda jak te z filmów czy seriali. Nie planowałam niczego, co mi się przydarzyło przez ostatnie trzy lata. Czy chciałabym to zmienić? Sama nie wiem. Wiem tylko to, że nigdy nie było idealnie i nigdy nie będzie. Życie wystarczająco się pokrzyżowało, żeby było jak z bajki. Tyle razy uciekam od przeszłości, a ona mnie goni i tak zamyka w szponach. Włączam zmywarkę i wyciągam z szafki wszystkie opakowania tabletek na sen i uspokojenie. Otwieram śmietnik i wszystko wyrzucam do śmieci. Chciałabym, aby następny rok był rozpoczęty z czystą kartą. Bez cierpienia (choć to akurat jest nieuniknione, aby ono nie istniało).
Zabieram czekoladowe pieguski z blatu i rozpakowuje. Wyciągam jeden średniej wielkości talerzyk i wykładam po kolei. Zabieram dwie szklanki i sok. Bez wolnych dłoni idę do pokoju Katy. Kiedy słyszę ciche poszeptywanie, staje przy drzwiach.

— Muszę tam wrócić — mówi chłopiec, spuszczając wzrok na podłogę.

— Nie musisz. Emily nie miałaby nic przeciwko, żebyś u nas nocował — Katy dotyka jego ramienia, patrząc na niego smutnym wzrokiem.

Wzdycham ciężko i nogą otwieram drzwi i wchodzę jak gdyby nigdy nic, po czym stawiam ciasteczka, sok i szklanki na jej stoliku.

— Smacznego.

— Dziękujemy pani — ożywia się Blake.

Odpowiadam mu łagodnym spojrzeniem i wychodzę z pokoju. Idę do sypialni zobaczyć co u mojego słoneczka. Mała już siedzi w łóżeczku, mówiąc po dziecięcemu. Bawi się swoim misiem, którego dostała od dziadków na święta i śmieje się wesoło.

— Moje kochanie. — Całuje ją w główkę.

Biorę ją na ręce i siadam z nią na łóżku. Zaczynam opowiadać jej, krótką historyjkę, a dziecko uważnie mi się przysłuchuje. Daje mi misia do ręki, po czym sama gryzie jego uszko. Przytula się do mnie, a ja nie przestaje opowiadać. Jej dziecięce gaworzenie sprawia, że mój uśmiech wcale się nie zmniejsza.

— Emily? Możemy iść na dwór? — Katy staje w drzwiach.

— Pewnie skarbie, ale tylko na podwórko — odpieram, przekierowując wzrok na dziewczynkę, która, gdy tylko słyszy moje potwierdzenie, wybiega z pokoju.

Pomóż mi wskrzesić moje serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz