Rozdział 5

2.7K 99 17
                                    

~Dzień Pogrzebu~

Ból wypełnia od środka całe moje ciało. Nie ma nic. Jest pustka. Wszystko jest inne, bez sensu. Czuję Paraliż uniemożliwiający mi, jaki kolwiek ust. Chcę krzyczeć, lecz nie potrafię. Chcę ruszyć choć jednym palcem, ale to niemożliwe.
Mój wzrok panikuje, a płuca powoli nie dostarczają mi tlenu. Pragnę oddychać, ale to jedynie marzenie. No, bo jak mogę oddychać bez niego?
Walczę z całych sił, aby złapać to cholerne powietrze. Udaje mi się, gdy tylko staram się skupić, na jakim kolwiek ruchu. Biorę to głęboki oddech jak tylko to możliwe i nie wiem dlaczego, ale zaczynam płakać.

— Emily. Kochanie. Jestem tu, słyszysz? Kocham cię skarbie i zawsze będę. — Słyszę niewyraźny głos, ponieważ zagłusza go krew dudniąca w moich uszach.

— Ja też cię kocham Matt — szepcze zdławionym głosem. Dotyka czule mojego polika i natychmiast się uspokajam.

— Emily — tym razem to nie głos Matta. Tym razem to mama.

— Co się dzieje? — Pytam, otwierając leniwie oczy. 

Wszystko jest rozmazane. Ten sam pokój. Znów wszystko jest na swoim miejscu. On tu był. Mówił do mnie. To na pewno nie był sen. To nie mogą być sen prawda?

— Znowu brałaś tabletki na sen? — pyta widocznie zmartwiona widząc pudełeczko na stoliku.

— Musiałam — odpieram zachrypniętym głosem.

— Płakałaś — stwierdza, a ja automatycznie dotykam swojego polika. Płakałam.

— On tu był — wyszeptuje, powoli się podnosząc.

— Kto? — wybita z tropu uważnie mi się przygląda.

— Matthew — wyduszam wreszcie.

— Kochanie przecież wiesz, że on... — Ucinam gestem ręki.

— Wiem, że nie żyje! Możesz już iść?! — Wybucham. Mam już dość. Wiem, że nie żyje. Wiem, że nie wróci. Tylko dlaczego każdy mi o tym przypomina?

— Dzisiaj jest ceremonia. Masz już przygotowaną przemowę? — Pyta łagodniej.

— Nigdzie nie ide — odpowiadam, wstając z łóżka. Idę w kierunku dużego okna i patrzę w jeden nieokreślony punkt.

— Skarbie nie zachowuj się jak dziecko — poucza mnie z troską, co działa na mnie jak płachta na byka.

— Co skarbie? Co Emily?! Dajcie mi wszyscy święty spokój. Zresztą i tak co to na was? Nie wiecie, że nie chce tam iść? W trumnie leży ojciec mojego dziecka! Nie wytrzymam tego. Nie mogę spojrzeć im wszystkim w oczy — mówię żałośnie. To wszystko jest takie popaprane.

Słyszę zamknięcie drzwi. Zostaje sama w pokoju. Tym razem ta cisza jest gorsza niż wszystkie. Mam jej dość i chce ją przerwać. Osuwam się po ścianie i cicho łkam w kącie pokoju, delikatnie obejmując brzuch. Tylko tyle mi po nim zostało. Nasze dziecko. Podciągam kolana bliżej brody i przypominam sobie tamten wieczór, gdy lekarze walczyli o jego życie. Czy naprawdę nie można było nic zrobić? Miałam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Wręcz upijałam się nią. Ale nie widziałam smutnej prawdy. Nie widziałam, że to już koniec, choć on dawał mi to do zrozumienia. Od tamtej pory przestałam mieć nadzieję na wszystko.

***

Staję pod kościołem i czuję, że się duszę. Czarna sukienka do kolan porusza się w kierunku wiatru, a włosy swobodnie opadają na moje ramiona. W tej chwili zdaję sobie sprawę, że to naprawdę koniec. To nie jest głupi sen, jaki sobie wmawiałam od jego śmierci. Żyłam tym, a tymczasem ten moment mnie przeraża. Boję się. Tchórze na samą myśl, bo mam ochotę uciec. Stopień za stopniem, krok za krokiem i staje tuż przed ogromnymi wrotami kościoła. Trzymam kurczowo wianek z bordowych róż, z którego zwisa złota wstążka z napisem "spoczywaj w pokoju." Sięgam drżącym ruchem ręki do drzwi i lekko popycham. Głośne skrzypnięcie drzwi sprawia, że wszystkie pary oczu lądują na mnie.
Wchodzę, a moim ciałem wstrząsa szok. Boje się. Tak bardzo się boję. Drże ze strachu. Mnóstwo kwiatów wokół trumny z ciemnego drewna. Na samym środku stawiam wianek i dopiero teraz czuje smak łez. "Twój oddech był moim oddechem. Twoje serce moim sercem. Twój dotyk moim dotykiem." Słowa listu tworzą się w mantrę. To boli. Staje w ławce obok mamy, która patrzy na mnie zaskoczona, a jednocześnie dumna. Wie, ile mnie to kosztowało. Nadchodzi czas na przemowy. Najpierw Pani Patel, potem Alex, a gdy pada moje imię, czuję, jakbym została ogłuszona. Staję na pogrzebowym kobiercu i w głowie mam, że muszę zacząć mówić, jednak ja stoję. Stoję i nic nie mówi. Zapomniałam, jak się mówi, nie potrafię. Mama patrzy na mnie pokrzepiającym wzrokiem, ale to nie działa.

Pomóż mi wskrzesić moje serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz