Prolog

1.6K 54 20
                                    

Witajcie! Oto reupload opowiadania z poprzedniego konta. Przeprowadzka niczego nie zmieni. Będę wrzucała jeden rozdział średniej długości 2500 słów (poza prologiem) na tydzień. Najprawdopodobniej będzie to poniedziałek. Jeszcze zobaczę, jak wyrobię się z czasem.

Tymczasem Enjoy Misie!

~•~•~•~•~•~•~•~

|1239 słów|

Dzisiaj pierwszy raz przekroczę mury liceum, dzięki czemu wskoczę na wyższy poziom w społeczeństwie, w którym tak ciężko zaakceptować wszystko, co wychodzi poza wyznaczoną przez kogoś normę.

Z jednej strony cieszyłem się z rozpoczęcia nowego etapu w swoim życiu, jednak liczyłem na to, że będę mógł szkolić się w zakresie weterynarii. Nieszczególnie marzyłem o tym, by skończyć w zwykłym liceum o przeciętnym poziomie nauczania. Wiedziałem, że moją matkę było stać na prywatną szkołę dla elity, ale Jimin, mój brat, nie chciał się tam uczyć, gdyż twierdził, że tam uczą tego samego, co w szkołach publicznych, dzięki czemu i ja przymusowo musiałem rozpocząć tam swoją naukę.

Przysięgam, że gdybym to ja był starszy, na pewno nie plótłbym takich bzdur, tylko korzystał z dóbr, jakie oferowała Nayeon, nasza matka, ale on był zbyt skromny, żeby sobie na coś takiego pozwolić. Czasem chciałbym nienawidzić go tak samo, jak ją, ale są od siebie tak różni, że miałbym wyrzuty sumienia.

Nayeon zawsze traktowała mnie jak kogoś, kto nie zasługuje na żadne uczucie, a ja niczego takiego nie zrobiłem. To Jimin był chwalony za zdobyte osiągnięcia, w czymkolwiek brał udział, a gdy okazało się, że jestem w tym o niebo lepszy od niego, mierzyła mnie nieodgadnionym wzrokiem i sucho gratulowała. Nigdy jej nie rozumiałem, ale to pozwoliło mi na nienawidzenie jej jeszcze bardziej.

Jimin jednak zauważał moje umiejętności i zawsze je chwalił z szerokim uśmiechem pełnym dumy. Czy to nie powinno działać na odwrót? Zazwyczaj brat powinien być zazdrosny, a matka ze wszystkiego zadowolona, prawda? Ta rodzina jest bardziej chora, niż wszystkim się zdaje, ale nikomu o tym nie powiem. Kiedy tylko skończę dziewiętnaście lat, wyjdę z tego domu wariatów. Mam trzy lata na znalezienie sobie kogoś, do kogo mógłbym się wprowadzić i mam nadzieję, że mi się uda.

Gdy skończyłem prasować swój mundurek, włożyłem go na siebie, a piżamę wrzuciłem od razu do pralki, po czym wyszedłem z domowej pralni umiejscowionej w piwnicy.

Musiałem zjeść śniadanie, o którym ostatnio mówił mi mój trener personalny. Chcąc nie chcąc musiałem stosować się do diety, żeby moje ćwiczenia miały jakikolwiek sens. Żeby nie było: Nie chciałem wyglądać jak napakowany misiek. Miałem zamiar zwyczajnie utrzymać smukłą, lekko umięśnioną sylwetkę, by móc spojrzeć w lustro i popaść w narcyzm, bo jeśli własna matka mnie nie kocha, sam mogę podarować sobie, choć część tego uczucia.

Przechodząc przed korytarz, prowadzący przez całą rezydencję, na moment stanąłem przed lustrem, by jakoś ułożyć swoje troszkę wyblakłe już czerwone włosy. Ostatnim razem przesadziłem trochę z robieniem na złość Nayeon, ale dla tej satysfakcji było warto. Do końca życia zapamiętam jej minę, kiedy wyszedłem ze swojego pokoju na jej przyjęcie w nowym kolorze włosów, ponieważ do końca imprezy musiała się za mnie wstydzić.

Dotarłszy do obszernej kuchni, w której znajdował się stół otoczony sześcioma krzesłami służący do porannych posiłków, mimo że równie dobrze mogliśmy jadać w jadalni, zatrzymałem się w progu, gdy usłyszałem fragment trwającej już rozmowy.

– Jiminie, wyprasowałam ci mundurek, bo wyglądał tak, jakbyś go upchnął gdzieś w kącie po tym, jak przyniosłam ci go z pralni – mówiła Nayeon, ocierając szmatką mundurek, zawieszony na okapie nad piecykiem przy pomocy wieszaka.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz