Witajcie! Spalił mi się zasilacz do mojego laptopa, dlatego muszę pisać na tym od mamy. Nie przepadam za tą klawiaturą, ale trudno. Tak też można żyć. Do czego dążę? Do tego, że na dole nie ma banera, bo wszystko jest na rozładowanym laptopie i szlag mnie trafia. No nic, przynajmniej macie rozdział wcześniej. Możliwe, że w niedzielę pojawi się jeszcze jeden, bo chcę szybko zakończyć to opowiadanie. Jeszcze 4 rozdziały i koniec! Już trzeba zacząć przygotowania na finał!
Enjoy moje wy Jajeczniczki z Serem i Boczkiem!
(P.S. Zaczęło mi się podobać określanie was dłuższymi, smacznymi rzeczami xd To nie tak, że skończyły mi się pomysły na pojedyncze przysmaki xd
P.S.2 Cholercia, ten rozdział wyszedł mi trochę sucho, ale nie potrafię pisać tak dobrze, jak na moim starym, dobrym laptopie ;;;;)
~•~•~•~•~•~•~•~
Trudno mi się patrzyło na ciągle pogrążającego się Jungkooka. Coraz częściej dochodziło do takich sytuacji, w których siedział ogarnięty bezsilności i mówił do siebie. Tęskniłem za Jungkookiem, który miał jakieś priorytety, ale teraz nic nie było takie samo.
Po zaproponowaniu mu tabletek ze swojego wspaniałego arsenału wyszedłem zmartwiony z naszego pokoju i pobiegłem do tego, w którym kiedyś mieszkałem. Nie trudno było znaleźć szklany flakon z małymi, białymi tabletkami. Doskonale znałem ich zastosowanie i choć nie byłem żadnym psychiatrą, stwierdziłem, że to mogła być najlepsza z możliwych opcji.
Pech chciał, żebym trafił na mamę, która miała nietęgą minę. Byłem pewien, że coś się święciło, dlatego nie gnałem na złamanie karku do Jungkooka. Ostrożnie wsunąłem tabletki do kieszeni, żeby nie osądziła mnie o powrót depresji.
- Koszykówka, tak? Najlepszy zawodnik w drużynie? - zaczęła bez zbędnych wstępów. - Dostawałam zdjęcia drużyny, na których byłeś, a tymczasem dowiedziałam się, że należysz do innego klubu. Tego samego co Jungkook tak swoją drogą.
- Ale w czym problem, mamo? Chciałam, żebyś była dumna. Jungkook niczego się nie domyślił, dopóki nie wybrał klubu, do którego, jego zdaniem, w życiu bym nie przystąpił.
- Dlaczego mnie okłamałeś? Wierzyłam, że będziesz taki, jak tata - powiedziała spokojniej, choć na spokojną nie wyglądało. - Sypiasz ze swoim bratem, okłamujesz mnie i nawet nie próbujesz mnie przeprosić.
- To nie jest mój brat - palnąłem, wybierając najgorszą z możliwych opcji. Świetnie.
Dopiero teraz poczułem objawy stresu, dlatego poprawiłem okulary, żeby czymś zająć drżącą rękę.
- Cudownie. To upoważnia cię do sypiania z tym pomiotem.
- Jungkook nie jest żadnym pomiotem, a jego ojciec, mimo że tak naprawdę go nie zna, zrobił dla niego więcej, niż ty przez całe jego życie. - Nie miałem pojęcia, czy udało mi się powiedzieć to spokojnie, ale po tych słowach poczułem ukłucie w brzuchu. Widziałem jej minę, gdy wspomniałem o Junghyunie, a to z kolei nie wróżyło niczego dobrego. - Kiedy zrozumiesz, że tak naprawdę przez ciebie Jungkook jest, jaki jest?
- Żadne przeze mnie! - skontrowała natychmiast, zdenerwowana do granic możliwości. Aż poczerwieniała ze złości, choć nawet nie drgnęła. - To nie moja wina, że się urodził - kontynuowała ciszej. - To Bonghee powstrzymała mnie przed aborcją i żałuję.
Coś mną targnęło. Poczułem się jak w filmowej stop klatce, dzięki której przed oczami stanął mi świat bez Jungkooka. Bez jego wybryków na przekór mamie, bez jego głupich odzywek, bez jego wrednego uśmieszku... Kiedy świat ruszył na nowo, w oczach zebrały mi się łzy. Z zaciśniętymi pięściami chciałem pokonać odległość dzielącą mnie od Jungkooka, ale zatrzymałem się na jakieś dwa metry przed mamą.
CZYTASZ
|| Dead Inside | jjk + pjm ||
Fanfiction~Życie zaskakujące bywa, prawda? Wszystko może okazać się zupełnie Inne, niż z możliwych wersji każda. Zła matka, niezacny brat namiesza pewnie. Każdy z osobna cierpi bardziej lub mniej, A oprawcą jest zawsze okrutny ten Człowiek, co przecież dla os...