Rozdział 31

289 26 18
                                    

Witajcie! Totalnie nie miałam ochoty na napisanie wywiadu. Przysięgam, że wymęczyłam tam 250 słów i niczego ciekawego tam nie wymyśliłam. Możliwe, że napiszę go w późniejszym czasie, lub na zakończenie całego opowiadania, żeby to jakoś podsumować z perspektywy mojej kochanej, lecz nadal bezimiennej, Prowadzącej. Przepraszam również za opóźnienie z rozdziałem. Nie miałam również humoru na napisanie rozdziału do końca ze względu na cały ten chory tydzień, ale porozmawiałam z moją Ziomką i w sumie zdecydowałam się całość dokończyć.

Mam szczerą nadzieję, a raczej wierzę w to, że kolejny rozdział będzie dłuższy i w końcu zawrę tam scenę erotyczną. Może nie taką hard, ale jednak chciałabym to zrobić. To tylko mini zapowiedź, bo i po co mam z kosmosu wrzucać smuty, hm? 

Pora już na mnie, bo jestem totalnie zmęczona, także: Enjoy Małpeczki!

~•~•~•~•~•~•~•~

|2541 słów|

Wszystko miało swój początek, kiedy mieszkałem z rodzicami w Nowym Jorku. Mama razem z tatą zajmowali się infiltrowaniem gangów w całym stanie Nowy Jork. Wbrew pozorom gangów było o wiele więcej, niż podawały jakiekolwiek spisy. 

Miałem jedenaście lat, gdy dostali sprawę gangu, który nie dość, że napędzał koła zębate handlu marihuaną, to jeszcze przynajmniej raz w tygodniu znikał jeden nabywca Zielonej Królowej. Tego raczej nikt nie zauważał, wszak interes rozkręcał się w zastraszającym tempie, a liczba klientów stawała się coraz dłuższa. Nikt nie znał okoliczności zniknięć tych ludzi. W powietrzu rozpływały się żony, córki, mężowie, bracia, a nawet rodzice i nikt nie potrafił tego wytłumaczyć, a jedyny prowadzący trop urywał się w miejscu publicznym.

Zadaniem rodziców było wkraść się w łaski gangsterów, by móc stanąć przed ich bossem. Podsłuchałem to, gdy rozmawiali z moim wujkiem, czyli bratem taty. Miałem u niego nocować, zresztą jak podczas każdej ich akcji. Praca pochłaniała naprawdę wiele czasu. Często zastanawiałem się, czy prawdziwym domem był ten, do którego wracali rodzice, czy ten, w którym miałem wszystkie rzeczy, które kochałem, czyli u wujka. Wujek Milton miał mnie chronić przed ewentualnymi atakami. Jego dom naszprycowany był monitoringiem i innymi alarmami, dlatego nie mogłem samodzielnie opuszczać domu, ponieważ groziło to niebezpieczeństwem.

Jako knypek całkiem sporo rozumiałem za sprawą internetu, który stale miałem w swoim komputerze. Poza domową nauką, czytałem wiele wartościowych artykułów, będących źródłem wiedzy na temat wszystkiego, co mnie otaczało. Prawie nie rozmawiałem z wujkiem, a to skutkowało słabym kontaktem, choć codziennie jedliśmy kolację.

Znałem zasady jego domu, ale pewnego dnia, kiedy tęsknie spoglądałem przez okno na bawiące się dzieciaki sąsiadów, zauważyłem kobietę opartą o zewnętrzną stronę płotu. Tuż za nim był alarm, ale nie skupiłem się na tym, ponieważ ten był właśnie wyłączony. Wysoka brunetka patrzyła na mnie z uśmiechem. Zignorowałem ją, przenosząc wzrok na dzieci, lecz nie potrafiłem nie patrzeć na machającą do mnie kobietę. Gestami zadała mi pytanie, czy mogę do niej wyjść. Pokręciłem głową przecząco. Wujek stanowczo zakazywał opuszczania domu, ale jej błagalna mina przekonała mnie do zejścia na dół. 

Przedstawiła się jako Jasmine. Była bardzo miła, dzięki czemu od razu chwyciła mnie za serce i przekonała do tego, bym poszedł z nią, żeby zasmakować innego życia. Mówiła, że mógłbym zostać kimś ważnym, a wszystko za zgodą mamy. Choć chciałem w to nie wierzyć, i tak wierzyłem całym sobą. Jej słowa miały moc pętania umysłu, dlatego bezmyślnie wyszedłem poza teren posiadłości wujka... Już nigdy więcej go nie zobaczyłem. Nie mam najmniejszego pojęcia co się z nim stało. Zresztą po co komu informacje o zbędnym człowieku, który nie potrafił sprawić, że zostanę w domu. Gdyby nie on, nie przeżyłbym swojego piekła na ziemi. Możliwe, że byłbym cichym nastolatkiem, który z fascynacją odkrywa nowe możliwości programów hakerskich. 

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz