Rozdział 42

229 24 14
                                    

Mamusia przeprosiła, a ty nadal masz do niej żal. Jak to jest? Nie widzisz najzwyklejszych korzyści? Poza tym nawet cię pochwaliła! Ja się czuje doceniony.

Nie sądziłem, że zwykłe przeprosiny wyrządzą mi taką krzywdę. Oczekiwałem ich tak długo, a kiedy w końcu nastąpiły, nie potrafiłem ich przyjąć. Wprawdzie Nayeon nie zrobiłaby tego wcześniej, bo dlaczego miałaby? Musiała spaść ze schodów, żeby zauważyć cokolwiek. To okrutne.

- Co cię znowu męczy?

Spojrzałem zmęczony na Jimina, stojącego nade mną z parującą miską. Wyglądał jak anioł. Mój osobisty anioł, który zawsze nade mną czuwał. 

I podglądał.

- Po prostu mam dość siebie, dość wszystkiego.

- Może gdybyś wyszedł z łóżka i spróbował pobawić się ze swoim rodzeństwem, wyszłoby ci to na dobre? - Przysiadł obok mnie na łóżku, opierając miskę z zupą o swoje kolano.

- Nie chcę psuć im humoru.

- To może chociaż zjedz coś? Nie przypominam sobie, żebyś coś jadł w ciągu ostatnich dni.

- Nie potrzebuję jedzenia - burknąłem, choć i tak przysunąłem się do niego, po czym opuściłem nogi na podłogę, żeby zabrać się za posiłek. - Nie mogę bawić się z tobą?

W odpowiedzi otrzymałem pytające spojrzenie. Byłem pewien, że wiedział o czym pomyślałem, ale mimo to nagły przypływ humoru został zgaszony w ułamku sekundy, więc zabrałem się za siorbanie udonu prosto z miski.

- Wiesz, że nie możemy o tej porze, prawda? - powiedział niezbyt przekonany do swoich słów.

- Ale możemy zapalić - próbowałem dalej. Przecież nie mogliśmy ciągle siedzieć na łóżku i użalać się nad sobą.

Pomyślał typ, który robi to prawie każdego dnia. Brawo dla tego pana.

- Skończyły mi się papierosy i kieszonkowe. 

Z krzywą miną odłożyłem miskę na stolik nocny i podciągnąłem kolana pod brodę. 

- Tata może nam dać.

- Nie będę go o to prosił. Nawet nie skończyłeś szesnastu lat, więc dlaczego miałby się dzielić używkami?

- W plecaku mam tylko marihuanę, ale nie chcę jej palić. Znów mogę przeżyć odwrotny do zamierzonego efekt - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, na co otrzymałem westchnienie Jimina. - Nie bądź na mnie zły - poprosiłem go, kładąc głowę na jego ramieniu. - Obaj się męczymy z wiedzą i czynami, które nigdy nie powinny nas dosięgnąć.

- Chcę dobrze dla nas obu. - Wtulił się we mnie. Dopiero teraz dotarł do mnie jego zmęczony ton głosu. Wcześniej nie potrafiłem tego zauważyć... Byłeś skupiony na sobie. Własnie, byłem skupiony ma sobie. Znienawidziłem siebie za to. - Tylko za sprawą tabletek jestem względnie spokojny. Trudno żyje mi się ze świadomością, że ominie nas kara, a jednocześnie  cieszę się z tego, że nikt nas nie rozdzieli i wszystko zmienia się na dobre.

- Odkupimy jakoś swoje grzechy - powiedziałem, czując na swoich barkach brzemię chronienia go. Choć nie mogłem już udawać, że jestem obrońcą i mścicielem, brzydziłem się tego, to postanowiłem pozostać tym, kogo naprawdę potrzebował. - Wszystko będzie dobrze. Zaczniemy się leczyć, no i nie wiem, zaplanujemy jakoś przyszłość, hm?

- Ostatnimi czasy nie uczyłem się w ogóle. Ty pewnie też. Jak chcesz zaplanować dla nas przyszłość z takimi wynikami?

- Jak dla mnie, to możemy zacząć nauczanie indywidualne, a ze studiami możesz poczekać na mnie, tylko to wszystko musi się skończyć. - Uśmiechnąłem się do niego, a on nie mógł się powstrzymać przed krótkim pocałunkiem, który na pewno w jakiś sposób wpłynął na moje samopoczucie. - Seokjin zbiera dowody i już nie jest mu tak do śmiechu, jak zwykle, ale wszystko będzie dobrze.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz