Rozdział 14

355 28 5
                                    

|2907 słów|

Poprosiłem go o to, aby mnie tulił dopóki nie zasnę. Spełnił moją prośbę, przepraszając na wszelki wypadek, bo mógł zrobić coś głupiego. Myślę, że to ja powinienem przepraszać, gdyż pozwoliłem mu na seks. Sam tego chciałem, a obwinianie go o to nie miało najmniejszego sensu.

Leżał ze mną pod jedną kołdrą i o dziwo nie protestował. Był spięty prawie tak samo jak ja z tą różnicą, że jego część nadal była we mnie. Nie potrafiłem się odprężyć, mając tę świadomość.

Ale za to potrafiłem udawać, że w końcu śpię. Nie chciałem dłużej być dla niego ciężarem. Miałem powstrzymać go przed lunatykowaniem, a nie brać w tym bierny udział. W pewnej chwili bardzo ostrożnie wyswobodził się spod mojej kołdry i bezszelestnie wyszedł z łóżka. Czułem na sobie jego spojrzenie, dlatego bałem się poruszyć. Jak zwykle w takich sytuacjach miałem ogromną potrzebę podrapania się gdziekolwiek, lecz mimo to twardo leżałem na boku, panując nad swoim oddechem.

Nagle coś wywołało odgłos tarcia, a później szelest rozległ się po pokoju. Trochę cichego szurania zakończyło się otwarciem klatki królika i kolejnymi za dnia cichymi odgłosami. W nocy nabierały na siłę i drapanie przydługich pazurków królika stało się stadem myszy. Później otwierane okno, chłodny powiew nocnego powietrza, pstryknięcie zapalniczki i głęboki wdech... I wydech zwieńczony lekkim kaszlem. Każdy z tych dźwięków niesamowicie podjudzał moją ciekawość do tego stopnia, że w końcu poddałem się i poruszyłem się niby to we śnie, ale miałem lekko rozchylone powieki, przez co mignął mi obraz Jungkooka, który siedział na parapecie z, najprawdopodobniej, papierosem w dłoni. Patrzył na mnie. Upewniał się, czy śpię. Chyba nie chciał zostać przyłapany.

Ułożyłem się wygodnie tak, by móc na niego zerkać. W końcu dał za wygraną i odwrócił spojrzenie na nocne niebo. Opierając w ten sposób głowę o futrynę okna, wyglądał niczym model, który jakiś czas wpuszczał do płuc niezdrowy dym, by wypuścić gęstą, białą chmurę.

Gdzieś wewnątrz siebie, zupełnie bez udziału woli, pojawiła się myśl, że chciałem z tym skończyć, a teraz serce podskakiwało mi do gardła w swoim szaleńczym galopie. Chciałbym móc znów go dotknąć i chciałbym, żeby on dotknął mnie. Czy ja naprawdę tak wiele wymagam? Przecież nawet nie jesteśmy braćmi.

W pewnej chwili znów się zaciągnął, a żar na końcu papierosa przybrał na intensywności. Nim wypuścił z ust dym, popatrzył na gorącą końcówkę. Prychnął śmiechem pod nosem, przez co dym uciekł z jego ust jakby od niechcenia. Odwrócił papierosa tlącą się częścią w dół i pewnym ruchem przycisnął go do swojego uda, przez co syknął z bólu. Chciałem poderwać się i go powstrzymać, ale sparaliżowało mnie imię, które padło z jego ust.

- Hyunki - powiedział do siebie, po czym jeszcze raz zapalił końcówkę, pociągnął dym i po raz kolejny przygasił żar, lecz prawdopodobnie kilka centymetrów dalej. - Minseok - syknął z grymasem na twarzy.

- Dlaczego to zrobiłeś? - wypaliłem wbrew sobie zachrypniętym głosem, przez co Jungkook podskoczył na parapecie, nieomal wypuszczając z ręki swojego papierosa.

- Nie spałeś? - zapytał wystraszony.

- Nie potrafię zasnąć. Sen był zbyt realny. - Westchnąłem. - Dlaczego to zrobiłeś? - Powtórzyłem pytanie. - I dlaczego wypowiedziałeś ich imiona?

Zamrugał kilkakrotnie zaskoczony, lecz po chwili jego mimika twarzy wróciła do tej obojętności sprzed chwili.

- Usiądź tutaj - poprosił, wskazując miejsce na parapecie naprzeciw siebie.

Przekonałem ślinę z myślą, że nie będę w stanie się podnieść z łóżka, ale nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy już szedłem w jego stronę, poprawiając okulary. Przez to wszystko zapomniałem je zdjąć. Jungkook w tym czasie wciągnął dym do płuc. Myślałem, że przez filtr, ale pomyliłem się. Z bliska mogłem zauważyć, że papieros tak naprawdę był skrętem.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz