Rozdział 6

521 37 18
                                    

|3055 słów|

Siedziałem w klubie pisarskim nad swoim zeszytem i trzymałem przed sobą okulary Jimina. Grube czarne oprawki były mocniejsze, niż przypuszczałem. Zawiasy, na których trzymały się zauszniki, niebywale mocno zespalały je z frontem, jakby były tytanowe. Istniało prawdopodobieństwo, że Nayeon miała udział w powstaniu tych okularów, ponieważ Jimin miał grać w koszykówkę, a z powodu swojej wady wzroku nie mógł ich zdejmować na boisku.

- E, Truskawka - zawołała Yoona. - Długo będziesz się gapił na te okulary?

- Tyle ile trzeba będzie - mruknąłem, odwracając w rękach przedmiot.

- I pomyśleć, że siedzę obok kogoś, kto się zarzeka, że nienawidzi swojego brata. - Prychnęła, powracając do skrobania czegoś w swoim zeszycie.

Momentalnie schowałem okulary z powrotem do kieszeni i chwyciłem za swój długopis, by zacząć stukać jego końcówką w kartkę. Co teraz działo się z Jiminem? Pojechał do szpitala? Wrócił do domu? Co stanie się z Siatkareczkami?

- Już chyba wolałam, jak wpatrywałeś się w te okulary, choćby miały powiedzieć ci jakąś prawdę - odezwała się Yeowoo. - Wiem, że ciężko jest patrzeć na krzywdę kogoś bliskiego, ale oni wszyscy zapłacą za to, co robili twojemu bratu oraz innym osobom jego pokroju.

- Wiesz, że to moja wina? - rzuciłem zupełnie bez powodu i nie na temat, choć nigdy wcześniej tak nie pomyślałem.

- Jaka znowu twoja wina?

- Stałem tam spokojnie i próbowałem dyplomatycznie wywiązać Jimina z ich sideł. Nie wyszło mi, a gdy trzeba było zaatakować, zostałem przyskrzyniony. Mogłem od razu rzucić się na tego człowieka, a nie zachowywać się jak pan i władca tej szkoły.

- Rozważanie tego, co mogło się wydarzyć, a co nie, zupełnie nie ma sensu, Jungkook i ty dobrze o tym wiesz - wtrąciła Soyeon. - Musisz ochłonąć, więc pisz do cholery coś w tym zeszycie, bo zaraz sama będę nad tobą siedziała jak Jimin.

- Soyeon ma rację - dorzuciła się Yoona. - Najzwyczajniej w świecie wyrzuć to z siebie na papier i będziesz miał spokój. To dobry sposób na wszystkie troski.

- Ta - mruknąłem, garbiąc się nad stolikiem. Wolną od długopisu rękę ułożyłem na kieszeni spodni, w której spoczywały okulary. - Choćby miało mnie poskręcać, przyrzekam, że już nigdy nie będę traktował Jimina jak powietrze.

- Mocne postanowienie poprawy widzę. - Prychnęła dziewczyna bawiąca się jak zwykle swoimi długimi, czarnymi warkoczami. - Spójrz, jak wiele Jimin musiał przeżyć, żebyś mógł się nad nim w końcu zlitować. - Kiedy wyprostowałem się jak struna, by coś powiedzieć, pochyliła głowę do przodu, unosząc przed sobą dłoń, dając mi znać, że mam się uciszyć. - Tylko nie pokazuj mu, że się litujesz, bo poczuje się źle. Taka rada od starszej koleżanki.

Chciałbym móc jakkolwiek odpowiedzieć, ale za nic nie mogłem. Tym razem przerwało mi pukanie do drzwi. Spodziewałem się nauczyciela biologii, ale nie jego zobaczyłem u progu drzwi, gdy te się uchyliły. Moim oczom ukazał się Aidan w półukłonie. Jedną dłoń miał zajętą przez tosta, zaś druga spoczywała na klamce.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale na polecenie pielęgniarki przyszedłem przekazać informacje dotyczące twojego brata. Chce cię widzieć - przemówił w języku koreańskim, choć można było usłyszeć delikatny, niezbyt inwazyjny akcent amerykański. Patrzył mi prosto w oczy.

Nie miałem pojęcia, dlaczego zacisnąłem szczęki, ale wstałem od stołu w akompaniamencie zgrzytu krzesła i wyszedłem z pomieszczenia, starannie unikając kontaktu fizycznego z tym chłopakiem, który zastawiał przejście. Nie czekałem na niego, tylko od razu skierowałem się do sali pielęgniarki szkolnej.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz