|2672 słowa|
Nawet nie wiedziałem na czym skupić swoje myśli. Było ich tak wiele, że gubiłem się nieskończonym labiryncie głupców. Błądziłem korytarzami, na których ścianach wisiały obrazy przedstawiające dokonane przeze mnie, te naprawdę i te tylko w mojej głowie, czyny. Gorąca i lepka maź o metalicznej woni mieszała się z uczuciem Jimina w swoich objęciach. Kiedy tuliłem go do snu po tym, jak płakał sprawdzałem kilkakrotnie, czy aby na pewno nie śniłem.
Upewniałem się czy nie śnię, gdy stałem u progu kuchni. Usłyszałem słowa, które zawsze chciałem usłyszeć, ale nie spodziewałem się, że naprawdę będą bolały. Spodziewałem się, że kiedy dowiem się, że ona nigdy mnie nie chciała, stanę się wolnym człowiekiem, a tymczasem miałem wrażenie, że rozgryzłem pieprzową kulkę w najmniej oczekiwanym momencie. Wiedziałem, że ona gdzieś tam jest, ale i tak skrzywiłem się, czując niespodziewaną gorycz.
Ból w związku z tymi słowami stał się wybuchową mieszanką tego, co działo się w mojej głowie. Ubiegłego wieczoru zabiłem drugiego człowieka, śniłem kolejny nazbyt realny sen z wykorzystaniem mojego brata, który, o skucho życia, nim tak naprawdę nie był. Mściłem się za kogoś, w kim nie ma ani wiązki tego samego genu, a jednak tylko on był w stanie dać mi potrzebną troskę. Uzupełniał powoli puste magazyny. Stał się dla mnie światełkiem w tunelu; jedyną osobą w tym wariatkowie, akceptującą mnie mimo wszystko.
Kiedy ciągnąłem za sobą niebywale posłusznego Jimina, poczułem się nieco uskrzydlony. Chciał mnie wspierać, chociaż Nayeon była jego kochaną mamusią, a ja tylko tym niesubordynowanym bratem, którego miał obowiązek lekceważyć. Byłem głodny jego troski, bo tylko on potrafił dać mi jej tyle, że na chwilę zapominałem o tym, że dłonie spływały krwią; że niewątpliwie czeka mnie jeszcze więcej samosądów zakończonych wyrokiem śmierci.
Istnieją słowa, które można wypowiedzieć tylko raz. Później tracą swoją moc i stają się prochem na wietrze. Wypowiedziałem takie słowa, a ich adresatem był Jimin. Pozwoliły mi one zbudować wokół siebie betonowy mur, skutecznie oddzielający mnie od szkarłatnych myśli. Na ustach znów pojawił się uśmiech, bo po raz pierwszy mogłem urwać się ze szkoły w czyimś towarzystwie.
Idąc u jego boku, zastanawiałem się, czy na pewno go nie skrzywdziłem. Może i krwawe bestie w mojej głowie zostały szczelnie zamknięte, ale pozostałe nadal miały swoje miejsce na deskach teatru, którego byłem przymusowym widzem. Zapewniał mnie, że wszystko było w jak najlepszym porządku, a ja mu wierzyłem. Znaczy... Próbowałem, ponieważ nie sądzę, żeby miał jakiś koszmar. Skrzywdziłem go w jakiś sposób, lecz on wyraźnie nie chciał mi powiedzieć do czego się posunąłem. Kiedy spał na parapecie, jedyne co zwróciło moją uwagę, to zakrwawione paznokcie, jakby coś drapał. Jak na moje oko mógł się przede mną bronić, bo ja sam miałem ślady na ramionach. Istnieje również prawdopodobieństwo, że mojej uwadze umknęły próby obrony Minseoka, a Jimin po prostu faktycznie miał koszmar i drapał coś bardzo twardego.
Będąc już na plaży wprost nie mogłem się opędzić od wrażenia, że coś się w nim zmieniło. Uśmiechał się inaczej, patrzył na mnie inaczej, również inaczej się poruszał. Co chwilę dostrzegałem w nim coś nowego. Każdy kolejny krok, wypowiedziane zdanie, a nawet zwykłe zetknięcie się ramionami wzbogacało mnie o kolejne spostrzeżenie względem Jimina. Był wyjątkowo elokwentny, na co na pewno nigdy nie zwróciłem uwagi, miał w sobie odrobinę kobiecej gracji, co akurat nie powinno ukrywać się przede mną tak długo, lecz zdołało uciec mojej uwadze. Niewątpliwie skrywał coś o wiele bardziej mrocznego, dlatego tak bardzo starałem się żeby był szczęśliwy. W końcu dla tego chłopaka walczę z jego własnymi demonami.
- Jungkookie?- zapytał, kiedy usiedliśmy na całkowicie wyludnionym skrawku plaży.
- Hm? - Spojrzałem na niego. Siedział w tej samej pozycji, co ja; opierał się rękami za sobą, wyciągając bose stopy przed siebie. Podwinięte do kolan spodnie mundurku i dwie pary butów między nami napawały mnie wrażeniem, że tego potrzebuje każdy szesnastolatek - zwykłego zrozumienia w rodzinie, która tworzy dla mnie mój prywatny psychiatryk.
CZYTASZ
|| Dead Inside | jjk + pjm ||
Fanfiction~Życie zaskakujące bywa, prawda? Wszystko może okazać się zupełnie Inne, niż z możliwych wersji każda. Zła matka, niezacny brat namiesza pewnie. Każdy z osobna cierpi bardziej lub mniej, A oprawcą jest zawsze okrutny ten Człowiek, co przecież dla os...