Rozdział 11

440 26 2
                                    

|3683 słowa|

Nie dotykałem tej paczki do samej soboty. Patrzyłam na nią każdego ranka i całe wieczory, które spędzałem na nauce po siłowni. Kusiła mnie swoją zawartością, bo wiedziałem, co było w środku, ale jednocześnie odstraszała. Ten dysonans z łatwością zajął moje myśli, ostatnio krążące wokół mojej zbrodni.

Wspomnienie bledło z dnia na dzień, lecz Aidan dał mi wiele do myślenia. Nie byłem kryminalistą, a mścicielem. Człowiekiem załatwiającym swoje sprawy bez, i tak, bezradnej policji. Stróże prawa potrafią dać tylko pouczenie, mające jedynie resocjalizować przestępcę. Ja chcę ich ukarać lepiej, niż sam sąd najwyższy, gdyż ten z kolei nakłada zbyt niskie kary za wysokie przewinienia.

Właśnie z tą myślą otworzyłem paczkę przy pomocy nożyczek.

Dłonie nie potrzebowały już bandaży. Gojące się pęknięcia skóry na knykciach musiały oddychać, a stłuczenia w niczym poza podnoszeniem ciężkich rzeczy mi nie przeszkadzały. W dodatku przyciągały one - bandaże - zbyt wiele uwagi. Yoona nie mogła się od nich odczepić, przez co prowadziłem z nią ciągłe wojny. Jej złośliwości czasem zdawały się być pieszczotliwe, chociaż uważałem, że to tylko iluzja. Ona nienawidziła całego świata, a tak się składa, że ja też do niego nalałem i należeć będę.

Drżąc na całym ciele wyciągnąłem telefon z klapką. Dokładnie taki, jaki widuje się w anime sprzed kilku lat. Miał nawet zawieszkę z czarnym kotem. Kiedy otworzyłem komórkę, włączyła się automatycznie. Nie minęła chwila, kiedy na ekranie pojawiła się żółta koperta, a pod nią podpis złożony z jednej litery. Nie wiedziałem co mogłem zrobić, żeby otworzyć tę wiadomość, więc przyjrzałem się urządzeniu dokładnie i zorientowałem się, że na ekranie, nad jednym z guzików był napis "otwórz", więc nacisnąłem go. Przed moimi oczami stanęła wiadomość na żółtym tle.

"W PONIEDZIAŁEK TUŻ PO ZAJĘCIACH KLUBOWYCH TEN SAM PORT CO WTEDY. A."

Ten sam... Port?

Ten, w którym dopuściłem się tak obrzydliwej zbrodni?

Wtedy zobaczyłem krzywy uśmiech Hyunkiego z telefonem w ręce. Wyświetlacz przedstawiał zdjęcie Jimina, będące dla mnie zwykłą manipulacją prosto z Photoshopa.

Nie miałem pojęcia skąd wzięła się we mnie jedyna w swoim rodzaju siła, która uporczywie szukała ujścia w czymkolwiek. Zamknąłem telefon z trzaskiem i mało brakowało, a bym nim rzucił. Przełknąłem nadmiar zebranej śliny i otarłem twarz. Czułem, jak wewnątrz mnie buzowała energia, wymieszana ze strachem i setką innych, mniej ważnych uczuć.

Niezależnie od własnej woli napiąłem mięśnie i zacisnąłem bolące dłonie w pięści. Musiałem to rozchodzić. Rozcierając kciukami opuszki palców, chodziłem wokoło, mając przed oczami piękny pejzaż szklanych wieżowców, który musiał patrzeć na to, jak władzę nade mną obejmowała furia. Próbowałem znaleźć inny widok, który okiem pisarza mógłby być interesujący. Krążyłem myślami wokół różnych miejsc, ale ciągle wracałem do tego jednego, gdzie plamy krwi dawno nie miały istnienia dzięki wybielaczowi Aidana. Odwracałem wzrok za każdym razem, gdy znów widziałem pod sobą ciało Hyunkiego, ale wtedy napotykałem inny widok. Na pierwszym planie był Jimin, a na drugim morze. To ubiegłoroczne wakacje, na których nie chciałem być... Mógłbym patrzeć na fale rozbijające się o brzeg, ale wzrok skupiałem na wtedy siedemnastolatku. Budował on zamek z piasku. Pamiętam, że wtedy się śmiałem, ale teraz taksowałem go spojrzeniem, zwracając uwagę na każdy najmniejszy centymetr kwadratowy ciała chłopaka.

Uzyskałem spokój, jakiego mi brakowało, ale nie na długo, bo piasek spłyną krwią, a wtedy musiałem otrząsnąć się z wizji. Ile okrążeń zrobiłem? Tego nie mogłem zliczyć, ale miałem wrażenie, że moje palce płonęły żywym ogniem przez to całe rozcieranie.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz