Rozdział 12

379 26 16
                                    

|3142 słowa|

Patrzyłem bezmyślnie na Minseoka. Jego twarz wyrażała to samo, co ta Hyunkiego, dzięki czemu miałem ochotę zwymiotować. Poczułem drżenie dłoni.

- A no przyprowadziłem - odezwał się Aidan.

- Głupi. - Zaśmiał się, kręcąc przy tym głową. - Ale przecież on od zawsze prosił się o konkretny wpierdol. Wystarczyło spojrzeć wcześniej na jego czerwone włosy. Już za sam wygląd powinien dostać.

- Nie byłbym taki pewny siebie - powiedział Aidan niby od niechcenia, po czym pociągnął dym prosto ze skręta. W zasadzie mogłem się domyślać, że właśnie tak zrobił, bo nie mogłem oderwać wzroku od Minseoka.

Stał z założonymi rękami. Widać, że przyszedł tutaj od razu po treningu, ponieważ końcówki włosów miał wilgotne.

- Ale dlaczego? Przecież nie potrafi obronić nawet swojego brata - prychnął.

Tamte słowa mnie poruszyły. Były niczym krzemień w zapalniczce. Pierwsze z nich zostawiły po sobie iskry, które dołączyły do swojej koleżanki. Pozostałe wzbudziły ogień, bo potrafiłem go obronić i już raz tego dowiodłem.

- Za to potrafię eliminować niepotrzebne elementy w pojedynkę - warknąłem, chociaż nie to chciałem powiedzieć. Chciałem wyjaśnić mu, że nie tak powinien postępować. Już jego kolega się na tym przejechał, a ja nie chciałem nikomu zrobić krzywdy.

- Pokaż, jak to zrobisz, kotku. - Zaśmiał się, co było naprawdę dziwne. Nigdy wcześniej nie słyszałem tego śmiechu. W ułamku sekundy przejrzałem swoje wspomnienia i w ani jednym z nich nie usłyszałem tego donośnego głosu. Wiem tylko, że to on uwiesił się na moim bicepsie, kiedy Hyunki uciekał. Dlaczego wcześniej był tylko cieniem swojego kapitana? Dlaczego dopiero teraz pokazał, jaki był naprawdę? Bał się?

W trybie ekspresowym zwinąłem dłoń w pięść i oddałem cios prawą ręką, ale on się uchylił, budząc tym samym jeszcze większą złość wewnątrz mnie. Nawet się nie obejrzałem, a sam dostałem w twarz z taką siłą, że aż mnie przytłumiło. Nie taki miał być wynik tego uderzenia. Minseok był przygotowany do ewentualnego pojedynku, kiedy ja nie byłem w stanie pomyśleć o następnym kroku w obliczu targających mną uczuć, nad którym górowała złość.

Uderzyłem kolejny raz tym razem lewą ręką i trafiłem w kość policzkową. Otarł dłonią bolawe miejsce i przechylił głowę na bok, aby uzyskać puste strzyknięcie w kręgosłupie. Na jego twarzy błyszczał dziki uśmiech pełen satysfakcji, który odrobinę upodabniał go do mnie. Odrobinę, ponieważ ja nie żerowałem na czyimś cierpieniu. Chciałem tylko zemścić się za brata, którego sam wystarczająco skrzywdziłem.

- W obronie brata, co? - zapytał, jakby czytał w moich myślach. - Gdzie byłeś, jak wysłał Hyunkiemu nagie zdjęcie?

- Nie twój interes - warknąłem.

- A jednak. Uwierz mi, jak tylko Hyunki wróci...

- Ze świata martwych? - Zaśmiałem się wbrew sobie. Czułem ten płomień. Pożerał mnie od środka, a Furia machała do mnie zza rogu, dając mi tym samym znak, że cały czas czeka, aby wyjść z kryjówki. Jak długo tam stała? Jak długo żyła wewnątrz mnie taka uwięziona i bezradna?

- Co? - zapytał wybity z rytmu.

- Jakoś nie zapowiada się na cudowne zmartwychwstanie. - Uśmiechnąłem się. - Trzy dni minęły.

Opuściłem ręce wzdłuż ciała, bo nawet nie czułem potrzeby uderzenia go. Wiedziałem kto teraz rządził w mojej głowie i to właśnie za jej sprawą odwróciłem się do Aidana i podszedłem do niego, żeby wyrwać bezceremonialnie z jego palców tlącego się skręta. Wciągnąłem duży kłębek dymu i zatrzymałem go na moment, po czym oddałem narkotyk Jonesowi. Swoją drogą miał ładne nazwisko.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz