Rozdział 10

1.8K 88 25
                                    

- Hej, Tessa, zaczekaj! - Thomas podbiegł do mnie więc się zatrzymałam. - Możemy chwilę porozmawiać?

- Pewnie. - odparłam i poprowadziłam go do naszych hamaków. Chuck miał dziś urwanie głowy więc mogliśmy porozmawiać na osobności.

- Jesteś jakaś nieswoja. - powiedział, gdy już usiedliśmy.

- To przez ten natłok wydarzeń. Zbyt wiele się ostatnio działo... W dodatku wspomnienia...

- Przypomniałaś sobie coś jeszcze? - dopytywał, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę nadziei.

Nie bardzo wiedziałam czy powinnam mu o tym powiedzieć. Sama też nie wiedziałam co on dokładnie pamiętał więc nie bardzo wiedziałam jak powinnam się zachować.

- Eem... Cóż, mieliśmy rację z tym, że znaliśmy się poza labiryntem.

- Też doszedłem do tego wniosku. - brunet zerknął na mnie. - Pamiętasz... Nasze ostatnie spotkanie? - dopytał.

- A ty? - zerknęłam na niego na co on przytaknął. Odetchnęłam z ulgą. - Od momentu, gdy trafiłeś do labiryntu wiedziałam, że cię znałam i że łączyło nas znacznie więcej niż innych streferów.

- Nie mogę się z tobą nie zgodzić. - poparł mnie brunet. - Dlaczego jesteśmy inni?

- Nie wiem. - odparłam. - W dodatku wciąż nie mogę się pozbyć uczucia jakbyśmy... Mieli również coś wspólnego z ludźmi, którzy nas tu wsadzili... Jakbyśmy...

- Pracowali dla nich. - dokończył za mnie Tom. - Tak, też się nad tym zastanawiam. W dodatku ta dziewczyna... Wiesz kim jest?

- Nie, ale na pewno ją znam. Szkoda tylko, że się jeszcze nie obudziła. - westchnęłam.

Prawdą było to, że nie ufałam obcym, ale z Thomas'em było inaczej. Znałam go wcześniej i mimo, że nie pamiętałam do końca wszystkiego, wiedziałam, że mogę mu zaufać.

Naszą dalszą rozmowę przerwał Minho. Powiedział, że musi zabrać Thomas'a i obeznać go w sprawie labiryntu. Wiedziałam o co chodziło, bo sama przez to przeszłam.

Prawda jest taka, że biegacze dawno już zbadali cały labirynt. Nikt o tym nie wie poza biegaczami oraz Newt'em, Alby'm i Chuck'em, który to wszystko wie ode mnie, ale chowamy to w tajemnicy. Sektory mają swoją kolejność i otwierają się w poszczególne dni. Coś wyróżnia siódmy lecz nie wiadomo co. Skąd to wiemy? Bo to coś, co znaleźliśmy w środku dozorcy miało właśnie taki numer.

Po chwili, nie wiadomo skąd, pojawił się obok mnie Chuck, który od razu mnie uściskał.

- Mówiłam, że wrócę. - uśmiechnęłam się co oczywiście odwzajemnił, a później opowiedziałam mu o wszystkim co się wydarzyło.

- Myślisz, że naprawdę możemy stąd wyjść? - spytał po chwili.

- Mam taką nadzieję. - odparłam i zauważyłam, że bawi się czymś w rękach. - Co tam masz?

- Aaa... Skończyłem dziś figurkę. - pokazał mi swoje dzieło.

- Ooo, świetnie ci wyszło. - pochwaliłam chłopca. - Komu zamierzasz ją dać? Chyba, że zatrzymasz dla siebie?

- Rodzicom. - powiedział po chwili.

- Przypominałeś sobie coś o nich? - spytałam.

- Nie... Wciąż widzę ich jak przez mgłę, ale przecież muszą gdzieś tam być, prawda? Więc jak... Jeśli... - poprawił się. - Jeśli stąd wyjdziemy, to chcę ich odnaleźć i im to dać. Pomożesz mi?

- Oczywiście, że tak. - powiedziałam pewnie.

- Możesz wziąć z nami swojego chłopaka. - wskazał na Thomas'a.

- Ej, to nie jest mój chłopak.

- Jasne. - zaśmiał się, a ja do niego dołączyłam.

- Rodzice byliby z ciebie dumni. - powiedziałam po chwili czym przykułam jego uwagę.

- Skąd wiesz?

- Bo ja  jestem z ciebie dumna. - odparłam z uśmiechem podając mu figurkę, a później przytulając go mocno do siebie.

***

W późniejszym czasie Jeff poprosił bym poszła znaleźć jakieś lecznicze ziele, które jest mu potrzebne. Nie miałam zbyt wiele do roboty więc zgodziłam się go poszukać, a gdy przyszłam znowu panował chaos, zebrany w jednym miejscu. A mianowicie pod naszą drewnianą wierzą widokową. Od razu pobiegłam w tamtą stronę.

- Co się dzieje? - spytałam Chuck'a.

- Ta nowa jest super. - śmiał się i wskazał na sam czubek wierzy.

Nowo przybyła była na samej górze i rzucała warzywami, i owocami w chłopaków, którzy próbowali się jakoś przed nimi ukryć, ale im to niezbyt wychodziło.

Zaśmiałam się, a później poszłam do nich.

- Ej! Rzuć jeszcze raz to! - zawołał Gally, ale nie dokończył, bo dostał pomidorem w głowę.

- Chyba nas nie lubi! - zawołał Newt, gdy mnie zobaczył.

- Czego chcecie?! - wołała dziewczyna z góry.

- Tylko pogadać! - krzyknął do niej Thomas, ale to nie zadziałało, bo i on dostał w głowę, ale jabłkiem.

- Ej, ej, spokojnie! Jestem Tessa! - zawołałam, a po chwili dziewczyna przestała w nas rzucać i wyjrzała na dół. Machnęłam do niej by pokazać, gdzie się znajduję. - Wejdę na górę, dobrze? - nie odpowiedziała tylko z powrotem się schowała.

Uznałam to więc za zgodę i ruszyłam do schodków.

- Tylko ja. - zatrzymałam Gally'ego, który chciał tam iść ze mną. - To dziewczyna. Dziwisz się, że tak zareagowała? Budzisz się w miejscu, gdzie jest pełno mężczyzn... A jak ty byś zareagował, gdybyś się obudził w podobnym miejscu, ale tam były by same kobiety?

- Czy wszystkie z was to singielki? - wtrącił Jeff, na co pozostali się zaśmiali, a ja tylko pokręciłam głową.

- Tylko ja. - ponownie spojrzałam na Gally'ego, który tym razem mi przytaknął.

- Wszystkie dziewczyny są takie? - odezwał się Patelniak.

- Hej! Słyszałam to! - spojrzałam na niego.

- Ty jesteś naszym Słoneczkiem. - chłopak uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam i weszłam na górę.

Streferka (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz