Rozdział 32

1.4K 60 3
                                    

Berta to samochód Marcus'a, który oczywiście "pożyczyliśmy". Po kilku długich godzinach jazdy dotarliśmy na wspomniany wcześniej most, który był zabarykadowany porzuconymi samochodami. Dalej musieliśmy iść pieszo. Przez całą podróż nie rozmawiałam z Thomas'em. Szczerze mówiąc teraz jeszcze bardziej czułam się skrępowana. Nie wiedziałam czy to co widziałam było tylko złudzeniem czy może jednak i nie.

W chwili, gdy przechodziłam między samochodami dogonił mnie Thomas i chciał porozmawiać lecz przerwano nam strzałem z broni. Wszyscy jak za na zawołanie pochowaliśmy się za pojazdami.

- Nic ci nie jest? - spytał brunet.

- Nie, a tobie? - zerknęłam na niego.

- Też. - odparł po czym zawołał. - Wszyscy cali?!

- Tak! - zawołała Teresa.

- Skąd strzelają? - spytał Minho i wychylił się, ale pocisk trafił tuż przed nim i od razu się schował. - Dobra już wiem.

- To ta gnida, Marcus. - powiedział Jorge, który siedział obok mnie i Thomas'a. - Posłał nas w zasadzkę. - dodał po czym zaczął szukać czegoś w plecaku.

- Co teraz? - spytał Tom.

- Masz. - odparł jak gdyby nigdy nic Jorge i podał streferowi bombę.

Spojrzałam na nich.

- Rany... - westchnęłam i bardziej się skryłam.

- Odwrócimy ich uwagę, będziesz rzucał. - wyjaśnił mężczyzna i wyjął przycisk, który on sam miał nacisnąć w odpowiednim momencie. - Uwaga! Na mój znak biegiem do wozu! I zatkać uszy! - zwrócił się do pozostałych. - Gotów? - spojrzał na bruneta na co tamten mu skinął. - Raz... Dwa... - a gdy chciał powiedzieć "trzy", usłyszeliśmy przeładowanie broni i krzyk jakiejś dziewczyny by odłożył bombę.

Nie mieliśmy wyjścia i jej posłuchaliśmy. Miała zasłoniętą twarz podobnie jak i ta druga, która do niej dołączyła. Trzymaliśmy ręce w górze, bo one ciągle w nas celowały. Gdyby nie to, że miały obstawę snajperów z łatwością byśmy je pokonali.

Spojrzałam po pozostałych. Zdaje się, że w tej chwili nikt nie miał zamiaru oświecić nas jakimś pomysłem.

- To co Thomas, posłuchamy co powiedzą? - odezwał się Minho.

- Zamknij się, Minho. - powiedziałam równocześnie z Thomas'em.

- Aris? - odezwała się nagle dziewczyna z czarnymi włosami. Nie zwróciła zbytnio uwagi na nas tylko, na chłopaka stojącego za nami.

Wszyscy spojrzeli na wspomnianego wcześniej chłopaka. Aris nie poznał dziewczyny do momentu, gdy nie zdjęła chustki zasłaniającej jej twarz.

- Boże, Harriet? - podszedł do dziewczyny, która od razu go przytuliła.

- Co ty tu robisz? - spytała Harriet.

- Sonya. - chłopak zwrócił się do blondynki, która go przytuliła zaraz po chwili.

- Mogłyśmy cię rozwalić. - odezwała się blondynka.

Wymieniłam z Minho i Newt'em spojrzenia.

- Yyyyy... Co jest? - odezwał się Minho, który wciąż niepewnie trzymał ręce w górze. Podobnie jak i pozostali.

- Byliśmy razem w Labiryncie. - wyjaśnił chłopak z uśmiechem.

Zerknęłam na Thomas'a, a on na mnie.

- Eeem... Czy można wreszcie opuścić ręce? - wtrąciłam.

- Jeśli chcesz, żebyś cię rozwaliły to tak. - odparła Harriet po czym gwizdnęła do ludzi w górach na znak, że wszystko w porządku i wyminęła mnie.

- Z chęcią bym zobaczył kto pierwszy rozwala kogo. - wsparł mnie Minho na co się uśmiechnęłam.

Harriet to usłyszała, ale powstrzymała ją Sonya. We dwie poprowadziły nas do ich obozu. Kolejna wycieczka, kolejnymi samochodami.

***

Obóz był nieco większy niż myślałam. Ludzie zdawali się być tu szczęśliwi. Z dala od DRESZCZu i być może nawet braku Poparzeńców.

- Trafiliście w samą porę. - odezwała się Sonya, gdy prowadziły nas przez obóz. - Ruszamy o świcie.

Prowadziły nas do niejakiego Vince'a. To on miał zdecydować czy pojedziemy razem z nimi.

- To miała być armia. - wtrącił Minho.

- Była. - odezwał się jakiś starszy mężczyzna z lekkim zarostem. Podejrzewałam, że to właśnie był ten Vince. - Tylu zostało. - podszedł do nas i zaczął nam się uważnie przyglądać. - Wielu zginęło, zanim tu dotarliśmy. - wyjaśnił. - Kto to? - zwrócił się do Harriet.

- Odporni, złapałyśmy ich w górach. - wyjaśniła dziewczyna.

- Sprawdziłyście? - dopytywał Vince.

- Aris'a znam. - wskazała na chłopaka. - I mu wierze.

- A ja nie. - odparł. - Zbadać go. - dodał.

W tej samej chwili Brenda upadła na ziemię, a Jorge od razu do niej podbiegł i wziął ją w ramiona. Całkiem zapomniałam o tym, że była ranna.

- Co jej jest? - Vince podszedł bliżej.

- Przepraszam... Przepraszam... - powtarzała dziewczyna do Jorge.

- Co z nią? - Vince klęknął obok nich.

- Nie wiem. - odparł Jorge.

- Co u diabła... - Vice podwinął jej nogawkę i się wydało.

Odskoczył od nich jak poparzony i wyciągnął broń.

- Poparzeniec! - zawołał.

Thomas od razu zareagował. Zasłonił Brendę i Jorge.

- Posłuchajcie! Jeszcze nie jest groźna. - brunet próbował negocjacji.

- Powinna tam zostać! - krzyknął Vince. - W tydzień zniszczy Przystań.

Spuściłam smutnie głowę. Zdaję się, że naprawdę byłam zazdrosna. Wiedziałam, że Thomas chce teraz pomóc i Brendzie, i Jorge więc jednak postanowiłam zareagować.

- Doskonale cię rozumiem, ale posłuchaj proszę... - podeszłam do nich. - Powiedziałam, że jej pomożecie. Możecie coś zrobić. Uratowaliście już tylu ludzi... - spojrzałam na obóz. - Proszę... Wiem, że możecie jej pomóc.

- Tak, możemy. - odparł Vince. - Skrócić jej męki. - dodał i przeładował broń, ale nie zdążył strzelić, bo powstrzymała go jakaś inna kobieta.

Była starsza, podobnie jak i on. Ale od razu, gdy ją zobaczyłam wiedziałam, że jest przemiłą osobą. W dodatku jako jedyna prawdopodobnie mogła zapanować nad Vince'm. Dodatkowo jej twarz wydała mi się znajoma. Kolejne wspomnienie?

- Jest zarażona, nie pomożemy jej. - powiedział Vince.

- Nie, ale oni mogą. - odparła kobieta po czym wskazała na mnie i Thomas'a. - Witaj, Thomas'ie... Witaj Tesso. - uśmiechnęła się ciepło, a my wymieniliśmy spojrzenia.

- Zna nas, pani? - spytałam niepewnie.

- Ciekawe... - zastanowiła się przez chwilę i podeszła by zbadać Brendę. - Trafiliście do Labiryntu... - wymieniłam z brunetem spojrzenia. - Po tym co zrobiliście mogli was zabić. - mówiła patrząc na nas.

- Gdy się poznaliśmy, mówiliście, że nie możecie patrzeć jak umierają wasi przyjaciele. A gdy się żegnaliśmy... Thomas podał mi współrzędne wszystkich placówek DRESZCZu. - zerknęłam na bruneta, a on na mnie.

- A ty wzięłaś całą winę na siebie... - powiedział brunet patrząc na mnie. - Dlatego jako pierwsza tam trafiłaś.

- Na pewno chcieli sprawdzić jak zadziałają wasze mózgi, gdy spotkacie się labiryncie jako niby obce sobie osoby. - dodała kobieta.

- Nasze źródło... - wtrącił Vince.

- To wszystko dzięki nim. - mówiła pani doktor po czym zwróciła się do innych. - Przenieście ją. A im dajcie ciepłe ubrania. Thomas, Tessa, chodźcie ze mną. - dodała i po chwili poszliśmy za kobietą.

Streferka (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz