Rozdział 38

1.3K 61 7
                                    

Badania, które oni przeprowadzają wcale nie są badaniami, a wręcz torturami. Jeśli się nie mylę, mija już właśnie trzeci tydzień od mojej ostatniej rozmowy z Avą Paige. To był jakiś koszmar. Nie miałam nawet siły by utrzymać się na nogach. Zakładali mi coś na głowę, podłączali kable i pobierali coś ze mnie. 

Widziałam obrazy ze Strefy. Niektóre badania polegały właśnie na tym jakbym ciągle tam była. Pokazywali mi sceny z tamtych chwil: Dozorców atakujących Strefę, mury Labiryntu, a co najgorsze śmierć Chuck'a i pozostałych. Nie wiem co dzięki temu zyskali. Moja psychika natomiast coraz bardziej nawalała.

Po tych rurkach bolało mnie całe ciało. W nocy śniły mi się koszmary, mogłam się z nich zbudzić jedynie krzycząc.

Najlepszymi badaniami były badania mojej siostry, Teresy. Tylko u niej mogłam się poczuć bezpiecznie i dodatkowo jej badania mnie nie bolały. Już nie raz mnie ratowała od tortur jakie prowadziła Paige i Janson. Mimo wszystko byłam jej za to wdzięczna.

Nie wiedziałam też co się dzieje z Minho. Nie widziałam go od tamtego czasu.

Dzisiejsza noc była nocą po badaniach. Leżałam na łóżku i starałam się zebrać myśli. Nie mogę tu dłużej zostać... Muszę wreszcie wymyślić jakiś plan.

Po chwili usłyszałam jak drzwi się otwierają. Zerwałam się szybko na nogi i chwyciłam kij podtrzymujący kroplówkę. Schowałam się za drzwiami, a gdy tylko strażnik wszedł do środka, uderzyłam go narzędziem w głowę i zabrałam mu kartę, dzięki której można otwierać inne drzwi. Zamknęłam swoją cele by facet łatwo nie uciekł i wybiegłam z pokoju na korytarz.

Ruszyłam w pierwszą lepszą stronę. Nogi mi się plątały, ale starałam się utrzymać równowagę. Nie mogą mnie teraz złapać. Zatrzymałam się nagle, gdy zobaczyłam dwóch strażników przede mną. Rozejrzałam się wokół. Mogłam pobiec, albo w lewo, albo w prawo. Wybrałam tą drugą drogę. Biegłam ile sił w nogach i przebiegłam obok kolejnych strażników, którzy tym razem mnie zauważyli i pobiegli szybko za mną. Przyśpieszyłam. Znowu poczułam jakbym biegała między murami Labiryntu. Uśmiechnęłam się nawet lekko na to wspomnienie. Skręciłam ostro w prawo, a później w lewo. Przede mną ukazały się drzwi z rysunkiem schodów. Otworzyłam je szybko za pomocą karty, a gdy weszłam do środka zniszczyłam czytnik by strażnicy nie weszli do środka. Dalej pobiegłam w dół. Oczywiście na samym końcu musiałam się potknąć i spaść z ostatnich schodków. Mięśnie bolały mnie jeszcze bardziej, ale starałam się nie zwracać na to uwagi, chociaż to nie było łatwe. Podniosłam się chwiejnym krokiem, a gdy usłyszałam alarm i krzyki strażników ruszyłam dalej przed siebie.

- Stój!! - usłyszałam za sobą i jeszcze bardziej przyśpieszyłam.

- Tessa! - odwróciłam się i zobaczyłam Jansona. - Stąd nie ma wyjścia, odpuść sobie!

Nie zwracałam jednak uwagi na jego słowa. Trzech strażników pojawiło się przede mną, ale zdążyłam szybko ich wyminąć i skręcić w prawo. Czułam się jakbym krążyła w kółko, bo znowu natrafiłam na kolejne schody. Tym razem prowadziły w górę. Wbiegłam po nich.

Na szczęście Janson zakazał swoim ludziom strzelać. Chciał mnie złapać "całą i zdrową".

- Tesso! Nikt ci nie pomoże! - wołał za mną, gdy się potknęłam o kolejny ze schodków. - Thomas cię nie uratuje! Zostałaś sama! Przemyśl to i dołącz z powrotem do nas.

- Nigdy! - odkrzyknęłam mu i ponownie wybiegłam na korytarz tyle, że tym razem nie zdążyłam zniszczyć czytnika, bo inni strażnicy już tam na mnie czekali.

Musiałam się gdzieś schować.

Po drodze mijałam lekarzy, którzy patrzyli na mnie ze znakiem zapytania na twarzach.

- Tessa? - usłyszałam nagle głos siostry. - Co się dzieje?

- Pomóż mi... - wydyszałam i spojrzałam za siebie by sprawdzić, gdzie są strażnicy. - Błagam. - złapałam ją za ramiona.

Dziewczyna była zdezorientowana.

- Sama nie dasz rady...

- Proszę... - spojrzałam na nią ze łzami w oczach.

- Na zewnątrz jest zbyt niebezpiecznie. - mówiła, ale przerwała, gdy usłyszała strażników. - Biegnij w tą stronę. - wskazała mi dłonią kierunek. - Na samym końcu są schody, później skręć w lewo i tam będzie wyjście, ale uważaj na siebie. - skinęłam głową i nie czekając już ani chwili dłużej pognałam we wskazanym kierunku.

Może i nie miałam pewności czy kłamie czy też nie, ale w tamtym momencie przeczucie mówiło mi, że ma rację.

Już prawie dobiegłam do schodów, gdy zauważyłam jak kolejni strażnicy stamtąd wychodzą. Mogłam skręcić jeszcze w prawą lub w lewą stronę by im uciec. Postanowiłam się jednak schować i weszłam do pokoju, który znajdował się na przeciwko mnie.

Opadłam na ziemie, gdy strażnicy przebiegali obok pomieszczenia. Starałam się uspokoić oddech. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie się znajduję. Wiedziałam tylko, że pokój był bardzo podobny do mojego. Gdy na korytarzu ucichło wstałam niepewnie na nogi i ruszyłam przed siebie by sprawdzić to pomieszczenie. Na stoliku stała lampka, a obok kilka rysunków. Przyjrzałam się im i nie mogłam w to uwierzyć. One przedstawiały szkice naszego Labiryntu! Przeglądałam dalej. Był tam szkic Sali Rady, hamaków, kuchni Patelniaka, wierzy widokowej, a później ludzi... Ludzi z naszej Strefy. Był tam Newt, Alby, Minho, Thomas... A nawet i ja. W tym, że moich szkiców było znacznie więcej niż pozostałych.

- Co jest do cholery...? - szepnęłam sama do siebie.

- Kim jesteś?! - usłyszałam nagle głos za sobą na co zamarłam. - Co tu robisz? Jeszcze nie czas na badania!

Ten głos... O mój Boże... Ale jak to możliwe? Niepewnie odwróciłam się w stronę, z której pochodził i poczułam jak łzy wzbierają mi się do oczu. Wszędzie bym go rozpoznała.

- Chuck...?

Streferka (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz