Vince zrobił to, co obiecał. Zabrał nas do Bezpiecznej Przystani. Tam wreszcie mogliśmy zacząć nowe życie. Dostaliśmy nowe ubrania i zostaliśmy opatrzeni. Thomas'owi również nic nie było. Lekarze go opatrzyli więc już nic mu nie groziło.
Wszystkie grzechy zostały każdemu wybaczone. Tutaj zaczynamy życie na nowo. Tak jak sobie chcemy. Tutaj nareszcie jesteśmy bezpieczni.
Wieczorem wszyscy zebraliśmy się na ognisku i słuchaliśmy przemowy Vince'a.
- Przebyliśmy długą drogę... - mówił mężczyzna. - Wielu z nas poświęciło wszystko by ziścić te marzenie. Wasi przyjaciele... I rodziny. Wypijmy za tych, których tu zabrakło. - uniósł kubek do góry, podobnie jak i pozostali. - Za straconych przyjaciół. Wznieśliśmy ten dom dla was. Ale ten głaz... - wskazał na wspomniany przedmiot. - Stoi dla nich... Żeby każdy z nas... Na swój własny sposób... Mógł się pożegnać. - wskazał na sztylet, który miał służyć jako narzędzie do wyrycia imion poległych na głazie. - Witajcie w Bezpiecznej Przystani! - zawołał, a pozostali do niego dołączyli.
Teraz wreszcie mogliśmy posmakować prawdziwego życia.
Rozmawialiśmy z przyjaciółmi, śmialiśmy się, jedliśmy, piliśmy... Zupełnie jakby tamte złe zdarzenia nigdy nie miały miejsca. Nigdy nie zapomnimy naszych poległych przyjaciół, oni zawsze będą w naszych sercach. Na pewno cieszą się, że wreszcie nastał koniec wojny.
Wieczór minął nam znakomicie.
Na drugi dzień obudziłam się z samego rana. Inni jeszcze spali, ale nie Thomas. Nie było go na swoim hamaku więc poszłam go poszukać. Długo mi to jednak nie zajęło. Dostrzegłam go spacerującego po plaży. Od razu do niego poszłam.
- Hej... - przywitałam się z uśmiechem, który od razu odwzajemnił.
- Hej... - obiął mnie w pasie i razem kontynuowaliśmy spacer.
Nic nie mówiliśmy, po prostu cieszyliśmy się chwilą. Nie musieliśmy się już martwić o to, czy DRESZCZ nas znajdzie i uwięzi. Nareszcie nastał jego koniec.
Przyjaciele wybaczyli mojej siostrze, dostała kolejną szansę, a Newt dostał serum z krwi Thomas'a. Czuł się znakomicie i tak też wyglądał. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że Sonya jest jego siostrą. Była to naprawdę niesamowita niespodzianka. Oboje świetnie się dogadywali i uzupełniali siebie nawzajem. W dodatku zdawało się, że między nią, a Aris'em zaczęło coś iskrzyć. W sumie to dobrze, życzyłam im jak najlepiej. Brenda i Gally natomiast znaleźli więcej wspólnych tematów niż sami sądzili... Cóż życie potrafi zaskoczyć człowieka. Ja i Brenda również poprawiłyśmy nasze relacje. Cieszyło mnie to, podobnie jak i ją. Zdawało się, że teraz już wszystko zacznie się dobrze układać.
- Więc jak myślisz? - przerwałam ciszę i zerknęłam na bruneta.
- O czym? - spytał strefer.
- O tym, o czym rozmawialiśmy na dachu... - wyjaśniłam. - Myślisz, że teraz możemy nadrobić stracony czas i spełnić jeszcze niespełnione marzenia?
Brunet zatrzymał się, objął mnie w tali i odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy.
- Myślę, że tak. - powiedział z uśmiechem. - Trzeba wykorzystać czas, który nam dano i nie marnować go już nigdy więcej. - dodał, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Razem aż do końca... - położyłam ręce na jego ramionach.
- Razem aż do końca... - powtórzył brunet, a później złączył nasze usta w ciepłym pocałunku.
-------------------------------------------------------------------------------
No i dotarliśmy do końca opowieści. ♥ Mam nadzieję, że się Wam podobała. Bardzo dziękuję Wam wszystkim za wszystkie serduszka i komentarze, to baardzo wiele dla mnie znaczy i również bardzo zachęca do dalszego pisania. Cóż mam nadzieję, że nie rozstaniemy się na długo, bo w głowie mam pełno nowych pomysłów na książki więc mam nadzieję, że ze mną zostaniecie. ♥
Do zobaczenia, Kochani przy kolejnych powieściach! ;)
Love you 3000! ♥
CZYTASZ
Streferka (PL)
Fanfiction"Sądzili, że ich zdradziłam. Ja jednak uważałam inaczej. Postawiłam na swoim i byłam z tego dumna. Wiedziałam co mnie czeka, ale i tak to zrobiłam, zresztą tak jak każdy by to zrobił na moim miejscu. Zrobiłam to by chronić ukochaną osobę i wcale teg...