Rozdział 25

1.5K 63 1
                                    

Rano obudził mnie krzyk Thomas'a. Chłopak odganiał kruki, które dobierały się do naszych zapasów. Zdawało się, że stworów już nie było więc postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę. Winston wyglądał naprawdę bardzo źle, ale starał się dotrzymywać nam tempa. Miałam nadzieję, że jakoś z tego wyjdzie... Jednak przeczucie mówiło coś o wiele gorszego.

Szliśmy każdy swoim tempem. Zobaczyłam, że Thomas został na końcu więc postanowiłam na niego zaczekać by móc go wreszcie wypytać o co chodzi.

- Hej... - zrównałam się z brunetem.

- Hej. - odparł obojętnie.

- Posłuchaj, zapytam prosto z mostu. - powiedziałam czym przykułam jego uwagę. - Dlaczego mnie unikasz?

- Ja? - spytał zdziwiony. - Wcale cię nie unikam.

- Jasne... - westchnęłam. - Zrobiłam coś nie tak...? A może...

- Cii.... - brunet mnie uciszył.

- Ej, nie uciszaj mni... - nie dokończyłam, bo chłopak zakrył mi usta dłonią i zawołał innych.

- Słyszycie? - spojrzał po pozostałych, a ja odkryłam usta.

Przez chwilę wsłuchiwaliśmy się w ciszę, ale po chwili dało się słyszeć warkot silnika jakiegoś samolotu czy coś w tym rodzaju.

- Czy to... - zaczęłam i wymieniłam z brunetem spojrzenia.

- Kryć się! - krzyknął Tom i wszyscy schowaliśmy się pod ruinami jakiś budynków.

Przeczekaliśmy chwilę aż odrzutowce odleciały po czym ruszyliśmy w dalszą drogę.

Przeszliśmy kolejnych kilka kilometrów aż w pewnym momencie Winston zemdlał i musieliśmy go później nieść na zmianę. Po kolejnych kilkunastu kilometrach postanowiliśmy zrobić sobie odpoczynek. Tym razem postawiłam na swoim i poszłam do Thomas'a by z nim porozmawiać. Chłopak stał na jednej z wydm piaskowych i przyglądał się jak daleka droga pozostała nam do gór.

- Myślałeś, że tak łatwo ci odpuszczę? - spytałam i stanęłam obok bruneta.

- Nie. - odparł i zerknął na mnie przelotnie.

- Czy ja coś zrobiłam? - podeszłam bliżej niego.

- Nie. - odparł i spojrzał mi w oczy.

- A może coś powiedziałam?

- Nie. - ponowił odpowiedź.

- A więc o co chodzi? - weszłam mu w słowa.

- Tess, tu nie chodzi o ciebie...

- Oj, proszę cię... - przerwałam mu. - Nie wmawiaj mi tego. Powiedz mi wreszcie prawdę. Tom... - położyłam mu rękę na ramieniu. - Proszę...

- Tess... Tu naprawdę nie chodzi o ciebie tylko o mnie i o to co zrobiłem... - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Przeze mnie zginął Chuck... - dodał smutno.

- Tom...

- Nie, Tess. Taka jest prawda. Zginął ratując mi życie, a ja mu obiecałem, że się nim zajmę. Że razem odnajdziemy jego rodziców... Obiecałem mu to...

- I sądziłeś, że...

- Powinnaś mnie za to nienawidzić. - dokończył za mnie. - Za to, że przeze mnie zginął twój brat. To wszystko moja wina.

- Tom, posłuchaj mnie uważnie. - weszłam mu w słowa. - To nigdy nie była i nigdy nie będzie twoja wina. Chuck zginął... Bo ratował przyjaciela... Przyjaciela, na którym mu zależało, którego kochał jak brata. Zginął, dlatego, żebyś ty mógł żyć. Żebyś pomógł nam wreszcie pokonać DRESZCZ i skończyć to raz na zawsze. Chuck zginął ratując ciebie. Dokonał wyboru, a ty nie możesz tego zmarnować, słyszysz? W przeciwnym razie zginął na marne, a na to nie pozwolę. - wzięłam go za rękę i kazałam na siebie spojrzeć. Widziałam łzy w jego oczach. - Nie ukrywam, że kochałam go i nadal będę kochać jak brata i bardzo mi go brakuje, ale nigdy, ale to przenigdy cię o to nie obwiniałam. Słyszysz, Tom? - patrzyłam mu prosto w oczy. - Straciłam Chuck'a... Nie mogę teraz stracić i ciebie więc.. Proszę... - przytuliłam się do bruneta co po chwili odwzajemnił. - Nie odtrącaj mnie, nie obwiniaj się. Nie zostawiaj mnie... Przejdziemy przez to wszystko razem... - podniosłam lekko głowę do góry by móc spojrzeć mu w oczy. - Razem, słyszysz?

- Razem. - skinął głową po czym pocałował mnie delikatnie w czoło i nieco mocniej przytulił.

Streferka (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz