Mark odłożył książkę, kiedy jego telefon zawibrował. Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz i imię, które się na nim pojawiło:
Lee Donghyuck
Dlaczego chłopak do niego dzwonił? Nigdy wcześniej tego nie robił.
- Tak? – Powiedział przykładając telefon do ucha.
- Cześć Chico. Przyjedziesz po mnie? Jestem na imprezie u Hani.
Mark najpierw wzdrygnął się słysząc pobłażliwe „cziko", ale po chwili zrobił się nieufny, coś było w głosie Donghyucka, co mu się nie podobało.
- Wiem gdzie jesteś. – Powiedział chłodnym tonem, tak na wszelki wypadek, gdyby to miał być jakiś żart. – Poszedłeś tam z Changminem, on nie może cię odwieźć?
Po drugiej stronie zapadła cisza i Markowi wydawało się, że słyszy małe westchnięcie.
- Changmin wypił, a poza tym pokłóciliśmy się...
Mark poczuł irytację, dlaczego on miał pomagać Donghyuckowi, skoro on swoim stylem życia sam prosi się o kłopoty i nigdy nie słucha jego rad.
- Jeżdżenie po zmroku jest niebezpieczne, w dodatku zimą. Jestem pewny, że miałeś to na fizyce...
- Dobra. – Przerwał mu Donghyuck. – Poradzę sobie. – Rzucił i przerwał połączenie.
Mark uśmiechnął się pod nosem zadowolony i znów sięgnął po książkę.
Wiedział, że nie powinny go tak cieszyć zwycięstwa nad Donghyuckiem, bo przecież przewyższał chłopaka intelektualnie, ale czuł dziką satysfakcję za każdym razem, kiedy Hyuck nie wiedział co mu odpowiedzieć.
Chciał wrócić do czytania, ale zamiast tego przyłapał się na tym, że wpatruje się w poszczególne słowa, ale ich sens do niego nie trafia.
Coś było nie tak w tej rozmowie, głos Donghyucka był jakiś dziwny...
Zmarszczył czoło, chłopak musiał być naprawdę pod ścianą, skoro jego duma pozwoliła mu na poproszenie o pomoc właśnie Marka.
- Cholera. – Jęknął i odrzucił książkę na bok.
Odpisał szybko:
Czekaj przed domem, zaraz będę.
Wyszedł z pokoju i skierował się do garażu. Przechodząc koło pokoju Jaemina zwolnił i przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć bratu, gdzie jedzie. Stwierdził jednak, że nie ma potrzeby jeszcze bardziej go denerwować, miał masę swoich zmartwień, a oni zaraz wrócą.
Ubrał kurtkę i buty, wziął kluczyki i wszedł do garażu, przeszedł koło rodzinnego samochodu i szybki ruchem odsłonił płachtę, pod którą stał jego skuter. Nie było to nic specjalnego, ot taki z drugiej ręki jednoślad z silnikiem peugeot.
Mark zawsze odczuwał lekką satysfakcję porównując swój skuter z tym Jeno. Mimo, że oba były z drugiej ręki i obaj musieli na nie zarobić to jego prezentował się dużo fajniej. Był granatowo srebrny i nie miał tej obciachowej pułki na nogi, tylko tak jak prawdziwy motor miał coś między nogami, Mark nie był pewny co tam jest, ale nie przeszkadzało mu to. W dodatku jego peugeot miał tył skierowany ku górze, dzięki czemu przypominał ścigacz, a rura wydechowa była duża i srebrna, w kształcie tych co mają harley'e.
Nie to, żeby Mark był próżny. Nie miał skutera, żeby wyglądać fajnie, nie musiał nikomu nic udowadniać, jednoślad służył mu tylko za łatwy transport, żeby mógł być trochę bardziej niezależny. Tak naprawdę mógł korzystać z samochodu rodziców, ale nie lubił tego robić.
![](https://img.wattpad.com/cover/205379278-288-k109207.jpg)
CZYTASZ
Let's Play (Markhyuck Nomin)
Teen FictionJeno pragnął tylko jednego chłopaka na całym świecie, ale jak na złość okazał się on młodszym bratem jego najlepszego przyjaciela, a jak mówi stara jak świat zasada: łapy precz od matki i rodzeństwa kumpla. przewaga fluffu, tematyka szkolna, ale mo...