Rozdział 43 "okazuje"

1.2K 145 20
                                    


Zimno wspinało się w górę ciała Donghyucka, a on zamiast zrobić kilka ostatnich kroków i wejść do ciepłego pomieszczenia stał i wpatrywał się oniemiały w osobę, którą najmniej spodziewał się spotkać w środku mroźnego, fińskiego lasu.

- Cześć Hyuck. – Odezwał się w końcu chłopak mrużąc oczy, bo wiatr dmuchał mu w twarz.

Donghyuck wzdrygnął się, bo głos chłopaka wydawał się zbyt realny, żeby mógł być wyobrażeniem.
- Mark? – Zapytał, nadal nie mogąc się poruszyć.
- Przepraszam, mogłem uprzedzić. – Powiedział podchodząc, a Donghyuck patrzył na niego oniemiły.
Mark kucnął i pozbierał świeczki z chodnika.
- Co ty tu robisz? – Zapytał marszcząc czoło.
- Zaprosisz mnie do środka? Jest trochę zimno. – Powiedział uśmiechając się jakby nigdy nic.
- Jasne. – Otrząsnął się z pierwszego szoku i poszedł do drzwi. Ściągnął rękawiczkę i włożył klucz w zamek. Przekręcił go drżącą dłonią i zerknął przez ramię na Marka, który podnosił z ziemi turystyczny plecak.

Kiedy weszli Donghyuck nie obrócił się przez ramię, tylko szedł prosto do drzwi swojego mieszkania. Kiedy znów wkładał kluczyk w zamek, próbował poukładać sobie w głowie to co właśnie się działo.

Co Mark Lee tu robi? Przecież Donghyuck miał go już nigdy nie spotkać. Czy t możliwe, że chłopak był aż tak okrutny i przyjechał dręczyć młodszego. Nie, to nie miało sensu. Nie musiałby tu przyjeżdżać, żeby to robić.

Wpuścił chłopaka do mieszkania i wszedł za nim. Na zewnątrz zrobiło się już szaro, więc w mieszkaniu było ciemno.
- Poczekaj. Muszę znaleźć zapałki. – Donghyuck podszedł do stolika i postawił na nim świeczki. Podszedł do szuflady w kuchni i wyciągnął zapałki. Uklęknął przed stolikiem i zaczął zapalać świeczki. Mark nadal stał przy drzwiach, Donghyuck nie musiał się obracać, żeby czuć jego obecność.

W kompletnej ciszy, kiedy zapalał świeczki, jedna po drugiej słyszał jego oddech.

Kiedy zapalił wszystkie obrócił się w stronę Marka.
- Rozbierz się. – Powiedział i sam zaczął ściągać buty i kurtkę.

Starszy niepewnie odłożył plecak na podłogę i rozpiął kurtkę. Robił to bardzo wolno, jakby się wahał. Jednak kiedy Donghyuck na niego spojrzał okazało się, że to przez skostniałe od zimna palce.

W końcu na spokojnie mógł przyjrzeć się chłopakowi.

Mark wyglądał na zziębniętego. Jego skóra była blada, a miejscami czerwona. Jego twarz wyglądała jakby trochę schudł, ale mogła to być zmiana fryzury. Włosy chłopaka były zdecydowanie zbyt długie jak na gust Donghyucka, opadały niechlujnie po bokach jego twarzy, zakrywając zawsze dobrze zarysowaną linię szczęki. Był dość grubo ubrany, pod narciarską kurtką miał jeszcze bluzę z kapturem, a pod nią bieliznę termiczną.

Coś tknęło Donghyucka. Zdecydowanie stał przed nim Mark, ale nie wyglądał już jak jego Mark. Coś się zmieniło. Poczuł ulgę po tym stwierdzeniu. Zamierzał traktować chłopaka, jak potraktowałby każdego innego człowieka.

- Jesteś zmarznięty. – Powiedział podchodząc bliżej.

Mark wydał się zaskoczony, ale tylko przytaknął, z bliska jego wargi wydawały się wręcz fioletowe i nadal drżały z zimna. Donghyuck chciał go chwycić za nadgarstek, ale w ostatnim momencie stchórzył i złapał z rękaw jego bluzy. Pociągnął chłopaka na kanapę.

- Ściągnij to. – Powiedział wskazując bluzę.
Widząc jak Markowi ciężko to idzie, Donghyuck chwycił zamek błyskawiczny i sam rozpiął bluzę. Później pomógł ją chłopakowi ściągnąć, a później opatulił go kocem.

Mark przez cały ten czas nic nie mówił, tylko wpatrywał się w twarz Donghyucka. Młodszy czuł jego spojrzenie, ale starał się na nim nie skupiać, chociaż w świetle świec, Mark znów wyglądał dobrze.

Donghyuck wstał i zabrał jedną ze świeczek. Poszedł do kuchni, żeby zagotować wodę w czajniku. Na ich szczęście cały budynek ogrzewany był piecem centralnym, który umieszczony był w piwnicy i dozorca zajmował się paleniem w nim, a kuchenka była na butlę gazową. Tak naprawdę prądu potrzebowali tylko do światła.

Chłopak zalał dwa kubki wodą i poczekał chwilę, aż herbata się zaparzy. Następnie wziął słoik miodu i nałożył po dużej łyżce do każdego kubka. Została mu resztka syropu malinowego, więc go również wlał do kubków. Resztą wrzątku napełnił termofor. Wrócił zostawiając świeczkę w kuchni. Mark siedział zawinięty w koc jak burito z nogami podciągniętymi pod klatkę piersiową.

Donghyuck postawił przed nim kubek i podał mu gorący termofor do którego Mark od razu się przytulił pociągając nosem. Donghyuck usiadł bokiem na kanapie i patrzył na chłopaka. Miał ochotę wyciągnąć rękę i przegarnąć mu za ucho splątane włosy, ale nie zrobił tego.

W głowie miał tylko jedno pytanie: „Dlaczego tu jesteś?".

Ale kiedy ich spojrzenia się spotkały, Donghyuck coś zakuło w środku, kiedy zobaczył prawie czarne oczy Marka. Zamiast tego upił łyk herbaty i zapytał.
- Gdzie tak zmarzłeś?

Mark uśmiechnął się spuszczając wzrok. Sięgnął po kubek i trzymał go przez chwilę w dłoniach patrząc przed siebie. W malutkim saloniki, tylko przy świetle świec, Donghyuck czuł jakby byli w innym świecie, wszystko było intymne jak we śnie.

- Przyjechałem autobusem. – Odezwał się chłopak, a jego głos miał lekką chrypę. – Poszedłem do motelu, który wcześniej znalazłem w sieci, ale nie było prądu, a ja nie wziąłem gotówki, więc nie miałem jak zapłacić za pokój.

Donghyuck zmarszczył czoło w Korsajoki był tylko jeden motel i znajdował się jakieś trzy kilometry stąd.

- Przyszedłeś tu pieszo całą drogę? W taką pogodę?

- Nie. – Pokręcił głową. – Przyleciałem balonem na ciepłe powietrze. – Zakpił.

Donghyuck wywrócił oczami.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
- Jaemin mi powiedział.

Przez chwilę między nimi znów zapanowała cisza. Donghyuck brał coraz dłuższe łyki herbaty, bo już nie parzyła jego podniebienia. Nadal czuł się nieswojo, że Mark był u niego w mieszkaniu, ale pierwszy raz od wielu tygodni czuł jakby ktoś przedarł mleczną błonę, którą odciął się od świata. Powietrze znów zaczęło smakować, światło jak płynne złoto otulało przedmioty, a jego serce zdawało się bić w piersi coraz mocniej, tak jakby usilnie próbowało obudzić go z długiego snu.

- To źle, że przyjechałem? – Zapytał w końcu Mark. Rozsunął trochę koc, tak że Donghyuck mimowolnie spojrzał na jego tors ubrany w obcisłą koszulkę.

- Nie wiem. – Powiedział szczerze odwracając wzrok. Tak bardzo chciał teraz zapytać, dlaczego Mark przyjechał, ale strach przed odpowiedzią był silniejszy.

- Jak tylko włączą prąd, pójdę do motelu. – Powiedział starszy patrząc na migoczący płomień świecy.

- Nie. – Upił łyk herbaty, chociaż czuł że Mark bada wzrokiem jego twarz, próbując odczytać z niej emocje. – Zostań tutaj. Możesz spać na kanapie.

- Jesteś pewny? – Zapytał trochę ciszej, jakby bał się, że Donghyuck zmieni zdanie.

Młodszemu nie była na rękę obecność starszego, w kilka minut przewrócił do góry nogami świat, który Donghyuck zdążył pozbierać z gruzów. Jednak nie był potworem i nie mógł wyrzucić brata swojego najlepszego przyjaciela na taką pogodę. Poza tym jakaś chora ciekawość pchała go w stronę chłopaka.

- Tak. – Wstał z kanapy. – Przyniosę ci poduszkę.

Później już ze sobą nie rozmawiali. Mark wziął prysznic i położył się spać, bo był zmęczony po podróży. Kiedy włączyli prąd Donghyuck trochę posprzątał i zajął się swoimi sprawami, czasami tylko zerkając na zawiniętego w koce, śpiącego Marka. Kiedy w końcu zamknął się w sypialni, nie mógł zasnąć. Miał zbyt wiele niewiadomych, żeby rozwikłać tę zagadkę potrzebował więcej informacji.

Sięgnął po telefon i napisał do Jaemina.

Hyuck:
Czemu mi nie powiedziałeś, że Mark przyjeżdża?


Przeczytał jeszcze raz wiadomość i skrzywił się, bo brzmiała nieco napastliwie.

Nana:
Mark jest u ciebie?!?!?!!? :x


Donghyuck zdziwił się. Jaemin mógł udawać zaskoczenie, kiedy go nie widział, nie umiał stwierdzić, czy kłamie, czy nie. Jednak jeśli rzeczywiście nic nie wiedział, sprawa wydawała się jeszcze bardziej dziwna.

Hyuck:
Mówił, że dałeś mu mój adres.


Nana:
Nie pytał mnie o twój adres.
Może zobaczył go na kartkach i listach, które ci wysyłałem.
Wszyscy myśleliśmy, że jest w Hiszpanii.


Donghyuck stwierdził, że Jaemin mówi prawdę, nikt nie wymyśliłby takiego głupiego kłamstwa. Wzmianka o Hiszpanii nico go zainteresowała.

Hyuck:
Po co jechał do Hiszpanii?


Nana:
Chciał spróbować podróży.
Powiedziałem, że znam w Hiszpanii bardzo miłych ludzi, którzy mu pomogą.
Naprawdę myślałem, że jest w Hiszpanii. :x


Hyuck:
To co on tutaj robi?
Ma ciepłe ubrania, plecak turystyczny i konkretne buty do chodzenia po górach, nie wygląda to na spontaniczny wypad na weekend do Finlandii, a raczej przygotowany wyjazd.


Nana:
Naprawdę nie mam pojęcia co się dzieje.
Poczekaj
Zapytał Jeno czy coś wie.


Donghyuck westchnął ciężko i patrzył w sufit. Dlaczego jego życie musiało być takie skomplikowane? Dlaczego wszystkie jego relacja z ludźmi był tak popieprzone? A teraz kiedy chciał na nowo wszystko sobie poukładać, to grzechy przeszłości go dorwały. Jedyną pociechą była świadomość, że Jaemin jest szczęśliwy.

Nana:
Twierdzi, że nie wiedział, że Mark jedzie do Finlandii.
Ale widzę, że coś kręci i nie mówi mi wszystkiego.
Więc na pewno coś wie.
Spróbuję to jeszcze od niego wyciągnąć.


Donghyuck uśmiechnął się do telefonu. Były dni, że bardzo tęsknił za Jaeminem.

Hyuck:
Dzięki Nana <3
Melduj jeśli czegoś się dowiesz.
Jesteśmy w kontakcie.


Nana:
Może Mark przywiezie mi ciebie z powrotem?


Donghyuck pokręcił głową.

Hyuck:
Nie ma szans.


*

Mark otworzył oczy, a jego głowę wypełniało dudnienie. Przez moment nie wiedział gdzie jest, ale kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczył że leży na kanapie przykryty kocem. Tylko dlaczego bolała go głowa? Po kilku minutach gęstego mrugania odkrył, że dudnienie nie rozchodzi się po jego głowie, a w całym mieszkaniu. Ktoś pukał do drzwi.

Usiadł przeciągając się i sięgnął po telefon, który zostawił na stoliku, ale ten nie zareagował, bateria musiała się rozładować od zimna. Spojrzał na okno, za nim panowała ciemność, ale byli na Finlandii, więc mógł być środek nocy, albo dziewiąta rano.

Let's Play (Markhyuck Nomin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz