Rozdział 35

1.3K 166 27
                                    


Wyglądało na to, że będą musieli spędzić tu noc.

Chociaż Mark lubił przewodzić i zawsze uważał się za urodzonego lidera, teraz wolałby żeby ktoś inny ściągnął z jego barków ciężar odpowiedzialności za zamkniętych w szkole uczniów.

Donghyuck jakby to wyczuwał i próbował przejąć inicjatywę, często wtrącając się Markowi w połowie zdania i podważając jego decyzje, proponując swoje, prawdopodobnie lepsze pomysły. Co powodowało u chłopaka tylko większą frustrację.

Dyrektor jeszcze raz pojawił się przy szklanych drzwiach, powiadamiając ich, że rodzice o wszystkim wiedzą, ale prąd wróci dopiero rano, więc mają się przygotować na nocleg.

Jedna z dziewczyna zaczęła panikować, że zabraknie im tlenu i chociaż było to absurdalne, to niepokój został zasiany wśród uczniów i niektórym wydawało się, że już brakuje im powietrza. Wtedy jednak odkryli wentylację i jedno okno w składziku przy Sali gimnastycznej, które było otwarte.

Debatowali przez chwilę, czy da radę wycisnąć się na zewnątrz, ale zważywszy na to, że okno otwierało się tylko uchylnie i było bardzo wąskie, zrezygnowali.

Dziewczyna która wcześniej zgłaszała problemy w oddychaniem powiedziała, że chce spać pod tym oknem. Nie pomagały namowy, że może się przeziębić.

Mark planował mieć wszystkich w jednym miejscu, żeby mógł bez problemu ich policzyć, ale już po chwili zrozumiał, że to niemożliwe. Wszyscy zaczęli się rozchodzić i wybierać sobie najlepsze miejsce do spania. Dwóch chłopaków zostało zrzuconych z góry materacy, które zajęli i już po chwili materace rozeszły się po Sali.

- Hej chico! – Zawołał Donghyuck ciągnąc za sobą jeden materac.

Mark chciał rozdzielić posłania po równo, sprawdzić czy nikt nie jest głodny lub spragniony. Oraz zapewnić wszystkim coś do przykrycia, jednak wydawało się, że wszyscy mają go w dupie.

W końcu zrezygnowany poszedł za Donghyuckiem, który wciągał do magazynu z piłkami i strojami sportowymi.

Mark myślał, że będzie tam śmierdziało przepoconymi koszulkami, ale pomylił się. Pomieszczenie było małe, a trzy z czterech ścian otoczone były półkami z różnym sprzętem sportowym. Nad nimi wisiała jedna łysa żarówka, nie było też żadnych okien.

- Zamknij drzwi. – Poinstruował Donghyuck.

- Myślałem, że będę spać na środku, tak żaby każdy mógł mnie znaleźć w nocy. – Powiedział Mark niepewnie i obrzucił wzrokiem salę. Wszyscy przyzwyczaili się już do panującego półmroku, w dodatku od szklanych drzwi biła poświata latarek, które ustawił tam dyrektor.

- A co? Chcesz sobie dorobić? – Zaśmiał się Donghyuck i zaczął szperać po pułkach, nie tak jakby czegoś szukał, a raczej z naturalnej ciekawości.

- Nigdy nie bywasz poważny? – Westchnął, ale usiadł na materacu. Musiał przyznać, że Donghyuck się postarał i wybrał jeden z grubszych, które były na stercie.

- Szachy. – Zawołał nagle Donghyuck z zapałem wartym lepszej sprawy.

- Umiesz grać w szachy? – Zapytał Mark patrząc na chłopaka, który usiadł krzyżując nogi i otworzył drewniane pudełko z figurami.

- Zapisałem się na szachy, żeby nie biegać na w-fie. – Powiedział uśmiechając się przekornie.

- Tak to działało u was w szkole? – Mark był zaskoczony.

- No raczej, szachy to sport jak każdy inny. – Donghyuck zrobił zarozumiałą minę.

- No nie do końca jak każdy inny.

Let's Play (Markhyuck Nomin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz