Markowi śnieg zawsze kojarzył się z czymś wyjątkowym, padał tylko przez kilka dni w roku i topniał zanim ktokolwiek zdążył się nim nacieszyć.
Tutaj było zupełnie inaczej, śnieg leżał kupami i stertami, nie wzbudzał żadnych emocji, był codziennością. Mark uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że tutaj trafił.
Koło dziewiątek, kiedy było jeszcze ciemno wyszli z miasteczka i już od początku zaczęli kierować się w górę. Droga nie była stroma, a leżała na niej tylko kilkucentymetrowa warstwa śniegu, więc dało się iść normalnie. Szli głównie przez las, więc nie dokuczał im też wiatr.
Na ich wyprawę składał się oczywiście Iwan, który był głównym organizatorem, najbardziej doświadczonym członkiem wyprawy, miał przeszkolenie medyczne i generalnie ciężko mu było coś zarzucić. Nawet jego porady nie były tak irytujące jak powinny. Kiedy dopasował Markowi plecak na plecach zaciągając wszystkie możliwe sznurki i klamerki, na które chłopak nigdy nie zwracał uwagi, nagle zaczęło mu się iść dużo lepiej, cały ciężar opierał się na biodrach, plecak nie przylegał do pleców i nie ciągnął ramion w dół.
Drugą równie przygotowaną do tej wyprawy osobą była Ludmiła, dziewczyna pochodziła z Ukrainy i kochała górskie wspinaczki, jeszcze w tym roku planowała zdobyć wszystkie najwyższe szczyty Europy. Poza tym była pogodna, jednak nie mówiła zbyt wiele. Chociaż mieli iść prostym szlakiem, ona cały czas miała pod ręką mapę i kompas. Jako jedyna z nich nie nosiła czapki, jej dwa grube, jasne warkocze zwisały dostojnie po bokach jej głowy, a na uszach miała polarową opaskę.
Zawsze blisko niej trzymała się Nuria, twarz drobnej dziewczyny zawsze zdobił uśmiech, miała długie czarne włosy i bystre spojrzenie. Pochodziła z Hiszpanii i była wielką miłośniczką zwierząt, pasjonował ją leśny ekosystem, więc na Finlandii czuła się wspaniale. Nie miała za do doświadczenia w chodzeniu po górach, dlatego pewnie tak uważnie słuchała Ludmiły i Iwana.
Ostatnim nie licząc Donghyucka i Marka uczestnikiem był Matteo z Włoch. Wyglądał na totalnego lekkoducha. Niewiele go obchodziło i też nie wiele miał problemów. Ciągle żartował i starał trzymać się blisko Nurii, która ewidentnie wpadła mu w oko. Często dawał do zrozumienia, że jest tutaj, żeby się dobrze bawić.
Mark szedł ostatni i patrzył na plecy dziewczyn, między które wcisnął się Matteo, żeby je zabawiać co skutkowało skwaszoną miną Ludmiły i wybuchami dźwięcznego śmiechu Nurii. Kawałek przed nimi szedł Donghyuck, a koło niego Wania, który prowadził całą wyprawę. Co chwila jednak rzucał przed siebie kij, po który biegły dwa malamuty i jeden z nich wracał z kijem w pysku.
Mark rozejrzał się dookoła, ciężko było nie docenić piękna krajobrazu, las był przykryty śniegiem, który oblepił nawet gałęzie, sprawiając że cały krajobraz wyglądał jak czarnobiałe zdjęcie. Powietrze było czyste, ale kiedy wzięło się go duży haust, to mróz kół w nos i płuca, a łzy wypływały z oczu. Kiedy szli zimno nie było tak dokuczliwie jak śnieg, który jednak utrudniał marsz.
Gdy chłopak znów podniósł spojrzenie zobaczył, że Donghyuck zwolnił, minęła go już Ludmiła, Matteo i Nuria. Kiedy zrównał się z Markiem bez słowa zaczął iść koło niego. Starszego wcale to nie zdziwiło, Donghyuck czuł się za niego odpowiedzialny, bo chłopak nikogo prócz niego nie znał. Szli bez słowa, a jedynym dźwiękiem był skrzypiący pod ich stopami śnieg.
- Zabawne. – Zaśmiał się Mark w pewnym momencie. – Zawsze myślałem, że nie lubisz zimna.
Donghyuck spojrzał krótko na jego profil, a później wbił wzrok w dal.
![](https://img.wattpad.com/cover/205379278-288-k109207.jpg)
CZYTASZ
Let's Play (Markhyuck Nomin)
Teen FictionJeno pragnął tylko jednego chłopaka na całym świecie, ale jak na złość okazał się on młodszym bratem jego najlepszego przyjaciela, a jak mówi stara jak świat zasada: łapy precz od matki i rodzeństwa kumpla. przewaga fluffu, tematyka szkolna, ale mo...