9. A ja muchy połykam

38 9 27
                                    

94, 96, 98, 100 - liczyłam w głowie. - Okej teraz skręcam w lewo i 1, 2, 4, 6...
Gdy doliczyłam do 20, nadal nie zobaczyłam nikogo znajomego, ale zamiast tego, z nie daleka, usłyszałam ludzkie głosy, a także szelest liści i co najważniejsze, światło pochodni, którą według planu Seol, Hoseok i Yoongi mieli zapalić na nasze przyjście, żebyśmy mogli wszyscy łatwo znaleźć się w ciemnym lesie.
Udałam się więc, już marszem, w tamtym kierunku.
Wkrótce odnalazłam i ujrzałam oświetlone twarze Hobiego, Mina, Seol, a także Jiran, Jimina, Yongsun oraz Kiry, którzy właśnie kładli na trawie zdobyte dla nas zasoby. Znaczy, że akcja się powiodła. Chociaż...

- Hej, dobra robota - powiedziałam, wychodząc do nich z ciemności. - Ale gdzie jest Królik i Kimowie?
Na mój głos Hoseok lekko podskoczył, a wszyscy obejrzeli się w moją stronę.
- Eonnie, dobry Boże, nie strasz - odetchnęła Yongsun.
- Sorka.
- A Namjoona, Seokjina i Jungkooka nie ma z tobą? - zapytał Jimin - Myśleliśmy, że poszliście w końcu razem.
- Niee... - odpowiedziałam i zaczęłam się już lekko denerwować. - Przyszłam tu sama, tak jak było w planie, a oni mieli wrócić po prostej, tak jak wy wszyscy.
- Hej, spokojnie, Sunglee. Pewnie zaraz tu trafią - powiedziała łagodząco Seol.
- Oby - westchnęłam.

* * *

Jeonnie dopiero po paru minutach zorientowała się, że jest przytomna i może otworzyć oczy. Powoli uniosła powieki. Jednak okazało się, że ciemność, którą widziała, nawet po tej czynności, pozostała ciemnością. Trochę obłąkała dziewczyna chciała się poruszyć, ale jej ciało było całe obolałe. Tylnia część głowy udzielała jej się najbardziej. Choć była mocno zdezorientowana, czuła, że leży na trawie. Chciała więc się z niej podnieść. Spróbowała ruszyć ręką. Nic. Potem nogą. Nic. Coś zahamowywało jej działania. Oprócz tego, że wszystkie kończyny miała lekko zdrętwiałe, to czuła jakiś ucisk wokół nich. Podobne ściskanie odczuwała także na swojej twarzy.

Naprawdę nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie miała pojęcia gdzie jest, jaki jest dzień, co tu robi. I na dodatek wszystko ją tak cholernie bolało, a jej oczy widziały jedynie czerń.
Odczuwanie bólu było chyba jednak jedną z tych niewielu pozytywnych rzeczy. Przynajmniej dzięki temu, wiedziała chociaż, że żyje.
Usłyszała dźwięki. Przyjemne. Były to odgłosy lasu. Ich obecność ją dziwnie uspokoiła. Wsłuchując się w nie, leżała tak, nie wiadomo ile czasu. Jednak po jego upływie, nagle i niespodziewanie, coś zaczęło zagłuszać uspakajającą melodie lasu.
Ludzkie głosy oraz szelest butów wśród trawy i liści. Dźwięki te stopniowo się do niej zbliżały i stawały się coraz głośniejsze. W końcu mogła nawet usłyszeć rozmowę jakichś ludzi.

- Hej, Mark, Urij! Zmiana warty! - krzyknął z daleka jakiś nieznajomy, męski głos.
- Mhm, Markowi wszystko jedno. Śpi od 10 minut. Nawet mu nie przeszkadza, że na stojąco, Widzicie? - odezwał się drugi nieco bliżej.
- No to trzeba go ocucić.
- Lev, dajbyś mu spokój. Nabiegał się ostatnio chłopak. Nie dziwne, że mu się kimnęło.
- Mhm. Wiesz co, Martin? Też dziś się nabiegałem i wcale byś mi tak nie pozwolił spać na warcie.
- Bo ty byś nie zasnął na warcie.
- Ha. No dobra, tu się zgodzę. Ale cóż... I tak trzeba Marka obudzić... Hej, Mork! Niebo ci spada na łeb!

Jeonnie usłyszała dźwięk głuchego uderzenia, jak walnięcie dłonią o ubranie. Potem coś upadło, ktoś się przewrócił i zwalił się ze stłumionym krzykiem na trawe.
- Arghhh!
- Ghaha! Moorkk! Spałeś na stojąco w czasie warty! Zaśliniłeś nawet karabin!
- Co?
- Mork.
- Mam na imię Mark, Lev!
- Ghahaha! Wiedziałem, że to cię ocuci.
- Hej, chłopaki, nie drzyjcie się tak. Wszyscy się pobudzą włącznie z więźniami.
- Martin ma rację, inni chcą trochę pospać przed i po swojej warcie.
- Dobra, Urij. Ty i Mark możecie już iść.
- Ok, dzięki, Martin. Powodzenia.
- Dobrych snów, Mork.
- MARK!
- Ghaahaha!
- Cicho, Lev!

Po tym głosy znacznie ucichły. Jeonnie nie rozumiała absolutnie nic z tej wymiany zdań. Wszystkie te cztery męskie głosy były jej zupełnie obce. Z resztą tak samo, jak należące do ich posiadaczy imiona.
Świadomość trochę do niej wróciła i nieco zorientowała się w swojej aktualnej sytuacji. Ustaliła, że jej wszystkie kończyny są czymś skrępowane, a na głowie ma założony najprawdopodobniej materiałowy worek. Wszystko się zgadzało, bo jeden z tamtych mężczyzn wspomniał podczas rozmowy o więźniach, do których napewno zaliczała się między innymi ona sama. Przypominając sobie po kolei ostatnie wydarzenia, zaczęła domyślać się nawet, kim są osoby, na których łasce teraz się znajdowała.

Zaatakowano nas. Musieliśmy się ewakuować i opuścić pokład helikoptera za pomocą spadochronów. Przy lądowaniu musiałam w coś niefortunnie walnąć głową i zemdleć. Pewnie ci tutaj mnie po tym znaleźli. Czy możliwe, że są to ludzie, którzy wtedy otworzyli do nas ogień. Ciekawe jak długo jestem nieprzytomna. No i... Gdzie są wszyscy inni? Jestem tu sama, czy może oprócz mnie też kogoś schwytali? Nie wiem... Ten worek... Nic przez niego nie widzę. Jest z materiału, a nie przepuszcza żadnego światła ani zarysów otoczenia. Cholera... Kim są ci ludzie i co planują? Czy mam w ogóle jakieś szanse na ucieczkę? Nawet nie wiem, czy ktoś oprócz mnie żyje! Nie. Stop. Muszę zachować spokój. Jestem wśród wrogów, związana i nic nie widzę. Czy ja mogę cokolwiek tak naprawdę zrobić? Cholere by tooo!

W tym momencie dziewczyna znowu usłyszała głosy dwóch mężczyzn, którzy przed chwilą przejęli warte.
- Hej, Martin, po co my tę czwórkę tak właściwie trzymamy? To tylko dodatkowe gęby do wykarmienia i ciężar do targania. Nie możemy się ich po prostu pozbyć?
- Lev, ehh... Po pierwsze, nie wiem. Kazano nam ich brać żywcem, to wzięliśmy. Po drugie, nie mamy pewności, czy któreś z nich aby się nie obudziło, więc powinniśmy być ostrożni ze wszelkimi rozmowami.

- Jak któreś z nich nas podsłuchuje to niech posłucha tego. Hehe. Ykhym, ykhym. Ja, Porucznik Lev, nie patyczkuję się z więźniami. Ich obecność jest dla mnie tym samym, co obecność muchy w moich ustach. A ja muchy połykam. Białko itd. Otóż to! Więźniowie mają być dostarczeni żywi? Okej, ale to nie znaczy, że nie mogą być lekko obici. W razie nieposłuszeństwa z waszej strony, odbije dokładnie odciski mojej pięści, łokcia, kolana lub stopy na waszych ślicznych koreańskich buźkach...
- Lev, błagam, przestań. Jesteś już dawno dorosły i jesteś członkiem Tajnego Korpusu Zbrojnego. Odpuść sobie takie gadki dla postrachu. Nawet nie wiesz, czy oni cię słyszą.

- Martin, błagam, przestań. Jesteś nudny i chyba już zawsze będziesz. Dajmi poczuć wyższość i władze!
- Ja pieprze. Co jest z tobą nie tak?
- Wszystko jest pięknie, tak, jak powinno być.
- Dobra, mam dość. Wygrałeś. Nagrodą będzie nakaz milczenia do końca warty.
- Znaczy do rana!? To przecież jeszcze 3 godziny!
- Csiiiicho bądź, tępa strzało.
- O, już wiem, o co ci chodzi! Teraz ty chcesz się zdrzemnąć tak jak Mark! O nie! Nie ze mną takie numery! Ze mną się nie zdrzemniesz nawet na pół sekundu!
- Co ty nie powiesz...
- Powiem więcej...!
- Byle nie za dużo i o pół tonu ciszej.
- Ghaha! Lubię twoje żarty, Martin! Są takie nudne i okropnie nie śmieszne!

Jeonnie przestała przysłuchiwać się rozmowie wartowników. Więcej przydatnych informacji już by raczej nie zdobyła.
Więc nazywają się Tajnym Korpusem Zbrojnym. Ci tutaj mają rozkaz nas gdzieś przetransportować i z tego, co zrozumiałam nie mogą nas zabić. Przynajmniej tyle! Okej! Oni... Mówili coś o czwórce! To znaczy, że oprócz mnie więżą tu jakieś trzy osoby. Ciekawe, czy jest to ktoś od nas. Nawet jeśli, to większość nadal jest na wolności. Może nawet wszyscy żyją! Byle tak było. Do rana jeszcze trzy godziny. Nie wiem, czy przez ten czas dowiem się jeszcze czegoś od tych dwóch. Jeden, ten Martin, jest dość czujny i nie głupi. Może pójdę jeszcze spać, bo choć przed chwilą dopiero wstałam, to nadal czuję się zmęczona. O-okej, chyba będzie okej...

____________________

Nie miałam tu na myśli Morka Lee jakby co...
Wybierałam z listy rosyjskich imion ^∇^

VIRUSOZATION  • | •  BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz