6. Latać może każdy

38 10 20
                                    

Gdy poczułam, że mogę, zaczęłam przyspieszać kroku i biec. Krzyki dochodziły już z bardzo bliska. Wydawało mi się także, że rozpoznaję już te dwa głosy.
W momencie, kiedy wybiegłam zza jednego z ogromnych drzew, zobaczyłam wołającą o pomoc dwójkę. Tak jak myślałam, była to Jiran oraz Jimin. Wyglądało na to, że mieli naprawdę poważne kłopoty.
Oboje wisieli około 7 metrów nad ziemią. Tyle, że dziewczyna głową w dół. Chłopak trzymał ręką mocno za jej kostkę, natomiast drugą dłonią obejmował gałąź nad swoją głową. Nie wyglądała ona raczej na aż taką grubą, aby mogła w nieskończoność utrzymywać ciężar dwóch osób. Lada moment wisząca para mogła spaść.

- Pomocy! - krzyczała zrospaczona Jiran. - Jimiiiin! Zaraz oboje spadniemy! Musisz mnie pu-puścić!
- Nie! Nie zrobię tego! Zaraz coś wymyślę! Wytrzymaj jeszcze chwilę - odpowiedział z trudem chłopak.
- Nikt nas nie słyszy! Nikt nam nie pomoże! To bez sensu! Puść mnie!
- Jiran, przestań! Nie wierć się! Przeżyjemy razem, oboje!
- Ale... Aa!
- Co się dzieję?
- E-Eon...Eonnie!!!
Dziewczyna zobaczyła mnie, gdy byłam już kilkanaście metrów od pnia drzewa, z którego we dwoje zwisali.
- Jiran! Jimin! - odkrzyknęłam. - Postarajcie się nie ruszać i wytrzymać jeszcze trochę! Zaraz wam pomogę!

Powiedziałam to, tylko żeby ich uspokoić. Tak naprawdę w ogóle nie wiedziałam, jak mam ich stamtąd ściągnąć.
Dookoła Jiran znajdowało się co prawda pare gałęzi, ale były one za bardzo oddalone, żeby mogła ich dosięgnąć ze swojej aktualnej pozycji. Jednek, gdyby Jiminowi udało się ją trochę rozchuśać, możliwe, że dałaby radę złapać którąś z nich. Mimo wszystko, miałam co do tego działania wątpliwości. Ryzyko, że gałąź, za którą trzymał się chłopak, urwie się przy większym ruchu, było wysokie. Gdyby tak się stało, spadliby oboje.

Naprawdę nie wiedziałam, co ja mogłabym zrobić, oprócz pokierowania ich od punktu do punktu na ziemię.
Teoretycznie mogłam spróbować się do nich wdrapać i starać się przechwycić Jiran od Jimina, by zmniejszyć wagę obciążającą gałąź, na której ledwo wisieli. Byłoby to jednak nie lada wyzwanie. W takiej sytuacji ostatecznie mógłby pomóc mi mój scyzoryk do wbijania go w korę pnia drzewa, by stabilniej się po nim wspinać.
Sięgnęłam więc po niego do kieszeni. Niestety nie mogłam go znaleźć. Po chwili zorientowałam się, że narzędzia wcale tam nie było. Znajdowało się tam jedynie pudełeczko od Minji. Ale scyzoryka nie było.

Cholera, pewnie musiał mi wypaść przy tamtym upadku - pomyślałam, zaciskając pustą pięść. - Co teraz? Jak mam im po-?
W tym momencie usłyszałam dość głośny trzask z góry. Zaraz po nim doszły mnie krzyki zwisającej dwójki. Odgłos ten był dźwiękiem łamiącej się gałęzi.
Na szczęście konar nie złamał się i nie odpadł od pnia całkowicie. Wyłącznie się naderwał, co spowodowało, że nieco obniżył swoje położenie, ale i stał się bardziej niepewnym i kruchym punktem. Nie zmieniało to więc faktu, że zaraz dojdzie do jego zniszczenia i upadku trzymającej się na nim pary.
Było źle. Musiałam szybciej i efektywniej ruszyć głową. Jednak zanim to zrobiłam, usłyszałam mechaniczne bzyczenie.

* * *

Spojrzałam w górę. Nad ziemią, na wysokości około 5 metrów leciał biały dron. Zmierzał w naszym kierunku, a dokładniej w stronę Jimina i Jiran. Oni też musieli go już zauważyć.
- Czy to jest dron? - ogromnie zdziwiła się dziewczyna, jakby zapominając, że wisi do góry nogami. - On do nas leci?
- Skąd się tu wziął? - spytał tak samo oniemiały chłopak.
- Może ktoś z tamtych z SURVIVALU jest blisko - powiedziałam, ciągle obserwując latające urządzenie, które właśnie podlatywało do zwisającej dwójki.
Wszyscy z nas byli bardzo ciekawi, co zamierza zrobić dron.

Maszyna zaczęła zmierzać trochę niżej, w kierunku głowy Jiran. Zatrzymała się tuż przed jej twarzą. Po chwili, wystającym z dołu szczypcem, wyjęła małą karteczkę, na której prawdopodobnie było coś napisane.
- "Złap się" - przeczytała na głos dziewczyna. - Czego mam się złapać?
Nie czekała długo, a razem z nami poznała odpowiedź na swoje pytanie.
Po dwóch, przeciwnych bokach dronu otworzyły się małe klapki. Zaraz potem wysunęły się z nich podobne do rączek roweru, dwa trzymadła.
Jiran zamrugała.
- Ale... To mnie utrzyma? - zapytała niepewnie.
- Jestem pewny, że lepiej od tej gałęzi, która się zaraz złamie! Dawaj Jiran! - krzynął dla otuchy Jimin.

Dziewczyna nie zastanawiała się już ani chwili dłużej. Złapała się obiema rękami za trzymadła wystające z boków drona.
- Puszczam! - dał znać chłopak, gdy widział, że dziewczyna już jest gotowa i całkowicie poluźnił uścisk na jej kostce.
Jiran wrzasnęła, momentalnie obracając się w locie do pionu, po czym zaczynajác huśtać się na boki. Trzymała się jednak bardzo mocno. Nie spadła. Dron też nie obniżył lotu. Ani trochę.
- O luju! - krzyknęła podekscytowana dziewczyna. - Ale szałowo! O shoot!
Bzyczące urządzenie zaczęło stopniowo i powoli opadać. Po paru sehundach Jiran stała już nogami na ziemi. Trzęsła się, ale stała.

Po tym jak otrząsnęłam się z wrażenia, natychmiast do niej podbiegłam.
- Jiran! Wszystko z tobą ok? Nic ci nie jest? Jesteś ranna? Jak to wszystko się stało?
W czasie gdy wypytywałam dziewczynę, dron uniósł się z powrotem w górę i zdjął z drzewa ledwie trzymającego się już Jimina.
Po chwili chłopak wylądował na twardym gruncie, tak samo bezproblemowo, jak poprzedzająca go dziewczyna.
- Jimin z tobą też ok? - spytałam.
- Tak - odpowiedział. - Ale moje ręce... Ałaa...
- Zrobię ci później masaż, ChimChim - puściła oko do chłopaka Jiran, na co on wyraźnie się rozpromienił.
Dron w międzyczasie zniknął niewiadomo gdzie. Nie widzieliśmy nawet, w którą stronę poleciał.

- Dobra, teraz musimy znaleźć resztę naszej grupy - powiedziałam. - I możecie mi opowiedzieć, co stało się z waszym helikopterem, a także jak wylądowaliście razem w takiej pozycji...
- Jakimś cudem nie starczyło spadochronu dla jednej osoby, więc dwoje musiało polecieć na jednym - wytłumaczyła dziewczyna, gdy zaczęliśmy iść do przodu. - No i my się zgodziliśmy.
- Ja i Jiran jesteśmy praktycznie najniżsi, a co za tym idzie najlżejsi, dlatego to chyba było najlepsze wyjście - dodał Jimin.
- Racja - zgodziłam się.
- A co do lądowania... - zaczęła niepewnie dziewczyna - to ja nawet nie wiem, jak to się stało.
- Okej...

Szliśmy i szliśmy. Las był gęsty. Ciężko było kogoś z daleka zauważyć.
- Poczekajcie - wstrzymałam marsz. - W jakim kierunku idziemy?
- Eee... W sumie to nie wiem - odparł Jimin. - A co?
- Tamten z białymi włosami z naszego helikoptera powiedział nam, żebyśmy szli na południe.
- A no tak! - walnęła się w czoło Jiran. Nam też to powiedzieli. Musimy szybko znaleźć południe! Mech. Mech rośnie na północ, więc... Widze, że wiecie.
Dziewczyna szybko dołączyła do mnie i Jimina, bo my zaczęliśmy szukać mchu jeszcze zanim jej dłoń zetknęła się z czołem.

- Jest! - zawołał niedługo potem chłopak, wskazując na ciemnozieloną, puchatą roślinkę przy korzeniach pobliskiego drzewa. - Kurczę, szliśmy cały czas na północ.
- Cholera, niedługo będzie się ściemniać. Musimy się pospieszyć - powiedziałam. - Chodźcie.
Nagle usłyszeliśmy znowu dźwięk bzyczenia. Spojrzeliśmy w górę i ponownie zobaczyliśmy lecącego do nas, białego drona. Tym razem nie była to tylko sama maszyna. Na jej górnej, niewielkiej platformie stał człowiek. Gdy nieco się zbliżył, rozpoznaliśmy w nim czarnowłosego z helikoptera Jimina i Jiran. Staliśmy jak wryci, gdy dron zatrzymał się przed nami, tuż nad ziemią, po czym zszedł z niego nie wyglądający na wesołego, ciemnowłosy mężczyzna.

- Jesteście, matoły! - zaczął przyjemne i ciepłe powitanie. - Czy wy wiecie, gdzie, do cholery, jest południe!? A nawet, jak już wcześniej znalazł was mój dron, to nie mogliście chwilę pomyśleć i za nim pójść!? Nie musiałbym rozdzielać się z RaeIn i was szukać! Cholera jasna!
Gdy skończył tym dźwięcznym i głośnym przekleństwem, nikt nie chciał mu w żaden sposób odpowiadać. Z resztą, czarnowłosy chyba nawet tego nie oczekiwał.
- Dobra, teraz, w postaci takiej małej kary, będziecie musieli dobiec przed nocą do naszego obozu. Tylko chyżo, bo zostało wam już mało czasu, a to jakieś 4 kilometry trasy przełajowej. Raz, raz!
Sam mężczyzna wszedł z powrotem na platformę dronu i nie czekając na nas, najzwyczajniej poleciał.

____________________

Będę musiała przedłużyć czas wychodzenia rozdziałów tak do 5 dni, bo pomimo kwarantanny się na spokojnie z nimi nie wyrabiam, a chcę, żeby to co piszę jakoś brzmiało. Tak więc do za pięć dni 👋

VIRUSOZATION  • | •  BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz