18. Incognito

26 9 0
                                    

Nie mogłam oddychać, a na dodatek w mętnej wodzie nie miałam szans, żeby cokolwiek zobaczyć. Z tego powodu jedyną rzeczą którą robiłam, było miotanie się na wszystkie strony z nadzieją, że może uda mi się uwolnić od opinającego moją nogę czegoś.
Czułam, jak to coś mnie gdzieś ciągnie. Nie wiedziałam, gdzie pod wodą jest góra a gdzie dół, więc nie wiedziałam również, w którą stronę to coś ze mną zmierzało. Jednak wydawało się, że moje gwałtowne i nieokreślone ruchy znacznie spowalniają tą próbę uprowadzenia.
Nagle przypomniało mi się, że w kieszeni powinnam mieć scyzoryk pożyczony od Namjoona. Szybko sięgnęłam ręką do spodni. Jednak tam nic nie znalazłam.

Nie ma? Może druga kieszeń!
Włożyłam rękę.
Nie ma!?
Scyzoryk najprawdopodobniej wypadł mi podczas tej całej szarpaniny w wodzie. Teraz już nie miałam szansy, żeby znaleźć go w tych odmętach. Dobrze, że przynajmniej prostokątne pudełko, które przekazała mi jeszcze na pokładzie helikoptera Minji oddałam Jinowi do plecaka.
Podczas gdy mój plan zawiódł, coś, co trzymało moją prawą nogę zachłannie chwyciło także tą drugą, lewą. Moje kopniaki straciły mocno na sile i pozostawały mi tylko ręce.
W tym momencie przed oczami zaczęły pojawiać mi się czarne kropki.
Tlen! Nie mam już tlenu!

W głowie zaczęło mnie coś cisnąć i się kręcić. Czułam jak stopniowo odpływałam i od świadomości, i od powierzchni wody. Nie miałam już siły na machanie rękami i siłownie się nogami. Czarne kropki robiły się coraz to większe i większe, powoli zasłaniając mi widoczność.
Po chwili poczułam, że coś, co oplatało mnie za prawą nogę, puściło, jednak moją lewą kończynę wciąż coś trzymało. Potem zupełnie nagle moim ciałem szarpnęło w całkiem innym kierunku niż płynęło do tej pory. Nie miałam już pojęcia, co dokładnie się ze mną działo, ale czułam, jak kolejne cosie łapią mnie za ręce, nogi i plecy, ciągnąc razem w jednym kierunku, ku górze.

W pewnej chwili woda zrobiła się jaśniejsza, a ja usłyszałam krzyczące coś głosy. Następnie głośno plusnęło, a moja górna część ciała znalazła się na powietrzu. Odkaszlnęłam wodą, aż zabolało mnie w gardle i płucach, a zaraz potem wzięłam gwałtowny wdech, i tak cały czas krztusząc się i dusząc.
- Ja pierdole! - to pierwsze słowa, które udało mi się usłyszeć.
- Co to, kurwa, było!? - kolejne.
- Eonnie, żyjesz? - spytała chyba Jiran, ale nie byłam pewna.
Póki co nie byłam jednak w stanie jej ani nikomu odpowiedzieć. Ciągle nie mogłam normalnie oddychać, a co dopiero coś powiedzieć.
- Chwila, musimy natychmiast wyjść z tej wody! - krzyknął najprawdopodobniej Namjoon.

Poczułam, jak jestem brana na czyjeś plecy, a jakieś dwie ręce asekurują mnie od tyłu.
Po paru minutach, przez które słyszałam tylko pluski wody i niewyraźne, wykrzykiwane słowa, zostałam posadzona gdzieś na suchym lądzie i okryta jakimiś ciuchami.
- Cholera... Dzięki - odparłam w końcu po kilku minutach, gdy odzyskałam pełną kontrolę nad oddechem. - Gdyby nie wy...
- Utonęłabyś, a ten potwór, który cię złapał zawlókłby twoje zwłoki do swojej wodnej jaskini i tam nakarmiłby tobą swoje młode - dokończył Kira z uśmieszkiem na twarzy, najpewniej dumny z siebie, że brał udział w ratowaniu komuś życia.

- Dobrze, że to coś zabiliśmy - powiedział Hoseok, równie dumny.
- W sumie... - odparł Yoongi - to my wcale tego nie zabiliśmy, tylko Jo dźgnęła to jakimś ostrym patykiem parę razy i sobie po prostu odpłynęło, a my wyciągnęliśmy Sunglee z wody.
- Co to w ogóle było? - spytała Seol.
- Potwór... z Loch Ness! - krzyknął Seokjin.
- Ciut mniejszy i bardziej mackowaty, ale załóżmy, że był to potwór z Loch Ness - mruknął Joon. - Słuchajcie! Musimy zaraz ruszać dalej. Sunglee, ile czasu jeszcze potrzebujesz?
- Myślę, że raczej możemy już iść.
- Na pewno?
- Tak, na pewno. Chodźmy.


* * *

Jeonnie szła w stronę swojego celu. Dzięki temu, że została puszczona wolno, mogła działać dalej, pozbawiona upierdliwej obsady Martina, Leva i Urija, którzy zostali jeszcze w namiocie. Dziewczyna nie była przez nikogo pilnowan ani nie była związana, więc mogła bez większego problemu wypełnić swoje kolejne zadanie. Wszystko zgodnie z planem.
Szła pewnie, a żołnierze dookoła niej ledwie rzucali na nią kątem oka. Teoretycznie mogła już sobie zwiać, ale nie, nie mogła zostawić tu Tae ani tych z SURVIVALU, w końcu to dzięki nim mają szansę na wspólną ucieczkę, a na dodatek są silnymi sprzymierzeńcami.

Odnalazła wzrokiem namiot, o którym powiedziała jej Minji. Tam właśnie zmierzała. O znaczeniu tego, co było w nim ukryte, dowiedział się przypadkowo Soonho. Był tam przez chwilę przetrzymywany z workiem na głowie, ale szczęście chciało, żeby materiał zasłaniający mu widok akurat zaczepił się o jakiś drucik, dzięki czemu więzień mógł ściągnąć sobie worek z głowy i poprzyglądać się przez chwilę rzeczom w namiocie, dopóki żołnierze nie zorientowali się, co się stało. O swoim błędzie najprawdopodobniej nie powiedzieli nikomu, bo bali się konsekwencji. Nie wszyscy w Korpusie byli tacy inteligentni jak Martin.

Przechodząc do sedna, w namiocie znajdowały się akta. Nie była to broń, która mogła zadać fizyczne rany, ale mogła zostać użyta na parę innych sposobów. Celem było poznanie głębszej istoty Tajnego Korpusu Zbrojnego. "Żeby móc walczyć, trzeba najpierw wiedzieć z czym się walczy", tak powiedziała Minji, objaśniając Jeonnie tę część planu kilkadziesiąt minut temu.
Stosując się do tej zasady, miała zakraść się do namiotu z aktami i jak najwięcej z nich wyczytać, oczywiście wszystko zapamiętując. Ukraść ich nie mogła z wielu oczywistych przyczyn, więc to było jedyne wyjście. Jednak cokolwiek miałaby zrobić czy nie zrobić w środku namiotu, musiala najpierw się do niego dostać.

Widziała już stąd, że pilnuje go dwóch żołnierzy. Musiała sprawić, żeby ich tam nie było. Ale na to miała już pewien sposób.
Wyciągnęła przymocowany za spodniami i przykryty ubraniem pistolet, który "dostała" od Martina. Oczywiście nie działał, ale z wyglądu był nadal niczym innym, jak prawdziwą i mogącą zrobić krzywdę bronią. A który więzień ot tak chodzi sobie z takim cackiem po obozie wroga? No właśnie.
Do zyskania większej wiarygodności musiała jeszcze mieć odpowiedni ubiór. Był to najprostszy punkt w tej części planu. Niektórzy żołnierze pozostawiali bowiem swoje kurtki i czapki porozrzucane na ziemi. Może i byli wojskowymi, ale niechlujna natura facetów nadal obowiązywała.

Wystarczyło więc, nie rzucając się za bardzo w oczy, podkraść się po cichu i pożyczyć po jednej kurtce i czapeczce.
Po wykonaniu tego punktu, Jeonnie uznała, że było to nawet prostrze niż na początku myślała. O dziwo, żołnierze naprawdę nie zwracali na nią uwagi, takiej, jaka powinna przysługiwać więźniowi. Może to dlatego, że w pobliżu nie było dowódcy i wszyscy uznali to za "przerwę od robory"? Mimo wszystko przepełniona adrenaliną dziewczyna, ukryta za gęstym krzakiem, narzuciła zdobytą kurtkę na trochę obdrapaną bluzkę, a na głowę włożyła czapkę, wkładając do niej część włosów, by wyglądały na krótkie i nasuwając daszek lekko na oczy.
Była gotowa. Wzięła do ręki swój pistolet i ruszyła do namiotu, który był jej celem.

Jeonnie czuła się, co samą ją zaskoczyło, dość pewna siebie. Tak jakoś. Nie wiedziała, co takie uczucie spowodowało, ale nie dygotała już w środku, a jej ręce się tak nie pociły. Była dobrej myśli, co do powodzenia planu.
Natomiast, gdy stanęła przed dwójką żołnierzy pilnujących namiotu, to uczucie nie zniknęło całkowicie, ale delikatnie w niej osłabło. Dziewczyna musiała się jednak trzymać i grać pewną siebie, bo inaczej nikt nie uwierzyłby w autentyczność jej żołnierskiej osoby.
- Wy dwaj - podchodząc, rzuciła z wyższością i jak gdyby od niechcenia w stronę mężczyzn, kręcąc pistoletem na palcu prawej dłoni z lekko pochyloną w dół głową. - Dowódca dał rozkaz, żeby was zastąpić, bo jak się wyraził "za ciężko pracujecie, że zaraz będzie musiał wam podwyższyć pensję", więc kazał mi was na chwilę zastąpić.

Żołnierze popatrzyli na siebie, jak gdyby trochę zdezorientowani, ale po chwili Jeonnie ujrzała jak na ich ustach pojawiają się uśmieszki.
- Prędzej czy później i tak będzie musiał dać nam tą podwyżkę - powiedział jeden z nich, młody brunet z postrzępionymi włosami obwiązanymi czarno-szarą bandamą.
- Ano będzie - odparł drugi, wyższy, ostrzyżony na jeża z mała blizną po prawej stronie czoła. - Dobra, to my spadamy, ale niech Martiś wie, że się nie wywinie.
I poszli, żartując sobie i gratulując sobie nieistniejącej podwyżki.
Czy naprawdę poza Martinem i jego dwoma przydupasami są tu sami idioci? - pomyślała Jeonnie, wchodząc do namiotu.

____________________

Chcę się spytać, czy to ff nadal się wszystkim tak samo podoba i czy tak samo fajnie je się czyta jak wcześniej? Bo idk, często jest tak, że kolejne części, sezony itp są gorsze niż te wcześniejsze, u know what I mean. Więc zezwalam na napisanie w komentarzu szczerze swojej opinii. W sensie nie zmuszam, ale no :)))

VIRUSOZATION  • | •  BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz